Śmierć, zniszczenie, rozpacz. Strefa Gazy po roku wojny
7 października 2024„7 października obudził nas głośny huk rakiet. Było bardzo głośno, sytuacja była straszna, zaczęliśmy oglądać wiadomości i dowiedzieliśmy się, co się stało” – mówi DW Warda Younis z północnej Strefy Gazy. Przesyła nam wiadomość głosową. „Tego dnia zaczął się ten głęboki strach, który towarzyszy nam do dziś” – dodaje.
Od czasu ataków Hamasu na południowy Izrael w zeszłym roku dla mieszkańców Strefy Gazy nic nie jest takie, jak kiedyś. Do tego czasu Izrael i Egipt ściśle kontrolowały granice terytorium rządzonego przez Hamas.
We wczesnych godzinach rannych 7 października 2023 roku palestyńskie grupy bojowników dowodzone przez Hamas, który przez wiele państw uznawany jest za organizację terrorystyczną, wystrzeliły setki rakiet na miejscowości w południowym Izraelu. W tym samym czasie napastnicy przedarli się przez barierę otaczającą Strefę Gazy, zaatakowali teren festiwalu muzycznego i wtargnęli do sąsiednich kibuców i wiosek.
W ataku terrorystycznym zginęło około 1200 osób, w większości cywilów. Terroryści porwali około 250 osób jako zakładników do Strefy Gazy. Armia izraelska odpowiedziała tego samego dnia atakami lotniczymi i artyleryjskimi na Strefę Gazy, a następnie rozpoczęła szeroko zakrojoną ofensywę lądową.
„Straciłam najlepszą przyjaciółkę trzeciego dnia wojny. Jej dom został całkowicie zbombardowany i pamiętam, że byłam w szoku. Odbiło się to na mojej psychice” – relacjonuje Warda Younis, która wtedy mieszkała na siódmym piętrze bloku w dzielnicy Szejk Radwan w północnej części miasta Gaza.
Mieszkańcy Strefy Gazy doświadczyli już wielu konfliktów. Izrael i Hamas, który w 2007 roku siłą przejął władzę od Autonomii Palestyńskiej w Strefie Gazy, stoczyły ze sobą już cztery wojny. Wielu poszkodowanych nie spodziewało się, że ta wojna potrwa tak długo i będzie tak niszczycielska.
Według kontrolowanego przez Hamas ministerstwa zdrowia w Strefie Gazy, które w swoich danych nie rozróżnia cywilów od bojowników, do tej pory w Strefie Gazy zginęło ponad 41 tys. Palestyńczyków. Kolejne 96 tys. zostało rannych, a co najmniej 10 tys. wciąż zaginęło pod gruzami.
„Jedliśmy liście i trawę”
W pierwszych miesiącach wojny zapasy szybko się wyczerpały – wspomina Warda Younis. W obliczu ataku terrorystycznego izraelski minister obrony Joaw Galant zarządził „całkowite oblężenie” terenu. Sytuacja stała się szczególnie krytyczna na północy Strefy Gazy, a organizacje pomocowe ostrzegały przed zbliżającą się klęską głodu. Ostrzeżenie to zostało odrzucone przez władze Izraela.
Warda Younis mówi, że w tym czasie nie była w stanie znaleźć mąki ani chleba. „Jedliśmy liście i trawę. Nigdy nie wyobrażaliśmy sobie, że można to jeść”.
Kiedy na północ Strefy Gazy dotarły pierwsze konwoje z pomocą humanitarną, Warda była świadkiem przemocy i śmierci, gdy ludzie walczyli o żywność i pomoc. Niektóre kraje uruchomiły loty pomocowe z powietrza, aby zrzucać żywność, ponieważ początkowo nie były w stanie przekonać Izraela do otwarcia większej liczby przejść granicznych dla dostaw pomocy.
„Prawie codziennie chodziłam tam, gdzie zrzucano pomoc” – wspomina Warda Younis. „Biegłam, by ją zdobyć, ale ostatecznie nie dostawałam nic, ponieważ wszystko było kontrolowane przez bandy”. Chociaż w międzyczasie zaopatrzenie uległo poprawie, został strach i codzienne poczucie, że śmierć jest blisko.
„Głęboka trauma”
W ciągu ostatnich dwunastu miesięcy Warda i jej trójka nastoletnich dzieci musiały szukać nowego miejsca zamieszkania co najmniej dziewięć razy. Podobnie jak wiele innych osób straciła poczucie czasu w ciągłym poszukiwaniu schronienia. Kiedy izraelskie wojsko nakazało mieszkańcom północnej Strefy Gazy ucieczkę na południe przed rozpoczęciem ofensywy lądowej, Younis zdecydowała się zostać.
Północna Strefa Gazy jest obecnie prawie całkowicie odcięta od południa przez tzw. korytarz Netzarim, nową drogę zbudowaną przez Izrael z wojskowymi punktami kontrolnymi. Według Organizacji Narodów Zjednoczonych co najmniej 1,9 mln z 2,2 mln ludzi zostało wysiedlonych ze swoich domów i obecnie mieszka na małych powierzchniach na południu Strefy Gazy. Większość z nich jest teraz zależna od pomocy humanitarnej.
Amjad Shawa zawsze pracował w sektorze humanitarnym i kieruje PNGO, organizacją zrzeszającą palestyńskie organizacje pozarządowe. On również musiał opuścić Gazę, ale teraz w Deir al-Balah założył „hub” dla osób działających na rzecz pomocy humanitarnej. Tutaj pracownicy organizacji pozarządowych mogą się spotykać, korzystać z Internetu i pracować pod jednym dachem.
Jak wielu innych również Amjad Shawa wahał się, czy opuścić swój dom w Gazie, gdy nadszedł rozkaz ewakuacji. „Moja rodzina nalegała” – mówi Shawa w wywiadzie dla DW. „Powiedziałem im, że to tylko na kilka godzin i wkrótce wrócimy. Dlatego nic nie zabrałem z domu. Te kilka godzin, kilka dni zamieniło się teraz w rok”.
Szacuje on, że około miliona ludzi szuka schronienia w Deir al-Balah. Wielu w namiotach lub prowizorycznych schronieniach wykonanych z plandek i plastiku. Inni znaleźli mieszkania lub przebywają u krewnych. „Widzę to w ich twarzach” – mówi Shawa. „Większość ludzi przeżyła głęboką traumę. Stracili wszystko. Wielu straciło bliskich. Większość straciła dochody i domy”. Według Shawy wielu z nich chce wrócić na północ, nawet jeśli ich domy zostały zniszczone. Ale ich powrót zależy od decyzji politycznych, które powinny być częścią porozumienia o zawieszeniu broni między Izraelem a Hamasem.
Niebezpieczna pomoc
Praca organizacji humanitarnych jest ryzykowna i trudna – podkreśla Shawa. Wielu z nich straciło życie albo członków rodzin i prawie wszyscy doświadczają tej samej sytuacji, co ludzie, którym pomagają. „Nie ma sposobu, aby sobie z tym poradzić”. Problem polega na tym, że nie ma przewidywalnego końca. Mimo to Shawa stara się zachować nadzieję i dodać odwagi otaczającym go ludziom.
Również dla niego Strefa Gazy, w której się urodził i dorastał, już nie istnieje. Jej znaczna część została zniszczona, a według szacunków organizacji międzynarodowych ponad 60 procent domów zostało uszkodzonych. Szkoły, szpitale i sklepy leżą w gruzach. Według szacunków Organizacji Narodów Zjednoczonych izraelskie naloty i walki na lądzie spowodowały już ponad 40 mln ton gruzu w całej Strefie Gazy.
Amjad Shawa uważa, że Strefę Gazy można odbudować, ale najważniejsza jest teraźniejszość i „to, byśmy pozostali przy życiu”. Dodaje, że wielu straciło wiarę w pomoc społeczności międzynarodowej. „To, czego tu doświadczamy, wynika również z tego, że niepowodzenia społeczności międzynarodowej w zakończeniu tej wojny lub przynajmniej ochronie ludności cywilnej”.
Zdesperowane rodziny
Rita Abu Sido i jej rodzina nie miała takiej ochrony. 27-latka pamięta tylko fragmenty pierwszych miesięcy wojny. Teraz przebywa w Egipcie ze swoją siostrą Farah. Obie są tam leczone. Są jedynymi ocalałymi członkami rodziny.
„Atak nastąpił około północy 31 października. Obudziłam się i powiedziałam do siostry, że możemy zginąć. Ona wszystko pamięta. Ja tylko o tym śnię” – mówi Rita w rozmowie telefonicznej z DW. Tej nocy zginęła ich matka, dwie młodsze siostry w wieku 15 i 16 lat oraz 13-letni brat. Rita i jej siostra, przyszła stewardesa, która odwiedzała rodzinę w momencie wybuchu wojny, zostały poważnie ranne i bez dokumentów przewiezione do szpitala Al-Shifa. Rita – jak mówi – doznała obrażeń płuc i poparzeń, podczas gdy jej siostra doznała złamania miednicy i urazów kręgosłupa. Kiedy wybuchły walki między izraelską armią
W miarę zbliżania się walk między armią izraelską a Hamasem obie zostały przewiezione do Szpitala Europejskiego w Chan Junis. „Mój stan psychiczny był zły po tym, jak dowiedziałam się o stracie rodziny. Potrzebowałam czasu, by zrozumieć swoje otoczenie i sytuację. Byłam agresywna i nerwowa” – mówi Rita. Z pomocą przyjaciół rodziny siostry mogły w lutym opuścić Strefę Gazy przez przejście graniczne Rafah w lutym i być leczone w Egipcie. Rita odzyskała głos, który straciła na jakiś czas, a jej siostra przechodzi fizjoterapię. Jednak trauma związana z utratą rodziny będzie ją prześladować do końca życia.
Chociaż są bezpieczne w Egipcie, ich sytuacja jest niepewna, podobnie jak innych Palestyńczyków, którzy uciekli do Egiptu. Wielu z nich nie ma statusu prawnego i jest zależna od wsparcia krewnych i organizacji pomocowych. Nie wiadomo, czy Rita Abu Sido kiedykolwiek będzie mogła wrócić do Gazy. Zależy to również od rozwoju sytuacji politycznej, na którą nie ma wpływu. „Powrót do Gazy jest wyzwaniem. To będzie wymagać czasu” - mówi. „Następne pokolenie, nasze pokolenie, musi mieć wolę odbudowy”.
Chcesz skomentować ten artykuł? Dołącz do nas na facebooku! >>