Wicepremier Emilewicz: koronakryzys to szansa dla Europy
23 maja 2020Deutsche Welle: Według prognoz straty w sektorze gospodarczym spowodowane koronakryzysem nie będą dla Polski aż tak dotkliwe. Czy Pani w to wierzy?
Jadwiga Emilewicz: Ten kryzys jest nieprzewidywalny i o skali, jakiej nie było podczas kryzysów po II wojnie światowej. On sparaliżował całe tętno gospodarcze. Ale rzeczywiście te pierwsze dane dotyczące tego, w jaki sposób polska gospodarka przejdzie ten trudny okres, są umiarkowanie optymistyczne. Zakładaliśmy po pierwszych tygodniach zamrożenia segmentu usług przede wszystkim, że będziemy notować znacznie wyższe skoki bezrobocia, obniżenie produktywności i zapaść produkcyjną i to nie nastąpiło.
DW: W lutym powiedziała Pani, że Polska może paradoksalnie zostać beneficjentem epidemii koronawirusa. Czy dziś to Pani podtrzymuje?
W ostatnich tygodniach pojawiło się wiele publikacji, w których jest mowa o tym, że o ile dotychczas ruchy antyglobalistyczne były ruchami społecznymi z marginesu życia politycznego, to dzisiaj te procesy antyglobalizacyjne realnie następują.
Kiedy patrzymy na założenia planu odbudowy przygotowanego przez KE, gdzie w pierwszych zdaniach KE mówi: musimy na nowo zdefiniować bezpieczeństwo, to wiemy, że bezpieczeństwo to już nie jest tylko armia i jej wyposażenie, to już nie tylko ropa i gaz, ale - jak okazało się w pierwszych tygodniach kryzysu - maseczki, odzież ochronna czy płyn do dezynfekcji, których to produkcję sukcesywnie wyprowadziliśmy z Europy w ciągu minionych dekad. A zatem to budowa lokalnych łańcuchów wartości będzie, jak się wydaje, znakiem rozpoznawczym co najmniej najbliższej dekady.
Zdajemy sobie sprawę z wielu naszych kompetencji. Jest wielu podwykonawców sektora motoryzacyjnego w Polsce, producenci mebli, czy sektor informatyczny.
DW: Czy „antyglobalizacja” będzie oznaczać mniej Chin, ale więcej Niemiec czy brak Niemiec?
To będzie oznaczać mniej fabryk i produkcji w sektorach strategicznych wyprowadzonych poza Europę. Widzimy to też w deklaracjach prezydenta Francji, kanclerz Merkel, mojego kolegi w niemieckim rządzie Petera Altmaiera, który też mówi o tym, że inwestujmy, zastanawiajmy się, które sektory powinny wrócić do Niemiec, więc w ogóle rozpędzona europejska gospodarka w każdym z państw europejskich jest korzyścią dla każdego Europejczyka. Sens istnienia wspólnoty europejskiej po tym kryzysie nabiera nowego znaczenia.
DW: Dla wielu granice z Polską stały się nieprzejezdne. Jak to wpływa na gospodarkę?
Do mojego ministerstwa zgłasza się wielu pracowników przygranicznych, którzy mieszkają w Polsce, a pracują w Czechach czy w Niemczech i dla części z nich 14-dniowa kwarantanna oznaczała, że stracili pracę albo stało się tak w ogóle z powodu koronawirusa. Zaczyna się okres prac sezonowych. Pracownicy z Polski byli i są mile widziani na przykład w Niemczech i tutaj te zwiększone kontrole i trudności z wyjazdem stanowią pewną barierę. Zamknięte granice w Europie to ogromny problem dla państw, dla których turystyka stanowi znaczną część w PKB. Myślimy o otwarciu granic w okolicach 15 czerwca, ale musimy robić to z ogromną ostrożnością, przy zachowaniu reżimów sanitarnych i standardów, które mamy teraz w Polsce w zakresie dystansu społecznego, stosowania maseczek czy testowania osób. Jeżeli zwłaszcza w państwie granicznym mamy podobny standard, to wówczas powinniśmy stosować zasady partnerstwa i umożliwić ruch graniczny.
DW: Może skorzysta Polska turystyka? Niemcy mają do nas blisko, mamy piękne plaże…
Te wakacje będą innymi wakacjami niż zwykle, ale zaskoczę państwa, bo dziś - jak raportuje branża - bardzo trudno jest znaleźć wolne miejsce noclegowe w Polsce na te wakacje i to wynika z tego, że Polacy na pewno na nowo odkryją Polskę, a być może są to już rezerwacje na przykład turystów z Niemiec.
DW: Największą promocją byłyby przejezdne granice.
Czekamy na decyzje, a one są wdrażane przez ministra zdrowia i to on wskazuje na to, czy już jesteśmy w takim stanie, że te granice już mogą zostać otwarte. Rozmawiamy na ten temat, myślimy o połowie czerwca, ale proszę pozwolić osobom odpowiedzialnym za ocenę stanu epidemicznego w Polsce, aby te decyzje podejmowali.
DW: Słyszeliśmy z kręgów rządowych, że to państwa narodowe dobrze radzą sobie z kryzysem. Podziela Pani to zdanie, że Europa sobie nie poradziła?
Kiedy kryzys się zaczął, kiedy pandemia rozpoczęła się w Europie, pierwsze reakcje i największa pomoc, jaką uzyskiwali obywatele różnych państw członkowskich, to były reakcje państw narodowych, rządów krajowych. KE zareagowała z bardzo dużym opóźnieniem. Największa krytyka pod adresem KE i instytucji europejskich płynęła z południa Europy, z poczucia pozostawienia go samemu sobie. Ten kryzys to także nowa szansa dla wspólnoty europejskiej.
Od momentu powstania Europejskiej Wspólnoty Węgla i Stali do buntu żółtych kamizelek we Francji kolejne pokolenia żyły obietnicą awansu społecznego, ekonomicznego. Żyły obietnicą wzrostu, że moje pokolenie będzie miało lepiej niż pokolenie moich rodziców. Ta historia zaczęła się boleśnie przerywać jeszcze przed pandemią. Symptomy widzieliśmy na paryskich ulicach, ale także w wyborach lokalnych w Niemczech podczas ostatnich 2 lat.
Musimy zacząć myśleć o „projekcie Europa” nie tylko w kategoriach ekonomicznych, bo jeśli będziemy z nim tylko w ten sposób zasypiać i się budzić, to wtedy, w czasie kryzysu gospodarczego, natychmiast obywatele państw członkowskich powiedzą: Unia nam nie jest potrzebna, bo nie gwarantuje nam wzrostu, nie gwarantuje bezpieczeństwa gospodarczego, jakie obiecywała. To Polacy są jednymi z największych orędowników wspólnoty europejskiej, z największych ambasadorów EU w Europie i na świecie i są przekonani, że ta wspólnota to coś więcej niż PKB i Europejski Bank Inwestycyjny.
DW: A co w takim razie sądzi Pani o takim wizerunku Polski, że chce ona tylko pieniędzy od UE?
To jest absolutnie nieprawdziwy stereotyp, ale także pewna konsekwencja podejścia KE. Spójrzmy na wymóg oznaczania każdej inwestycji: „Zrealizowane ze środków UE”, a zatem to KE i instytucje europejskie sprowadziły swój podstawowy mandat do znaczka „wyprodukowano za środki UE”. Paradoks polega na tym, że to nie są inwestycje realizowane tylko z funduszy strukturalnych, bo przecież one mobilizują kapitał lokalny w równie dużym stopniu, więc nie można go bagatelizować. Dla mojego pokolenia Wspólnota Europejska jest wspólnotą wartości i wolności. My nie patrzymy na Europę transakcyjnie. Czasem mam wrażenie, że to KE i instytucje europejskie w większym stopniu myślą, że Europa Środkowa w taki sposób postrzega Wspólnotę.
DW: Pani ugrupowanie uchodzi za umiarkowane skrzydło koalicji. Jaki realnie mają Państwo wpływ na metody działania rządu? Pamiętamy zatroskaną twarz Jarosława Gowina, kiedy odbywało się głosowanie dotyczące reformy sądownictwa, teraz Pani interweniuje w spawie Trójki…
W koalicjach rządowych wszędzie na świecie strony się ścierają. Nie inaczej jest w Niemczech. W samym CDU mamy co najmniej kilka skrzydeł, gdzie nawet teraz w czasie walki z pandemią podejścia do zamrożenia gospodarki są także różne. To, że my dziś tworzymy obóz Zjednoczonej Prawicy i to, że różnimy się nieco poglądami, jest rzeczą absolutnie naturalną.
Chcesz skomentować ten artykuł? Zrób to na facebooku! >>
DW: A jak pogodzić to, co dzieje się w mediach publicznych czy wrogie nastawienie wobec niektórych sędziów z Pani otwartym sposobem bycia? Nie chodzi o niuanse. Czy to nie wstyd dla Polski, że tak wygląda dziś Telewizja Publiczna?
Mamy w Polsce pluralizm mediów. Nie mam telewizji i staram się wychować dzieci bez telewizora, ale kiedy znajomi mówią mi, jak wyglądają serwisy w jednej z telewizji komercyjnych i w telewizji publicznej, to mamy całkowity pluralizm poglądów zapewniony. W dobie mediów elektronicznych, wpływu Internetu, trudno mówić o zawłaszczaniu opinii publicznej przez media. Sytuacja, która miała miejsce w radiu publicznym to było oczywiście o jeden krok za daleko. To niewłaściwe zachowanie w mediach publicznych nie powinno było mieć miejsca i mam nadzieję, że tutaj korekta zostanie wykonana, a odpowiedzialni za te niewłaściwie zachowania, nie będą odpowiadać już za Polskie Radio.
Powiem tak: nie byłoby nas w tym rządzie, gdybyśmy nie zgadzali się co do podstawowych zasad i wartości. Na pewno jesteśmy tym nieco bardziej liberalnym, bardziej prosamorządowym skrzydłem w tym prawicowym namiocie i ono jest także potrzebne. Jeśli chcemy, by pan prezydent Andrzej Duda wygrał wybory, a do tego potrzebne jest 50% plus 1, to wówczas nie wystarczy bazowy elektorat PiS, ale także jest potrzebne sięgnięcie po nieco inny elektorat.
Wywiad prowadzili Magdalena Gwóźdź-Pallokat i Jan Pallokat (Studio ARD w Warszawie)