Krzyż Pojednania w Czeskim Raju
10 maja 2021Wyciosany przez miejscowego kamieniarza Ivana Podobskiego krzyż stanął przed budynkiem miejscowej szkoły, w miejscu, gdzie doszło do pogromu. Powstał z piaskowca zawierającego związki żelaza tworzące na nim czerwone przebarwienia, wyglądające jak plamy krwi.
„Od razu pomyślałem, że powinien przypominać tors idącego człowieka, który niesie wielki ciężar”, tłumaczył Podobský kilka miesięcy temu lokalnemu portalowi Turnovsko.info. „Przyszły mi do głowy słowa ‘Za wszystkich niewinnych niosę brzemię winy’. W końcu zostały jednak skrócone i wyciosane w krótszej, bardziej ogólnej wersji ‘Niosę brzemię winy’”.
Krzyż jest pochylony. Rzeczywiście wygląda jak przygnieciony czymś bardzo ciężkim.
Pierwsza relacja
O masowym mordzie w Rovensku pod Troskami przez całe dekady się nie mówiło. Pierwszy o niej napisał Pavel Matys, który przeprowadził się do tego miasta z pobliskiej Lomnicy nad Popelką. Tekst opublikował w wydawanej przez siebie lokalnej gazecie „Rovenské listy” w maju 1995 roku, dokładnie w 50 rocznicę masakry.
– Niczego nie odkrywałem. Po prostu rozmawiałem ze świadkami i uczestnikami tego, co tam się wtedy wydarzyło, poskładałem to razem i opublikowałem – mówi Matys DW. – Zamieściłem tam tylko to, co mi w ten sam sposób opowiedziały przynajmniej dwie osoby.
Zginęło wtedy 365 ludzi. Wśród nich kilkudziesięciu byłych żołnierzy Wehrmachtu. Ale reszta to cywile. Uciekinierzy ze Śląska, Niemcy sudeccy. Nie tylko mężczyźni – także kobiety i dzieci.
„Zabili nam Wielkiego Iwana!”
10 maja 1945 roku w centrum Rovenska trwał festyn, grała muzyka. Niemcy znaleźli się tam przypadkowo. Byli konwojowani przez żołnierzy Armii Czerwonej w drodze ku granicy.
W tym samym czasie w szkole obok samozwańczy sąd sądził esesmanów. – Kilku, mniej niż dziesięciu. Zamknęli ich w jednej z klas, prowadzono po jednym do innej, gdzie wysłuchiwali wyroki śmierci. Byli natychmiast rozstrzeliwani z tyłu za budynkiem szkoły – opowiada Matys.
Jednemu udało się zbiec, schronił się w kręgielni. W pogoń za nim rzucili się rosyjscy partyzanci, uciekinierzy z marszów śmierci. Pierwszy był ich dowódca, Iwan Nielipowicz. Utknął w drzwiach obrotowych. Esesman wyrwał mu karabin z ręki i zabił z jego własnej broni. Sam zginął chwilę później.
Partyzanci wybiegli na ulicę. „Niemcy zabili nam Wielkiego Ivana”, wołali. Ktoś zaczął krzyczeć: „Zabijcie te wszystkie świnie!”. Czerwonoarmiści zaczęli strzelać. Niektórzy miejscowi się do nich przyłączyli.
Pierwsze upamiętnienie
Pavel Matys, który jako pierwszy opisał tę masakrę, zainicjował też jej upamiętnienie. Wsparli go koledzy miejskiego samorządu, do którego wtedy też należał. Powstał niewielki pomnik z napisem „Ofiarom II wojny światowej”. – Był bardzo skromny. Ale jednak był – mówi dzisiaj.
Od tego czasu historia była wiele razy opisywana, na przykład w reportażu „365 ludzi w polu, jak dni w roku”, nadanym przez Czeskie Radio Plus w 2013 roku. Odzew wciąż jednak nie był imponujący. Jeszcze dwa lata temu burmistrz miasta Jirzína Bláhová tłumaczyła dziennikarzowi gazety „MF Dnes”, że w każdą rocznicę pod pomnikiem składa kwiaty „dla wszystkich ofiar wojny, po obu jej stronach”, ale „robić cokolwiek więcej byłoby szukaniem sensacji”.
Przed pomnikiem w Rovensku kwiaty składał też hetman (marszałek) województwa libereckiego Martin Půta. Burmistrz Bláhovą przekonywał, że pomnik powinien być trochę większy i trochę bardziej godny. – Gdy przyjechałem w ubiegłym roku, powiedziała mi, że będzie nowy pomnik – mówi hetman Půta w rozmowie z DW.
Krzyże pokutne
Krzyż stawiany na miejscu zbrodni to średniowieczna tradycja. Ufundowanie go było częścią kary za popełnione morderstwo. W Niemczech jest około 4000 takich krzyży, w Czechach niemal tyle samo, w Polsce 600, z tego dwie trzecie na Dolnym Śląsku. Tysiące zaginęły lub zostały wykorzystane jako materiał budowlany. Niektóre odnaleziono pod tynkiem, wmurowane w ściany domów.
Nazywane są pokutnymi, po czesku smírczimi. Zobowiązanie do ich postawienia często wpisywano do umowy pojednawczej mordercy z rodziną zamordowanego.
W Czechach tradycja stawiania krzyży pokutnych powróciła po wiekach. 19 lat temu w lesie na Bukowej Górze koło Teplic nad Metują, tuż przy granicy z Polską, powstał krzyż upamiętniający 23 Niemców zamordowanych tam w nocy z 30 czerwca na 1 lipca 1945 roku. Z inicjatywą jego wzniesienia wyszedł Jan Pinios – geograf, ekolog, twórca stowarzyszenia „Ziemio broumowska, odważ się!”. Nazwał go Krzíżem smírzení – Krzyżem Pojednania.
Pod lasem stanął zaś pomnik wszystkich ofiar dzikich powojennych wypędzeń: dwa obeliski oddzielone prześwitem w kształcie ludzkiej postaci. Przy drodze łączącej oba miejsca autor instalacji, rzeźbiarz Petr Honzatko ustawił jeszcze 23 nieociosane głazy – symboliczne groby ofiar.
Cud pojednania
15 września 2002 roku na uroczystość odsłonięcia przybyli szefowie obu izb czeskiego parlamentu: Poselskiej Lubomír Zaorálek oraz Senatu Petr Pithart. Był też szef ziomkostwa sudetoniemieckiego, europoseł Bernd Posselt, który przypomniał słowa Václava Havla wypowiedziane przezeń, gdy w 1990 roku witał Jana Pawła II na czeskiej ziemi: „Nie wiem, czy wiem, co to jest cud, ale to, co się dziś dzieje, to cud.” I dodał: „Myślę, że dziś też zdarzył się cud. Ten krzyż prowadzi ludzi ku sobie, godzi nas z martwymi, godzi nas samych ze sobą.”
Inny Krzyż Pojednania stanął 8 listopada ubiegłego roku na Białej Górze w Pradze, gdzie dokładnie 400 lat wcześniej krwawa bitwa początek czeskiemu powstaniu i wojnie trzydziestoletniej.
W niedzielę 9 maja 2021 roku dołączył do nich Krzyż Pojednania w Rovensku pod Troskami.