Niemiecki PRISM? Zaskakujące spekulacje prasowe. "Szara strefa"
18 czerwca 2013Angela Merkel jest o tym przekonana: także Niemcy muszą bronić się w internecie przed możliwymi atakami terrorystów. – Jesteśmy zdani na to, by być zdolnymi do działania, a nie wydanymi na pastwę terrorystów. A komunikacja odbywa się dziś w internecie - argumentuje niemiecka kanclerz.
Alexander Dix jest bardziej sceptyczny. – Nie trzeba być zwolennikiem teorii spiskowych, by przypuszczać, że dane, które zbierane są jakoby w celu obrony przed terroryzmem, są wykorzystywane do innych celów - twierdzi prawnik, który w mieście-kraju związkowym Berlinie odpowiada za ochronę danych osobowych. Jego zdaniem walka z terroryzmem stała się "powalającym wszystko argumentem".
Zbieracze danych
Niemiecka służba wywiadowcza BND, według obecnie obowiązującego prawa, może kontrolować do 20 procent ogółu danych telekomunikacyjnych przekazywanych między Niemcami a zagranicą. Jak dotąd z powodów technicznych kontrolowanych jest jakoby tylko 5 procent tych danych. BND podłącza się do "autostrad danych" w centralnych punktach węzłowych i przeszukuje je korzystając z określonych słów-kluczy.
Budżet, którym dysponuje stosowny dział BND ma zostać w najbliższym czasie zwiększony o sumę 5 mln euro. Taką informację potwierdził rzecznik niemieckiego rządu. Zaprzeczył jednak, że planowana jest wielka rozbudowa systemu kontroli danych. Według tygodnika "Der Spiegel" niemiecki rząd na stosowny program chce przeznaczyć 100 mln euro. Taką sumą ma zostać zasilony budżet wydziału wywiadu technicznego BND. Rzecznik BND odmówił jednak DW komentarza na ten temat.
Szara strefa
Na taką znaczną rozbudowę kontroli w internecie zdaniem Alexandra Dixa brakuje podstawy prawnej. W opinii Constanze Kurz z organizacji CCC, zrzeszającej hakerów, już teraz BND porusza się w "szarej strefie". – To wyjęta spod prawa sfera, gdzie nikt tak naprawdę nie kontroluje tego, co robią służby – twierdzi. Dodaje, że komisja ds. służb specjalnych Bundestagu, powołana m. in. do kontroli wywiadu, nie jest w rzeczywistości w stanie spełniać tego zadania. Gremium to składa się z dwunastu posłów. Są oni zobowiązani do zachowywania tajemnicy wobec opinii publicznej. Także członek komisji, poseł Hans-Christian Ströbele (partia Zielonych), mówi o - w najlepszym razie - szczątkowej kontroli. Często – dodaje – rząd w ogóle nie informuje komisji o ważnych działaniach, lub nawet podaje nieprawdziwe informacje.
Ochrona sfery prywatnej
Gigantyczny program zbierania danych amerykańskiej służby bezpieczeństwa NSA, program rozbudowy niemieckiej BND w tym zakresie, "pożeracze" danych takie jak Google, Facebook i inni – w internecie sfera prywatna przestaje istnieć. Kto jednak martwi się o swoje dane, ten nie musi zaraz kompletnie rezygnować z korzystania z sieci.
– Można temu przeciwdziałać – przekonuje Constanze Kurz – to nawet bardzo ważne, by to robić. Ochrona komunikacji jest pod względem technicznym prosta. Zarówno maile jak i rozmowy telefoniczne można zakodować a ruchy w sieci zanonimizować. Procedury są pewne i z reguły nie powodują już – jak kiedyś – spowolnienia przesyłania danych. Stosowne programy można za darmo znaleźć w sieci.
Wielu ludzi jest jednak na to zbyt wygodnych – uważa Kurz – i nie przejmują się niebezpieczeństwem. A przecież każdy może stać się obiektem szpiegowania służb specjalnych. Nawet osoby zawodowo zobowiązane do zachowywania tajemnicy jak adwokaci czy dziennikarze beztrosko traktują swoje dane – dodaje informatyczka. To samo dotyczy wielu przedsiębiorstw. – Tam programy szyfrujące powinny być obowiązkowe. W końcu szpiegostwo gospodarcze jest dla służb specjalnych na porządku dziennym – przestrzega Kurz.
Nils Naumann / Bartosz Dudek
red. odp.: Elżbieta Stasik