Obama w Berlinie: 25 godzin i 5 minut
19 czerwca 2013Oficjalna wizyta Baracka Obamy w Berlinie rozpoczęła się we wtorek wieczorem lądowaniem prezydenckiej maszyny „Air Force One” na wojskowej części lotniska Tegel (zdjęcie tytułowe). Ale właściwy program wizyty przewidziany jest na dziś (19.06): powitanie z honorami wojskowymi w Pałacu Bellevue, siedzibie prezydenta Niemiec Joachima Gaucka i rozmowa obydwu prezydentów, konferencja prasowa, obiad i rozmowa w cztery oczy z kanclerz Angelą Merkel, krótka przerwa i przemówienie pod Bramą Brandenburską, spotkanie z kandydatem SPD na kanclerza Peerem Steinbrückiem i uroczysta kolacja w oranżerii Pałacu Charlottenburg. Wreszcie nocny lot do Waszyngtonu. W sumie: 25 godzin i 5 minut pod berlińskim niebem.
Dlaczego Obama zwlekał tak długo?
Prezydent Barack Obama był już wielokrotnie zapraszany do Berlina przez Angelę Merkel. Zaproszenia pozostawały bez echa. Według spekulacji prasowych Obama obraził się, kiedy podczas jego pierwszej wizyty kanclerz uprzejmie, ale zdecydowania odesłała go z przemówieniem spod Bramy Brandenburskiej pod Kolumnę Zwycięstwa. Brama Brandenburska jest zarezerwowana tylko dla szefów rządów i głów państw, brzmiało uzasadnienie. Obama był wówczas jeszcze kandydatem na prezydenta.
W pierwszej kadencji odwiedził wprawdzie dwa razy Niemcy, Berlin omijał jednak szerokim łukiem. Nie przyjechał nawet na 20. rocznicę upadku Muru Berlińskiego.
Od „prezydenta świata” po „utraconego przyjaciela”
Obecna wizyta przypada niemal dokładnie pół wieku po wystąpieniu w Berlinie Johna F. Kennedy’ego i jego legendarnym „Jestem berlińczykiem”. Było to 26 czerwca 1963. Czy Obama zdoła wzbudzić przynajmniej cząstkę tamtego entuzjazmu?
Entuzjastycznie, wręcz frenetycznie powitany został pięć lat temu, tuż przed wyborem na pierwszego ciemnoskórego prezydenta USA. Dwustutysięczny tłum, podobnie jak niemieckie media, przyjęli go w 2008 roku, w Berlinie, niemal jako Mesjasza, który uwolni świat od wojny w Iraku i aroganckich rządów Busha. Opiniotwórczy „Der Spiegel” wywindował Obamę do rangi „prezydenta świata”.
Cztery lata później ten sam „Spiegel” prorokował Obamie przegranie wyborów i pisał o „nieudanej prezydencji”. Dziś, tuż przed wizytą prezydenta USA w Berlinie, stawia go w cień Kennedy'ego, tytułując artykuł „Utracony przyjaciel”. Zdaniem hamburskiego tygodnika Niemcy nie potrzebują i nie chcą, tak jak kiedyś, wzorować się na USA. „Tak jak Kennedy nie zdołał doprowadzić do końca przebudowy swojego kraju, tak Obama musiał rozczarować – to, że w kwestiach bezpieczeństwa wewnętrznego wydaje się nawet bardziej bezwzględny, niż jego poprzednik, przeraziło zwłaszcza jego zwolenników”, stwierdził „Der Spiegel”. Niemieckie media są rozczarowane tym, co Obama zrobił i czego nie zrobił. Przykładem tego, co zrobił, jest choćby skandal PRISM.
Świat się jednak zmienił od 2008 roku. Najpóźniej kryzys finansowy pokazał, jak globalne stały się najbardziej istotne kwestie współczesności. Stosunki międzypaństwowe są nadal ważne, ale już nie tak ważne, jak jeszcze kilka lat temu. „Stary kontynent” – piszą autorzy „Spiegla” – „Nie jest już skazany na promiennego amerykańskiego bohatera, a już na pewno nie na wybawcę, bo w XXI wieku Stany Zjednoczone już nie odgrywają tej roli, nawet gdyby chciały”.
Z sympatią, ale bez euforii
Kiedy Obama będzie przemawiać dzisiaj wieczorem pod Bramą Brandenburską, berlińczyków wśród publiczności będzie niewielu. Zaproszeni są politycy, dyplomaci, przedstawiciele świata gospodarki i kultury. Zwykli zjadacze chleba mogą posłuchać prezydenta USA w telewizji. Rygorystyczne względy bezpieczeństwa nie dają też szans, by ktoś mógł spontanicznie Obamie choćby pomachać.
Pytanie, czy berlińczycy zgotowaliby mu podobne powitanie, jak pięć lat temu? Obama cieszy się wprawdzie sympatią, 90 procent Niemców wybrałoby go w ubiegłym roku ponownie na prezydenta, gdyby mogło, ale zdaniem wielu euforia minęła. Czar prysł. Przeszkadza szpiegowanie przez USA świata, przeszkadza, iż mimo obietnic Guantanamo nadal istnieje.
Na korzyść Obamy przemawia w oczach Niemców dotrzymanie przez niego przynajmniej części obietnic: wycofał wojska USA z Iraku i – przynajmniej powierzchownie – bardziej otwarcie i globalnie ukształtował politykę zagraniczną USA.
Trzeźwo, ale z respektem
Inaczej, niż jej rodacy Angela Merkel nie dała się porwać charyzmie Obamy. – Kanclerz od początku unikała wrażenia, że zaraziła się powszechnie panującą 'Obamanią' – stwierdza w rozmowie z Deutsche Welle ekspert ds. USA Johannes Thimm z Fundacji Nauka i Polityka. – Między kanclerz Merkel a prezydentem Obamą ukształtowały się z czasem trzeźwe, ale pełne respektu stosunki robocze. Obydwoje wiedzą, że są sobie potrzebni. Obama nie kieruje się w relacjach z innymi szefami rządów osobistymi sympatiami, jak jego poprzednik George W. Bush. A to, że uważa kanclerz za swoją ważną sojuszniczkę pokazał przyznając jej w 2011 roku Medal Wolności – wyjaśnia Johannes Thimm.
Na jakie tematy będą rozmawiać Merkel i Obamy, jeszcze nie wiadomo. Przypuszczalnie także na temat afery podsłuchowej NSA. – Pani Merkel jest w środku kampanii wyborczej i nie może ignorować oburzenia niemieckiej opinii publicznej – stwierdza Thimm. W centrum zainteresowania znajdą się jednak najprawdopodobniej kryzys finansowy i ekonomiczny w Europie, planowana umowa o wolnym handlu pomiędzy UE i USA, wreszcie konflikt w Syrii.
Obserwatorzy są zdania, że tematy te Obama poruszy także w przemówieniu pod Bramą Brandenburską. Ale może i kwestie mniej specyficzne, ponadczasowe; może Obama ustosunkuje się do nowego układu sił w polityce światowej. Mówcą jest utalentowanym. Miejsce jest wyjątkowe.
(DW, dpa) / Elżbieta Stasik
red. odp.: Iwona D. Metzner