Wspomnienia z Gazy. „Martwy, martwy, martwy”
8 października 2024W Berlinie-Kreuzbergu świat wydaje się zajmować swoimi zwykłymi sprawami. Słońce i chmury przeplatają się przez ten wrześniowy dzień. Na murach budynków widać napisy „Wolna Gaza”. Ale większość przechodniów po prostu idzie dalej, nawet nie zauważając graffiti.
Dla Abeda Hassana wojna w Gazie jest jednak zawsze obecna. Właśnie pojawił się kolejny raport, że naloty izraelskiej armii (IDF) uderzyły w tak zwaną „bezpieczną strefę” w obozie dla uchodźców Al-Mawasi. Według IDF był to celowy atak na „terrorystów Hamasu”. Agencje informacyjne donoszą o dziesiątkach zabitych i rannych, a filmy w mediach społecznościowych pokazują ludzi kopiących w piasku w poszukiwaniu swoich rzeczy.
Abed Hassan nie wie, czy ktoś kogo zna, nie został zabity lub ranny: przyjaciele, znajomi, a może członkowie rodziny? Dwóch kuzynów wysyła mu aktualne informacje ze Strefy Gazy tak często, jak tylko mogą, gdy ich telefony komórkowe są naładowane, a sieć działa.
– Jestem jak sparaliżowany – mówi. – Martwy, martwy, martwy każdego dnia. Tu i tam twój przyjaciel, ktoś, kogo znasz. I wszystko zniszczone. To nie pozostaje bez śladu – mówi. Jest w Berlinie, bezpieczny, ale też bezradny. Ponieważ inni wciąż są tam, gdzie Abed Hassan był rok temu: na wojnie w Strefie Gazy, wywołanej przez Hamas 7 października 2023 atakiem terrorystycznym na Izrael.
Izrael rozpoczął bombardowanie enklawy jeszcze tego samego dnia. Wkrótce potem nastąpiła ofensywa lądowa armii izraelskiej. W tej wojnie według Organizacji Narodów Zjednoczonych zginęło już ponad 41 tys. Palestyńczyków, w większości kobiet i dzieci. Znaczna część Strefy Gazy legła w gruzach.
„Niemiecki głos z Gazy”
Abed Hassan był wtedy na miejscu. Widział bombardowania na własne oczy, wyciągał ludzi spod gruzów i drżał o swoje życie. Na początku października 2023 roku pojechał do Gazy ze swoją matką, aby odwiedzić ich palestyńską rodzinę. Jego ojciec kupił mieszkanie w Gazie, które Hassan wyremontował i nagle znalazł się w samym środku wojny. Izrael i Egipt zamknęły granice z Gazą. Hassan był uwięziony w enklawie przez pięć tygodni.
Nagrywał to, czego doświadczył, kamerą telefonu komórkowego i publikował klipy na Instagramie. W bardzo krótkim czasie zyskał ponad 80 tys. obserwujących i stał się „niemieckim głosem z Gazy”. Zamknięcie granic Strefy Gazy oznaczało również, że zagraniczni dziennikarze nie mogli dostać się do strefy działań wojennych. Tak jest do dziś.
Ale Hassan był tam i mówił po niemiecku w swoich filmach, w przeciwieństwie do innych Palestyńczyków, którzy publikowali filmy w mediach społecznościowych. „Bez względu na to, dokąd się udasz, bomby podążają za tobą jak przekleństwo”, mówi w filmie z 8 października 2023 roku. Płacze, w jego oczach widać szok i całkowitą rozpacz. „Właśnie sam wyciągnąłem kobietę, oddychała, oddychała!”. Wielokrotnie publikuje zdjęcia zrujnowanego miasta Gaza i zastanawia się, kiedy dom, w którym obecnie mieszka, zostanie zniszczony.
– Właściwie spodziewałem się tego prawie każdego dnia w Gazie, począwszy od trzeciego tygodnia – wspomina. – Kiedy kładłem się spać, mentalnie żegnałem się ze wszystkimi i myślałem, że to może się wydarzyć w każdej chwili.
Ciało w Berlinie, głowa w Gazie
Udało mu się wydostać po 34 dniach dzięki niemieckiemu paszportowi. Wraz z matką znalazł się na liście niemieckiego Ministerstwa Spraw Zagranicznych i w listopadzie 2023 roku mógł wyjechać do Egiptu przez przejście graniczne Rafah. Jego ciało wróciło do Berlina, ale jego myśli pozostały w Gazie. Dręczyło go poczucie winy. Co pomyśleliby jego krewni, gdyby zobaczyli, jak „normalnie” żyje w Berlinie? Co jeśli nie zrobi wszystkiego, co w jego mocy, by zakończyć tę straszną wojnę?
Udzielał więc wywiadów, pojawiał się w znanych niemieckich talk show i programach informacyjnych. Wystąpił również na scenie z Izraelką ocalałą z masakry na festiwalu muzycznym Supernova w Izraelu 7 października 2023 roku. – To było dla mnie niezwykle ważne – mówi – aby porozmawiać z ludźmi, którzy byli po przeciwnej stronie. Nie mam w sobie rasistowskich myśli, nie czuję nienawiści. I nie chcę, aby stało ci się coś, co stało się mnie.
Z Niemiec na Bliski Wschód na rowerze
Jazda na rowerze stała się dla niego rodzajem terapii. Pedałowanie, skupienie się na trasie. W kwietniu wyruszył więc na wielką wyprawę rowerową – nie byle gdzie, ale do Strefy Gazy. Przez Austrię, Słowenię i Chorwację dotarł do Bośni. Tam rozmawiał z ocalałymi z masakry w Srebrenicy i poczuł więź z mieszkańcami Bośni. Muzułmanami, takimi jak on. I do tego – jak widzi to Hassan – tak jak on ocalałymi z „ludobójstwa". Termin ten jest kontrowersyjny. Republika Południowej Afryki złożyła pozew przeciwko Izraelowi do Międzynarodowego Trybunału Sprawiedliwości, twierdząc, że popełnia on „ludobójstwo" na Palestyńczykach w Strefie Gazy. Izrael temu zaprzecza.
Z Bośni pojechał rowerem w kierunku Turcji, a następnie poleciał do Jordanii. Podczas wycieczki rowerowej sfilmował siebie dla swoich obserwatorów na Instagramie, chcąc zebrać datki na szpital polowy w Strefie Gazy. I udało mu się. A jednak po raz kolejny dotarł do swoich granic. Nie przysłowiowych granic, ale faktycznych granic kontrolowanych przez Izrael: Hassan, który posiada zarówno palestyński, jak i niemiecki dokument tożsamości, został zawrócony na granicy z okupowanym Zachodnim Brzegiem.
– Chociaż mam niemiecki paszport, Izrael odmawia nam wjazdu – mówi. To go złości. I smuci. Nagrał film, aby wyjaśnić sytuację Palestyńczyków w obliczu izraelskiej okupacji. A potem po prostu się rozpłakał. – Jerozolima, meczet Al-Aksa, historyczne, ważne miejsce, za którym tęsknię przez całe życie, ale do którego mogę nie być w stanie wejść przed śmiercią.
Palestyńczycy w Niemczech
Przez historię rodziny Abeda Hassana zawsze przewijały się ucieczki. Jego dziadkowie pochodzą z wiosek, które były częścią Izraela od czasu powstania tego państwa. Jego rodzice dorastali w obozach dla uchodźców w Strefie Gazy. On sam urodził się i dorastał w Berlinie. Niemieckie obywatelstwo uzyskał dopiero w wieku 16 lat. Państwo Palestyna nadal nie jest uznawane ani przez Niemcy, ani przez USA – w przeciwieństwie do większości państw członkowskich ONZ. – Gdybym musiał jakoś określić swoją narodowość i określiłbym się jako Palestyńczyk, powiedzieliby: Palestyna nie istnieje, jesteś bezpaństwowcem. Zadajesz sobie pytanie: gdzie jest moje miejsce, kim jestem, skąd pochodzę?
Kiedy miał 14 lat, rodzice zabrali go do Gazy. – To był szok. Wąskie uliczki, zdajesz sobie sprawę, że jest tam bardzo, bardzo tłoczno. Kiedy odkręciłem kran, zdałem sobie sprawę, że woda jest słona. Potem chciałem naładować telefon komórkowy, ale nie było prądu – wspomina.
Ale potem poznał mieszkańców Gazy. Przyjaciele i sąsiedzi jego rodziców, którzy przygotowali ucztę dla rodziny z Niemiec jako posiłek powitalny – i nawet się w tym celu zadłużyli. Byli bardziej gościnni niż ludzie w Berlinie. Po sześciotygodniowych wakacjach czuł się bardziej w domu w Gazie niż w Niemczech.
– Jestem berlińczykiem jak każdy inny berlińczyk. Niemniej jednak zawsze istnieje poczucie ukrytego, podprogowego rasizmu: nie pasujesz tutaj – mówi. Dziś odczuwa to bardziej niż kiedykolwiek. Wojna w Strefie Gazy trwa już od roku. – Nie można zwalczać przemocy przemocą, nie można zwalczać eskalacji jeszcze większą przemocą – mówi. Ale Niemcy nadal stoją po stronie Izraela, w dużej mierze bezkrytycznie. Przynajmniej tak to widzi Abed Hassan. Niemcy nadal dostarczają broń i określają propalestyńskich demonstrantów mianem antysemitów. Tak postrzega kraj, w którym się urodził i w którym czuje się coraz bardziej wyobcowany.
Palestyńska perspektywa
- Mam wrażenie, że palestyńska perspektywa w ogóle nie istnieje w Niemczech, że bez względu na to, co mówię, co cierpię, co nam się przydarza, zawsze mówi się nam: „Izrael jest demokracją, Izrael jest państwem praworządnym". Z nami tak nie jest. To, co się z nami dzieje, nie jest ani prawem, ani demokracją, a mówiąc to, muszę obawiać się wykluczenia ze społeczeństwa – dodaje.
Abed Hassan chce kontynuować dialog z ludźmi, wyjaśniając palestyńską perspektywę, mając nadzieję na zakończenie wojny w Strefie Gazy i bardziej pokojową przyszłość. Jest to jednak coraz trudniejsze. Nie jest ani niemieckim ministrem spraw zagranicznych, ani amerykańskim prezydentem - mówi zrezygnowany. Jak więc mógłby powstrzymać wojnę? Nie jest przygnębiony - mówi. Ale czasami myśli: „Nie chcę już żyć. Chciałbym umrzeć w Gazie".
Zmarli nie muszą już oglądać tego, co dzieje się w Gazie, ale ci, którzy przeżyli, są karani ciężarem żałoby. – Dochodzi się do stanu, w którym człowiek obojętnieje, a serce staje się twarde – dodaje.