1. Przejdź do treści
  2. Przejdź do głównego menu
  3. Przejdź do dalszych stron DW

Nowy przeciek. Władze USA obawiają się powtórki ze Snowdena

Elżbieta Stasik6 sierpnia 2014

Amerykańskie służby wywiadu mają powody do podejrzeń, że kolejny demaskator ujawnił tajne informacje. Tym razem chodzi o banki danych z nazwiskami terrorystów i domniemanych terrorystów.

https://p.dw.com/p/1CpZn
Edward Snowden artifiziertes Porträt Poster
Zdjęcie: picture alliance/ZUMA Press

Po najnowszych ujawnieniach dotyczących pracy amerykańskich służb wywiadu, władze USA obawiają się istnienia kolejnego przecieku. Jak donoszą media zza oceanu, informacje te nie pochodzą prawdopodobnie od byłego pracownika wywiadu Edwarda Snowdena. Według niepotwierdzonych doniesień z kręgów rządowych USA, służby wywiadu rozważają zwrócenie się do ministra sprawiedliwości, by nakazał wszczęcie dochodzenia.

Jeżeli nie Snowden, to kto?

Tłem sprawy są publikacje na platformie „The Intercept”. Serwis śledczy poinformował opinię publiczną, według jak mglistych i częściowo wyssanych z palca kryteriów ludzie dostają się na listy podejrzanych o terroryzm. Podstawą tych informacji jest dwunastostronnicowy dokument pochodzący z sierpnia 2013. Edward Snowden jako źródło odpada. Nie był już bowiem wówczas agentem służb wywiadu i opuścił placówkę Narodowej Agencji Bezpieczeństwa (NSA) na Hawajach, gdzie mieszkał i pracował.

Platformę „The Intercept“ utworzył amerykański dziennikarz Glenn Greenwald, który opublikował także dokumenty dostarczone przez przebywającego obecnie w Rosji Snowdena. Serwis śledczy zwany „platformą dla demaskatorów“ zazwyczaj podaje źródło swoich informacji. Tym razem „The Intercept“ podał tylko, że dwunastostronnicowy dokument pochodzi z kręgów tajnych służb.

Tłumy podejrzanych

Najnowsze ujawnienia dotyczą istniejącego w USA banku danych z 680 tysiącami nazwisk, tak zwanej bazy informacji Terrorist Screening Database (TSDB). Umieszczone są w niej dane „znanych i domniemanych terrorystów”. W przypadku 280 tysięcy nazwisk z owych 680 tysięcy, nic nie wskazuje na ich powiązania z Al-Kaidą, Hamasem, talibami czy Hezbollah.

Na podstawie tego banku danych sporządzona zostaje na przykład lista z niepożądanymi pasażerami (no-fly list). Znajduje się na niej 47 tysięcy osób, które jako „szczególnie podejrzane” są wykluczone z możliwości korzystania z linii lotniczych. Według informacji „The Intercept“ od objęcia przez Baracka Obamę urzędu prezydenta w 2009 roku lista ta powiększyła się ponad dziesięciokrotnie. Przez atakami terrorystycznymi z 11 września 2001 na „no-fly list” figurowało 16 osób.

(afp, rtr) / Elżbieta Stasik