Niemcy: Polka kandyduje na burmistrzynię. Jedno ją martwi
2 maja 2024DW: Co sprawiło, że w nadchodzących wyborach samorządowych zdecydowała się pani wystartować na stanowisko burmistrza Löcknitz?
Katarzyna Werth: Od pięciu lat jako jedyna Polka zasiadam w radzie gminy, tymczasem w liczącym 3300 mieszkańców Löcknitz ok. 20 procent stanowią Polacy. Uważam, że powinno nas w polityce reprezentować zdecydowanie więcej osób. Zdarzały się też zapytania ze strony mieszkańców, którzy – znając moją dotychczasową działalność – wprost pytali, czy nie chciałabym kandydować. Mnie osobiście zależy również na tym, żeby poprawić wizerunek Löcknitz. Ta miejscowość ma ogromny potencjał, nie tylko wynikający z położenia niedaleko polskiej granicy, ale także turystyczny. Mamy również potencjał pod względem edukacyjnym: języka polskiego można się tu uczyć od przedszkola po maturę.
Kandyduje pani w symbolicznym momencie. Równo 20 lat temu Polska weszła do Unii Europejskiej. Od tego czasu na niemiecką stronę granicy z Polski przeprowadziło się kilka tysięcy osób. Jak ocenia pani te 20 lat z perspektywy mieszkanki polsko-niemieckiego pogranicza?
- Czuję się Europejką i jestem ogromną zwolenniczką tych zmian, które dokonały się po wejściu Polski do UE. Ale wciąż jest mi ich za mało i są one zbyt mało progresywne. Z integracją bywa różnie, wymaga ona nieustannej pracy. Kiedy rozmawiam z mieszkającymi tu Polakami i Niemcami, dostrzegam, że temat integracji jest mocno nadszarpnięty. Niestety, występują tu także tendencje radykalno-prawicowe. Dlatego postrzegamy naszą inicjatywę „Gemeinsam für Löcknitz" („Razem dla Löcknitz") jako działanie długofalowe, a nie tylko przy okazji wyborów. Chcemy przedstawić mieszkańcom demokratyczną ofertę – to nasza odpowiedź na panujące tu radykalne nastroje.
Od 20 lat Niemcy żyją z Polakami na pograniczu dosłownie drzwi w drzwi, są sąsiadami, razem pracują, chodzą do polskiego fryzjera czy restauracji. A mimo to wzrost tendencji prawicowych i niechęci do imigrantów jest tu bardzo odczuwalny. Gdzie szukać przyczyn tego zjawiska?
- Tak naprawdę te tendencje były tutaj od dawna. Odczułam je jeszcze w latach 90., będąc wtedy uczennicą Polsko-Niemieckiego Gimnazjum w Löcknitz. Co więcej, we wszystkich działających tu partiach, także demokratycznych, widzę przejawy tych tendencji. Brak zrozumienia dla polityki rządu Niemiec w kontekście imigracji jest duży, ale to nie jest nowość. Mój mąż, który stąd pochodzi, tłumaczy to tym, że 40 lat istnienia NRD wyhamowało pewne procesy. W świadomości tutejszych to zawsze „ten obcy" jest winny: raz jest to Ameryka, raz rząd Niemiec, raz imigranci. Pod pewnymi względami ludziom tu jest bliżej do Rosji niż do demokratycznej Europy. Tutejsi mieszkańcy są jakby z góry przeciwnikami jakiegokolwiek wpływu USA w Niemczech. Uważają, że Stany Zjednoczone działają tylko we własnym interesie.
Żeby wygrać, potrzebuje pani także głosów niemieckich mieszkańców. Czy są oni gotowi głosować na pochodzącą z Polski kandydatkę na burmistrzynię?
- Pochodzę z Polski, ale związana z tym miejscem jestem już od ponad 30 lat. Należę do pierwszego rocznika absolwentów Polsko-Niemieckiego Gimnazjum w Löcknitz, w tym roku będziemy obchodzić 25-lecie matury. Później studiowałam w Stralsundzie. Od 2008 roku mieszkam w Löcknitz, jestem radną gminy, członkinią wielu organizacji pozarządowych, pracowałam w administracji Pasewalku i powiatu Pomorze Przednie-Greifswald. Jestem więc aktywnie związana z tym miejscem od bardzo dawna i rozpoznawalna wśród mieszkańców. Na pewno nie będzie mi łatwo konkurować z dwoma kontrkandydatami, wywodzącymi się stąd. To, że jestem kobietą i mam migracyjną historię także nie ułatwia mi zadania. Ale – z drugiej strony – dlaczego by nie spróbować? Lubię trudne sprawy i idę swoją drogą.
Jak ocenia pani zaangażowanie żyjących na pograniczu Polaków w sprawy polityczne?
- W naszej inicjatywie są i Polacy, i Niemcy. Jeszcze 15 lat temu mało kto z żyjących tu Polaków myślał o tym, żeby się zaangażować politycznie. Uważam, że to ogromna zaleta, że polscy mieszkańcy, którzy się tutaj osiedlili, nie tylko tu mieszkają, ale także pracują, posyłają dzieci do szkoły czy przedszkola, płacą podatki. Zawsze się mówiło, że Löcknitz jest jedynie sypialnią dla Szczecina. Teraz to zaczyna się zmieniać, coraz więcej osób chce się angażować tu, na miejscu.
Jeszcze kilka lat temu zdarzały się w Löcknitz przypadki niszczenia polskich samochodów, a prawicowo-ekstremistyczna partia NPD prowadziła kampanie pod hasłem „Stop polonizacji Löcknitz". Teraz dużą popularnością cieszy się niechętna imigrantom partia AfD. Jakie nastroje wywołuje to wśród mieszkających tu Polaków?
- Bardzo dobrze przypominam sobie ten okres. Tego typu wydarzenia zawsze mogą się powtórzyć. Te tendencje istniały i istnieją nadal w społeczeństwie. Poparcie dla AfD wywołuje niezrozumienie i mrozi krew w żyłach. Ale myślę też, że pomaga to w zajęciu się polityką i szukaniu rozwiązania na zasadzie przeciwdziałania. Nasza polsko-niemiecka inicjatywa właśnie tym jest. W ten sposób możemy udowodnić, że możemy razem działać i aktywnie tworzyć wspólną ofertę, a nie tylko przyglądać się sytuacji. W mniejszych miejscowościach widać obecnie tendencje do odchodzenia od polityki partyjnej i zwracania się ku mniejszym inicjatywom obywatelskim, które starają się rozwiązać konkretne problemy ludzi.
Jednym z tematów podnoszonych właściwie od zawsze na pograniczu jest bariera językowa. Jak wygląda dzisiaj znajomość obu języków wśród mieszkańców Löcknitz i okolic?
- Z perspektywy ostatnich 15 lat widzę, że jest lepiej. Pamiętam, że gdy w 2008 roku się tu przeprowadziliśmy i chciałam przy przedszkolu założyć komitet rodzicielski i laboratorium językowe, to spotkało się to z brakiem aprobaty ówczesnego burmistrza. Dzisiaj istnieje program nauczania języka sąsiada, choć uważam, że forma projektowa nie jest odpowiednia. Tego typu zadania powinny być zapisane ustawowo. Moim zdaniem brakuje oferty językowej dla seniorów, którzy mają czas i chętnie braliby udział w polsko-niemieckich tandemach. Aktualnie próbujemy stworzyć taką ofertę w niedalekim Raminie.
Sprawdzianem, jak funkcjonuje polsko-niemieckie pogranicze, był czas pandemii. Zamknięcie granicy, kolejki, obowiązek kwarantanny, potem obowiązkowe testy. Jak to doświadczenie wpłynęło na panią i na mieszkańców?
- To był bardzo ciężki czas dla nas wszystkich, dla uczniów dojeżdżających do szkoły, pracowników transgranicznych. Pandemia pokazała, w jakich obszarach nasz wspólny region nie funkcjonuje. Jesteśmy zależni od decyzji, które są podejmowane w Warszawie, Schwerinie, Berlinie. Musieliśmy podjąć walkę z bezradnością. Od wszystkich do których się udawaliśmy z prośbą o pomoc, słyszeliśmy: „my nic nie możemy zrobić“. W końcu wzięliśmy sprawy w swoje ręce i protestowaliśmy na granicy, pisaliśmy petycje, poczuliśmy sprawczość. Ten okres z pewnością przyczynił się do tego, że dzisiaj kandyduję w wyborach. Poczułam, że można wpływać na politykę regionalną czy nawet międzynarodową, choć jest to bardzo żmudny proces.
Kiedyś Polacy przeprowadzali się na niemiecką stronę pogranicza m.in. dla tańszych niż np. w Szczecinie mieszkań. Z czasem nieruchomości tutaj też stały się droższe, nie ma już tak wielu domów do kupienia. A co dzisiaj może przyciągnąć Polaków do Löcknitz i okolic?
- Niepodważalną zaletą jest to, że ta miejscowość jest wprawdzie oficjalnie wsią, lecz pod względem infrastruktury przypomina miasteczko. Mamy dentystę, lekarzy, apteki, szkoły, przedszkola, lokale gastronomiczne, gabinety fizjoterapii, lokalnie działające małe stowarzyszenia, w końcu jezioro, lasy, łąki. Na pewno jeszcze do niedawna można było przyciągnąć choćby szczecinian ofertą edukacyjną i przedszkolną. Niestety, od dłuższego czasu placówki edukacyjne borykają się – jak i w innych miejscowościach – z brakiem kadry pedagogicznej. Ale warto tu przyjechać turystycznie, nad jezioro, do restauracji czy na lody, choć tę ofertę musimy jeszcze uatrakcyjnić. Löcknitz to miejscowość przygraniczna umożliwiająca mieszkańcom transgraniczne życie. Z uwagi na bliskość Polski szybko można się tu odnaleźć i poczuć swojsko.
*Katarzyna Werth – radna gminy Löcknitz, członkini wielu organizacji pozarządowych. W czasie pandemii współorganizowała protesty na granicy przeciwko restrykcjom godzącym w pracowników transgranicznych. Współzałożycielka inicjatywy „Razem dla Löcknitz", z ramienia której kandyduje na stanowisko burmistrza tej miejscowości.