40 lat schronisk dla kobiet. Szansa na spokojne noce
1 listopada 2016Niepozorny dom wielorodzinny w spokojnej berlińskiej dzielnicy. Nic nie wskazuje na to, że w budynku tym znajduje się schronisko dla kobiet. Tu mieszka też Melissa L. (imię zmienione). Ma ona za sobą prawdziwą odyseję. Jej historię opowiada za nią Heike Ritterbusch, pracowniczka berlińskiego schroniska dla kobiet: Melissa L. uciekała miesiącami przed brutalnym mężem. Z kraju (którego nazwy nie wolno ujawniać, aby utrzymać w tajemnicy jej tożsamość) kobieta przez Wlk. Brytanię, Hiszpanię, Francję i Włochy przybyła do Niemiec.
Jej mężowi udawało się wszędzie wpaść na jej trop i gehenna terroru zaczynała się dla niej na nowo. W berlińskim schronisku kobieta przebywa razem z córką. Obie są bezpieczne. – Melissa L. czuje się bardzo źle fizycznie i psychicznie – jak w rozmowie z DW mówi Heike Ritterbusch.
Stowarzyszenie COCON, zarządzające tym schroniskiem dla kobiet uciekających przed przemocą w rodzinie, trzyma adresy tych placówek w tajemnicy. Jeśli kobieta szuka schronienia, najpierw zostaje przewieziona w neutralne miejsce. Dopiero stamtąd jest odbierana i przewożona pod ten adres. Kobiety, które są przyjmowane do schronisk dla kobiet, często całymi miesiącami a nawet latami były bite, terroryzowane psychicznie najczęściej przez mężczyzn z ich najbliższego otoczenia.
Dzięki anonimowości miejsca ich pobytu, można im zapewnić bezpieczeństwo przed ich prześladowcami, którego tak bardzo potrzebują. Dlatego też nie wolno nawet im samym ujawnić miejsca pobytu wobec najbliższych osób. Jeśli adres wychodzi na jaw, kobiety przenoszone są natychmiast do innej placówki.
Radykalna decyzja
Melissa L. mieszka w małym, skromnie wyposażonym pokoju. Stoją w nim dwa łóżka, szafa, komoda i stół. Łazienka i kuchnia są do wspólnego użytku. 53 kobiet i dzieci mieszka tu obecnie. W całym roku znajduje tu okresowo schronienie do 250 kobiet. Potem część z nich albo wraca do domu, gdyż nie czuje się na siłach, żeby rozpocząć nowe życie. Inne decydują się przy wsparciu 15 pracowniczek tej placówki na budowanie nowej egzystencji.
Pomysł na schroniska dla kobiet zaczęto realizować w Niemczech przed 40 laty. Pierwsze otwarto 1 listopada 1976 roku w Berlinie, w willi nad jeziorem Wannsee, a kilka tygodni później, za sprawą aktywistek autonomicznego ruchu kobiecego, otwarto drugie w Kolonii. Feministki musiały toczyć trudne batalie o finansowanie tego przedsięwzięcia. Wiele ze schronisk dla kobiet, które otwierano później, rozpoczęło działalność wręcz bez finansowania – opowiada Stefanie Föhring z Centrum Informacyjnego autonomicznego Ruchu Kobiecego, ZIF.
Przedsięwzięcie to spotkało się ze zdecydowanym sprzeciwem Urzędu Miasta, ponieważ w tamtych latach kwestia przemocy w rodzinie oficjalnie nie istniała. Dlatego jednym z głównych zadań feministek było uczulanie opinii publicznej na ten problem.
Walka o uznanie trwa
Także 40 lat później organizacje dachowe: ZIF i Frauenhauskoordinierung - organizacja zrzeszająca schroniska dla kobiet prowadzone pod patronatem różnych instytucji dobroczynnych, ciągle jeszcze lobbują na rzecz tych placówek. Ustawowe uregulowanie działalności schronisk dla kobiet istnieje tylko w Szlezwiku-Holsztynie. W pozostałych krajach związkowych ich sytuacja prawna w każdej gminie jest inna.
W całych Niemczech 352 schronisk dla kobiet nie posiada wystarczających środków na sfinansowanie kosztów utrzymania. Zatrudniane tam osoby pracują za zaniżone stawki. Do tego tabuizacja problemu przemocy w rodzinie ciągle istnieje. Wg raportu z badań Komisji Europejskiej, w Europie co trzecia kobieta w wieku od 16 do 85 lat przynajmniej raz w życiu doświadczyła przemocy, w Niemczech co czwarta. 42 procent ofiar przemocy odnosi obrażenia, które są medycznie udokumentowane.
W Niemczech 20 tys. kobiet szuka rocznie pomocy w schroniskach. Prawie tyle samo odsyłanych jest z kwitkiem z powodu braku miejsc. Duża jest też liczba niezgłoszonych nigdzie przypadków maltretowania kobiet.
Pomoc dla samopomocy
Komisja Europejska wydała zalecenie, aby na 7500 mieszkanek danego kraju przypadało jedno schronisko dla kobiet. W Niemczech tylko w Bremie udało się temu sprostać. W całej Europie różnice są uderzające. Na Bałkanach jest bardzo mało takich placówek. W Holandii są one dobrze zorganizowane i wyposażone w zabezpieczenia o wysokich standardach.
Kobiety, które w Niemczech szukają pomocy w schroniskach mają małe możliwości znalezienia samodzielnego wyjścia z trudnej życiowej sytuacji – mówi Heike Herold, prezes organizacji dachowej zajmującej się zarządzaniem pracą schronisk dla kobiet.
Dwie trzecie z nich to migrantki, które potrzebują tłumacza, żeby się porozumieć. Do nich zalicza się też Melissa L. Jednakże i ona niedługo przeprowadzi się ze schroniska do własnego mieszkania.
W schronisku stowarzyszenia COCON mieszkała przez rok. Ciągle jeszcze odczuwa skutki tego, co doświadczyła - opowiada Heike Ritterbusch. Ale jest gotowa stanąć na własnych nogach.
Stefanie Zobi /Barbara Cöllen