Dziennikarze zarzucają Google pomaganie Kremlowi
21 stycznia 2024Dziennikarze niezależnych białoruskich mediów, którzy musieli opuścić swój kraj z powodu prześladowań, poskarżyli się Komisji Europejskiej, że algorytmy wyszukiwania Google, Meta i innych gigantów IT utrudniają dostęp do ich treści na Białorusi. Poinformował o tym dziennik „Financial Times”. Zachodnie firmy technologiczne stosują się do ograniczeń nałożonych na media opozycyjne przez władze w Mińsku. W ten sposób „stały się środkiem nacisku, wykorzystywanym przez totalitarny i autorytarny reżim przeciwko społeczeństwu obywatelskiemu”.
– Coraz wyraźniej widać, jaką siłą dysponują firmy technologiczne. Pod pewnymi względami są być może potężniejsze niż ci, którzy sprawują władzę polityczną – powiedziała liderka białoruskiej opozycji Swiatłana Cichanouska w rozmowie z DW na marginesie Światowego Forum Ekonomicznego w Davos. – Ważne jest, aby firmy te stały po stronie dobra i były zaangażowane w promowanie wartości demokratycznych.
Jak Google pozycjonuje zablokowane media
Ten sam problem mają media rosyjskie. – Dla nas jasne jest, dlaczego algorytmy Google, największej wyszukiwarki na świecie, niewątpliwie wspierają propagandę rosyjskiego państwa.
– Wyniki wyszukiwania i rekomendowane wiadomości generowane dla konkretnego użytkownika są zdominowane przez linki do państwowych i prorządowych mediów – powiedział DW Sarkis Darbinian, współzałożyciel organizacji praw człowieka „Roskomswoboda” i ekspert ds. przepisów cyfrowych.
Wyjaśnia to następująco: jeśli użytkownik próbuje uzyskać dostęp do strony internetowej firmy medialnej, która jest zablokowana w Rosji, kończy się to niepowodzeniem, po czym algorytm wyszukiwarki oznacza link jako nieaktywny. Witryna natychmiast znika z wyników wyszukiwania, a zamiast niej pojawiają się odblokowane media z podobnymi nagłówkami.
– Gdy algorytm został opracowany, pierwotny zamysł był dobry. Chodziło o to, by strony z nielegalnymi treściami nie pojawiały się w wynikach wyszukiwania – mówi Darbinian.
Lew Gerszenzon jest byłym szefem serwisu informacyjnego wyszukiwarki Yandex, jednej z największej i najpopularniejszej w Rosji, a także założycielem portalu automatycznego generowania informacji thetruestory.news. W rozmowie z DW wskazuje na jeszcze jeden problem: algorytmy Google nie biorą pod uwagę tego, jak ogromne środki wykorzystują autorytarne reżimy, aby w sztuczny sposób zwiększać popularność stron, które są im przydatne. Jego zdaniem Google za bardzo koncentruje się na liczbie wejść na strony, co promuje strony z fake’ami i teoriami spiskowymi.
Profesor Matthias Kettemann z sekcji prawa międzynarodowego i internetu w Instytucie Porównawczego Prawa Publicznego i Prawa Międzynarodowego im. Maxa Plancka podkreśla, że to, aby platformy usuwały nielegalne treści z Internetu, jest bardzo ważne. – Ale jeśli państwo tego nadużywa, na przykład uznając wszelką krytykę rządu za nielegalną, jest to już naruszeniem prawa. Te same narzędzia mogą być wykorzystane do tego, aby legalna krytyka zniknęła z Internetu – wskazuje ekspert.
Sankcje a niezależne media
Latem 2023 roku, podczas dorocznej konferencji RightsCon w Kostaryce, eksperci z „Roskomswobody” i inni działacze na rzecz praw człowieka przedstawili Google raport na ten temat. Umożliwiła to amerykańska organizacja pozarządowa „Access Now”. Dokument wskazuje na wyzwania stojące przed niezależnymi mediami związane z ograniczeniami ze strony gigantów IT.
„Po nałożeniu sankcji na Rosję wiele firm informatycznych zamknęło swoje biura, centra dystrybucji, usług i wsparcia w Federacji Rosyjskiej oraz ograniczyło dostęp do swoich ofert dla rosyjskich użytkowników” – czytamy w raporcie. Odcięcie rosyjskich użytkowników i niezależnych mediów od usług coraz bardziej utrudnia pracę niezależnych dostawców treści i prowadzi do tego, że rosyjskie społeczeństwo staje się coraz bardziej odizolowane pod względem informacji w obliczu państwowej propagandy, ostrzegają aktywiści.
Lew Gerszenzon od około roku zajmuje się tym problemem. Według niego nadal „nie istnieje publiczny dialog z firmami sektora Big Tech”. Z kolei Sarkis Darbinian ocenia, że Google „nie jest szczególnie zainteresowany zmienianiem swoich algorytmów ze względu na kilka organizacji praw człowieka”. Za to Meta jest bardziej otwarta na społeczeństwo obywatelskie.
Ochrona pracowników czy unikanie większych kosztów?
Według profesora Kettemanna, Google i inne firmy są „między młotem a kowadłem”, działając w Rosji, na Białorusi i w Chinach, ponieważ są zobowiązane do przestrzegania wymogów władz, aby nie narażać swoich pracowników.
Gdyby Komisja Europejska zmusiła Google do odblokowania stron internetowych niezależnych mediów pod groźbą sankcji, działalność firmy mogłaby zostać całkowicie zakazana w Rosji. – A to z kolei spowodowałoby jeszcze poważniejsze cięcia. Zarówno jeśli chodzi o zyski, ale także gdy chodzi o środowisko komunikacji – tłumaczy ekspert.
Sarkis Darbinian z „Roskomswobody” uważa, że Google już faktycznie opuściło rosyjski rynek. – Płatne produkty nie działają już w Rosji z powodu problemów z kartami Visa i Mastercard. Google nawet nie próbował przywrócić opcji płatności dla swoich użytkowników lub monetyzacji rosyjskich kanałów, aby wesprzeć niezależne media i blogerów, którzy żyją z przychodów z reklam – ubolewa rozmówca DW.
Aby stanąć po stronie niezależnych mediów w Rosji i na Białorusi, wyszukiwarka musiałaby zmienić swój algorytm na całym świecie, a to byłoby bardzo kosztowne. – Mogłoby to również poważnie wpłynąć na optymalizację SEO, z której korzystają tysiące, a nawet miliony firm w Internecie – mówi ekspert.
Czy UE może wpłynąć na postawę Google?
Według „Financial Times” urzędnicy Unii Europejskiej w Brukseli przyznają, że nie mogą podjąć kroków prawnych przeciwko firmom IT tylko dlatego, że te nie pomagają dysydenckim dziennikarzom i pisarzom z Białorusi lub innych krajów.
Matthias Kettemann ocenia, że „Komisja Europejska formalnie ma niewiele możliwości, jeżeli chodzi o działania amerykańskiej firmy w kraju trzecim”. – Ale w ramach egzekwowania rozporządzenia o usługach cyfrowych Komisja może oczywiście monitorować platformy, które są również aktywne w Europie, przynajmniej w odniesieniu do ich działalności w UE. W ramach tego może również dawać wytyczne, jak platformy te powinny zachowywać się w krajach pozaeuropejskich – wskazuje.
Lew Gerszenzon jest przekonany, że przymus ze strony polityków i przedstawicieli społeczeństwa to „zła droga”, ponieważ nie rozumieją szczególnego charakteru pracy sektora Big Tech. Byłoby idealnie, gdyby same firmy technologiczne dostrzegły problem, stały się świadome swojej odpowiedzialności i zajęły stanowisko. – Ale tego jeszcze nie widać, a walka z fake’ami i propagandą jest tylko werbalna – przyznaje.
Artykuł ukazał się na stronie Redakcji Niemieckiej DW.
Chcesz skomentować nasze artykuły? Dołącz do nas na facebooku! >>