Holokaust: w Terezinie miejsca pamięci popadają w ruinę
9 maja 2021Dla swojej młodej rodziny Jiri Hofman kupił dom grabarza, na skraju cmentarza. – Dobry dom w ustronnym miejscu – mówi Hofman. Martwi go nie niepokoją. Są oni tak czy inaczej wszechobecni w Terezinie, dawnym Theresienstadt. Jiri Hofman prowadzi lokalne biuro informacji turystycznej. – Codziennie jesteśmy pytani: Gdzie są komory gazowe? Gdzie drewniane baraki, gdzie ogrodzenie z drutu kolczastego? – opowiada. Dodaje, że turyści szukają symboli obozu zagłady, ale Terezin nigdy nim nie był. – A potem są nawet rozczarowani i w jakiś sposób niezadowoleni – mówi Hofman w wywiadzie dla DW.
Trudno chyba o bardziej złożone miejsce pamięci niż to małe czeskie miasteczko – i właśnie to sprawia, że jego upamiętnienie jest tak trudne. Gdzie więc znajdowało się żydowskie getto, w którym gromadzono Żydów z Europy Środkowej i Wschodniej, zanim naziści deportowali ich do obozów zagłady takich jak Auschwitz? Odpowiedź brzmi: wszędzie. Nie ma tu wyznaczonego terenu, pamięci nie można tu zamknąć. Dosłownie wpełzła w każdy kamień, w każdą ścianę, pod każdy dach; całe miasteczko było gettem i w całym mieście życie toczy się od 1945 roku dalej.
Obecnie na terenie dawnego getta znajdują się mieszkania, szkoły, przedszkole, restauracje i sklepy. Kilka miejsc upamiętnia zbrodnie z czasów II wojny światowej, chociażby Miejsce Pamięci w Terezinie i Muzeum Getta. Około połowa zabytkowych budynków została pieczołowicie odrestaurowana po upadku komunizmu, ale inne wyraźnie się rozpadają.
„Pokazowe getto" służy za perfidne tło
– Budynki te są fizycznym dowodem Holokaustu. Dlatego tak ważne jest, aby je chronić – mówi DW Simon Krbec. Szef Centrum Badań nad Ludobójstwem w Terezinie stara się argumentować rzeczowo i spokojnie. Odkąd jednak w 2020 roku zawaliła się część dachu „koszar drezdeńskich", jest coraz bardziej sfrustrowany. Ogromny budynek wojskowy jest dla niego symbolem roli Terezina w czasie zagłady Żydów.
Baraki zasłynęły na świecie za sprawą perfidnego meczu piłki nożnej, który odbył się na dziedzińcu w 1944 roku: do rywalizacji stanęły dwie żydowskie drużyny z getta, a mecz został sfilmowany na potrzeby filmu propagandowego SS. Zobaczcie, „jak Żydzi mają się u nas dobrze” – miał udowodnić światu rzekomy dokument. W filmie nie pokazano, że Żydzi, którzy brali w nim udział, zostali następnie deportowani do obozu zagłady w Auschwitz.
Obóz w Theresienstadt został zainscenizowany przez SS jako „pokazowe getto”. Sprzedawano go nawet jako uzdrowisko dla prominentnych i starszych Żydów, którzy za pobyt w nim płacili. Ale zamiast wypoczynku czekało na nich nieznośnie przepełnione miejsce, niedożywienie, epidemie i choroby.
Do czasu wyzwolenia w maju 1945 r. w Theresienstadt przebywało ponad 155 000 Żydów, z których co najmniej 33 000 zginęło w getcie, a około 88 000 wywieziono do obozów zagłady.
Poszukiwanie śladów pod dachami
– Theresienstadt było długo planowaną przykrywką, która miała zasugerować światu: Pozwolimy Żydom żyć tutaj w pokoju – tłumaczy Roland Wildberg. Dziennikarz i autor książek od wielu lat bada teren byłego getta, bywał tam niezliczoną ilość razy, sporządzał mapy miejsc pamięci.
Fascynację wywołały u niego "koszary drezdeńskie" i praca jego żony; w 2004 roku Uta Fischer pracowała jako urbanistka przy przebudowie koszar na mieszkania socjalne. Plany spodobały się również miastu, ale projekt upadł. – Wciąż trudno jest zrozumieć, dlaczego pozwolono, by obiekt popadł w ruinę – stwierdza Wildberg.
Uta Fischer i Roland Wildberg znają to małe miasteczko jak mało kto; od lat przeszukują strychy i piwnice w Terezinie, odnajdują wyryte numery więźniów lub rysunki i publikują znaleziska w internetowej dokumentacji „Ślady getta". Uta Fischer zainicjowała w 2014 roku ten projekt, który jest finansowany z funduszy niemieckich i europejskich. Regularnie na publikacje te reagują krewni więźniów, którzy na podstawie ich numerów i nazwisk są w stanie zidentyfikować członka swojej rodziny.
– Widzieliśmy rzeczy, których prawdopodobnie nikt przed nami nigdy nie zauważył – wyjaśnia para. Skrupulatnie zbadała około 20 procent miasta. – To rozdziera serce. Udało nam się zobaczyć mniej niż połowę strychów w ich pierwotnym stanie, z których coraz więcej jest też „porządkowanych” – dodają.
Bogate, historyczne dziedzictwo miasta garnizonowego
Nie chodzi tylko o pamięć o getcie. Terezin jest również perłą architektury fortecznej: miasto zostało zbudowane w XVIII wieku jako miasto garnizonowe monarchii austro-węgierskiej, z potężnymi murami obronnymi. Przy wmurowaniu kamienia węgielnego obecny był sam cesarz Józef II, który nazwał twierdzę imieniem swojej matki Marii Teresy. Jednak atak z Prus nie doszedł do skutku. Pod względem militarnym Theresienstadt, w owym czasie jedna z najnowocześniejszych i najdroższych twierdz, nigdy nie musiała się sprawdzać. Nienaruszony mur twierdzy doprowadził w końcu do tego, że w ramach „ostatecznego rozwiązania" narodowi socjaliści założyli tu obóz – miasto było łatwe do odgrodzenia i monitorowania. Pierwotnie planowano umieścić tu 7000 osób, ale w rzeczywistości upchnięto nawet do 58000 Żydów, co odpowiada około 1,6 metra kwadratowego powierzchni mieszkalnej na jednego więźnia.
Dziś w obrębie murów mieszka 2000 osób. Podczas gdy wojsko, które stacjonowało w koszarach pod każdą władzą od XVIII wieku (z wyjątkiem lat istnienia getta), zawsze utrzymywało miasto przy życiu, administracja miejska stoi teraz przed gigantycznym dziedzictwem bez posiadania odpowiednich środków; w latach 90. zlikwidowano ostatni ślad po wojsku.
Miejsce Pamięci Terezin, finansowane przez Ministerstwo Kultury, otrzymuje co roku budżet około trzykrotnie większy od budżetu administracji miasta. Znajduje się głównie w „Małej Twierdzy", a każdego roku odwiedza je 300 000 turystów. Dawne więzienie znajduje się poza terenem właściwego miasta garnizonowego i dawnego getta.
„Koszary drezdeńskie" – nikt nie czuje się odpowiedzialny
Czy Miejsce Pamięci nie martwi się również rozpadającymi się barakami w Theresienstadt? Osoby odpowiedzialne odmówiły udzielenia wywiadu na ten temat. Zaznaczyły, że ich budynki są w dobrym stanie, a oni nie są odpowiedzialni za pozostałe. – Rzeczywiście, to prawda – mówi Jiri Hofman. – Ale jeśli chodzi o temat żydowskiej historii, widzę to inaczej – uzupełnia. Chciałby poszukać wspólnych rozwiązań, dotyczących chociażby tego, jak wypełnić życiem ogromne "koszary drezdeńskie" i otworzyć przed obecnymi mieszkańcami miasta perspektywę.
Nawet czeskie Ministerstwo Kultury wydaje się nie widzieć pilnej potrzeby działania. W pisemnej odpowiedzi dla DW wymienia wprawdzie szereg remontów, które zostały już sfinansowane, ale w kwestii „koszar drezdeńskich” odsyła do szczebla rządowego. Informuje także, że została powołana komisja. Jiri Hofman może się tylko uśmiechnąć, gdy o tym słyszy. Podkreśla, że ta komisja istnieje, tyle tylko, że jedynie na papierze. Simon Krbec wyjaśnia to dosadniej: jest wręcz zszokowany wieloletnim zastojem zarówno ze strony Ministerstwa Kultury, jak i rządu. – Pogarszanie się stanu „koszar drezdeńskich” stanowi niezastąpioną stratę dziedzictwa kulturowego – argumentuje.
Simon Krbec planuje kampanię crowdfundingową. Tam, gdzie rząd i Ministerstwo Kultury zawodzą, może wkroczyć społeczeństwo obywatelskie. Za wszelką cenę chce ocalić miejsce pamięci. Wraz z Czeskim Związkiem Piłki Nożnej zorganizował w Terezinie ogólnokrajowy turniej dla młodzieży, upamiętniający mecz piłkarski z 1944 roku i losy w żydowskim getcie.