Raport rządu USA ws. Kremla. "Toksyczny kraj"
31 stycznia 2018Raport rządu USA oczekiwany był w Rosji od wielu miesięcy z napięciem, które po jego publikacji zamieniło się w szyderstwa. Według rosyjskich mediów tzw. raport ws. Kremla rządu USA, "jest do śmiechu". Prezydent Władimir Putin mówił o "nieprzyjaznym akcie" i sarkastycznie dodał, że szkoda, iż on sam nie znalazł się na liście Waszyngtonu.
Poniedziałek był dla Departamentu Skarbu USA terminem przekazania Kongresowi szczegółowego raportu o rosyjskich oligarchach i najwyższych urzędnikach państwowych. Raport systematyzuje ich w zależności od majątku i bliskości do Kremla. Do przedstawienia takiego raportu administrację Trumpa zobowiązuje ustawa uchwalona przez Kongres USA latem 2017 roku w odpowiedzi na działania Rosji na Ukrainie oraz w odpowiedzi na ingerencję Rosji w wybory prezydenckie w USA w 2016 roku. Spodziewano się również, że w sprawozdaniu opisane zostaną powiązania Rosjan z kluczowymi sektorami gospodarki USA oraz ewentualne przypadki korupcji.
Obrońcy praw człowieka obok oligarchów
W ostatniej chwilli, tuż przed północą, Departament Skarbu w Waszyngtonie opublikował listę 210 nazwisk. Obejmuje ona cały rząd, na czele którego stoi premier Dmitrij Miedwiediew, urzędników administracji prezydenckiej i około 100 oligarchów, których indywidualne aktywa szacowane są na co najmniej 1 mld dolarów. Niektóre z wymienionych osób zostały już wcześniej objęte sankcjami USA.
Czytaj także: Nerwowość na Kremlu. Chodzi o amerykański raport
Niespodziewanie na liście znalazł się przewodniczący Prezydenckiej Rady Praw Człowieka, Michaił Fedotow oraz pełnomocniczka ds. praw dziecka, Anna Kuzniecowa. - Listę sporządzono najwyraźniej na podstawie książki telefonicznej administracji prezydenckiej - skomentował Fedotow w rozmowie z DW. - Nigdy nie pomyślałem, że takie listy będą sporządzane w tak bezsensowny sposób - dodaje. Na przykład komisarz ds. praw człowieka Tatiana Moskalkowa nie została uwzględniona, najwyraźniej "ponieważ znajduje się w innym spisie". Fedotow nie spodziewa się żadnych konsekwencji, ponieważ w Stanach Zjednoczonych nie ma pieniędzy ani nieruchomości: - Nie mam się czego obawiać - podkreśla.
Po myśli Putina?
Nowy na liście jest Jewgenij Kaspersky, założyciel rosyjskiej firmy produkującej m.in. oprogramowanie antywirusowe. W USA agencje rządowe otrzymały ostatnio zakaz używania tego oprogramowania. Władze USA podejrzewają, że rosyjskie służby wywiadowcze wykorzystują produkty firmy Kaspersky do szpiegostwa. Sam Kaspersky zaprzecza współpracy z tajnymi służbami.
W zamyśle raport miał służyć za punkt wyjścia dla przyszłych sankcji. Nie jest jeszcze jasne, czy i kiedy będą one wprowadzone. Rząd USA ogłosił w poniedziałek, że nie widzi potrzeby stosowania dalszych sankcji, ponieważ sama ustawa spełniła swoją odstraszającą rolę. I tak na przykład rosyjski przemysł zbrojeniowy już teraz stracić miał kontrakty o wartości miliardów dolarów.
Publikacja wywołała mieszane reakcje wśród ekspertów. Anders Aslund z Waszyngtońskiej Rady Atlantyckiej twierdzi, że lista nie spełnia kryteriów określonych w ustawie. Zawiera ona "zbyt wiele nazwisk, przekręcone imiona, a brakuje tam osób z najbliższego kręgu Putina" - powiedział Aslund w rozmowie z DW. Ekspert oskarża administrację Trumpa o osłabienie sankcji USA wobec Rosji. Celem raportu ws. Kremla jest podzielenie rosyjskich elit. Zbyt obszerna lista jest raczej po myśli Putina, który chce, aby "wszyscy siedzieli w jednej łodzi".
Nowych sankcji na razie nie będzie
Rosyjski polityk opozycyjny i były premier Michaił Kasjanow uważa, że lista ta jest sygnałem ostrzegawczym dla elit rosyjskich, które w każdej chwili muszą obawiać się sankcji. Jest to sygnał typu: "Obserwujemy cię, jesteś pod lupą" - powiedział DW Kasjanow. Jego zdaniem nawet bez sankcji ta lista jest ciosem dla reputacji rosyjskich polityków i biznesmenów: - Zachodnie banki będą wobec nich bardzo ostrożne. Niektórzy mogą nawet im zasugerować, by likwidowali konta - dodaje.
Niebezpieczeństwo wynikające z raportu i ewentualnych sankcji w przyszłości polega na tym, że "Rosja stanie się toksycznym krajem", krajem, z którym robienie interesów może być ryzykowne - ostrzega Aleksander Baunow z Moskiewskiego Carnegie Center.
Jak dotąd nie jest jasne, co znalazło się w utajnionej części raportu. Ian Bremmer, ekspert ds. polityki zagranicznej i szef amerykańskiej firmy konsultingowej Eurasia Group, uważa, że ta nieopublikowana część zawiera "szczegóły powiązań korupcyjnych". Bremmer nie spodziewa się jednak na razie nowych sankcji USA wobec Rosji.
Roman Gonczarenko / Bartosz Dudek