Obywatel na podsłuchu. "Służby robiły, co do nich należy"
1 lipca 2013Niemiecka opinia publiczna jest niezwykle uczulona na wszelkie doniesienia o utajonym pozyskiwaniu informacji dotyczących sfery prywatnej. Kanclerz Angela Merkel widzi konieczność pozyskiwania takich informacji z zachowaniem tzw. zasady proporcjonalności. To jedyne słowa krytyki, na jakie niemiecka kanclerz zdobyła się w czasie wizyty w Berlinie wobec prezydenta USA (19.06.13) Baraka Obamy w reakcji na doniesienia o penetracji Internetu przez amerykańską Narodową Agencję Bezpieczeństwa (NSA). Angela Merkel wiedziała, co robi. Gdyż to, co dla opinii publicznej jest nowością, dla Angeli Merkel nie jest zaskoczeniem.
Także niemieckie służby wywiadowcze szpiegują
Niemiecka kanclerz wie, że niemiecki wywiad (BND) kontroluje Internet na własnym podwórku. I to nie tylko w szczególnych przypadkach, lecz na szeroką skalę, chociaż nie tak wielką jak amerykańska NSA. BND wolno jest monitorować tylko 20 procent komunikacji między Niemcami a innymi krajami oraz penetrować sieć wprowadzając ustalone hasła ( jest ich obecnie na liście 1500). Zasady postępowania BND w tym zakresie są regulowane ustawowo.
BND chce więcej pieniędzy
Niemiecki wywiad nie jest obecnie w stanie wykorzystać wszystkich dostępnych możliwości kontrolowania rozmów i informacji w sieci. Tygodnik „Der Spiegel” donosił niedawno, że BND kontroluje zaledwie 5 procent informacji, gdyż brakuje mu zaplecza.
Hamburski tygodnik poinformował, że niemieckie służby zamierzają rozbudować swój program kontroli Internetu, zwiększyć zaplecze techniczne i personalne. Modernizacja BND ma kosztować 100 mln euro. Środki te nie zostały jeszcze przyznane.
W 2011 BND zebrał jedynie dla celów walki z terroryzmem 329628 informacji z Internetu. Wszystkie one pochodzą z raportu parlamentarnego gremium kontrolnego (PKGr), w którego skład wchodzi 11 posłów Bundestagu odpowiedzialnych za monitorowanie niemieckich służb wywiadowczych. Konkretnie: BND oraz MAD, Służby Kontrwywiadu Wojskowego .
Wymiana informacji między służbami wywiadowczymi
W porównaniu z amerykańską National Security Agency (NSA) i brytyjskim Government Communications Headquarters (GCHQ) niemiecki wywiad BND jest karłem w zakresie inwigilacji Internetu. – To daje sią poznać chociażby po liczbie osób zatrudnionych w celu penetrowania sieci telekomunikacyjnych – twierdzi ekspert ds. służb wywiadowczych Erich Schmidt-Eenboom. – NSA zatrudnia 60 tys. pracowników i wiele firm z zewnątrz. Brytyjski GCHQ ma prawdopodobnie blisko 15 tys. pracowników. Niemiecki BND zatrudnia zaledwie 1500 osób, czyli ułamek, bo 10 proc. zaplecza personalnego Brytyjczyków.
Ponieważ służby wywiadowcze zaprzyjaźnionych państw wymieniają między sobą część informacji, szczególnie w zakresie walki z terroryzmem, Niemcy korzystają na penetrowaniu Internetu przez Amerykanów i Brytyjczyków. Szczególnie wtedy, jeśli osoby podsłuchiwane są obywatelami niemieckimi. BND ma bowiem związane ręce. Prawo niemieckie zabrania mu inwigilowania obywateli RFN we własnym kraju. To jest zadaniem Federalnego Urzędu ds. Ochrony Konstytucji (BfV). Ale także kontrwywiad wewnętrzny musi się podporządkować ustawowym regulacjom dotyczącym ochrony danych osobowych. – Naturalnie nie możemy wykluczyć, że wywiad USA pozyskuje informacje także sposobami, które nie są nam znane, i których nam w Niemczech stosować nie wolno – mówi DW Hartfried Wolff z klubu poselskiego liberałów (FDP), zasiadający w parlamentarnym gremium kontrolnym niemieckich służb wywiadowczych .
Kontrola milionów połączeń telefonicznych
Hartfried Wolf zaznacza, że na szczęście służby wywiadowcze na świecie mogą wymieniać się informacjami. Wolff wie, o czym mówi, jest byłym szefem BND. – Nie sposób bowiem przeciwdziałać zamachom terrorystycznym przygotowywanym w kraju, jeśli kontrwywiad nie ma żadnych informacji – przekonuje.
Według ostatnich doniesień opublikowanych przez tygodnik „Der Spiegel”, amerykański NSA monitoruje miesięcznie w RFN pół miliarda połączeń telekomunikacyjnych: rozmów telefonicznych, e-maili, SMSów i czatów. W powszedni dzień kontrolowanych jest w Niemczech 20 milionów połączeń telefonicznych – pisze „Der Spiegel” powołując się na statystyki NSA.
Szpiegostwo a przyjaźń
To, że służby wywiadowcze zaprzyjaźnionych państw wzajemnie u siebie szpiegują, to już inna historia. W ub. sobotę (29.06) ujawniono, że Amerykanie założyli podsłuchy w biurach dyplomatów UE w Waszyngtonie. Kilka dni temu brytyjski „The Gardian” zamieścił doniesienie o podsłuchiwaniu uczestników delegacji zaprzyjaźnionych państw w czasie szczyt G-20 w Londynie w 2009 roku. Wtedy spreparowano dla dyplomatów "specjalną" kawiarenkę internetową. – Informacja ta wcale nie zaskoczyła eksperta ds. służb wywiadowczych Schmidta-Eenbooma. – Oni robili, co do nich należy – mówi. Oni nie tylko muszą zapewnić narodowe bezpieczeństwo i zwalczać ciężkie przestępstwa – dodaje. Do zakresu ich działań należy też wspieranie ekonomicznego rozwoju Wielkiej Brytanii, zaznaczył Schmidt-Eenboom. Jeśli nawet dyskusja o podsłuchach usprawiedliwiana jest koniecznością walki z terroryzmem, tak naprawdę opinia publiczna nigdy się nie dowie, co dokładnie robią szpiedzy. Służby wywiadowcze działają bowiem z natury rzeczy dyskretnie.
Christina Ruta / Barbara Cöllen
red. odp. Bartosz Dudek