Milcząca większość zabiera głos. Protesty przeciwko AfD
19 stycznia 2024W 1958 roku pisarz Erich Kästner, spoglądając wstecz na okres nazizmu, doszedł do wniosku, że „zdarzenia z okresu 1933 -1945 trzeba było zwalczyć najpóźniej w 1928 roku. Potem było już za późno. Nie wolno czekać, aż walka o wolność będzie nazywana zdradą ojczyzny. Nie wolno czekać, aż kula śnieżna zamieni się w lawinę” – napisał Kästner.
Prawdopodobnie przekonanie to podziela obecnie tysiące osób, które wychodzą na ulice niemieckich miast – Essen, Rostocku, Lipska czy Bremy – w proteście przeciwko AfD. Demonstracje nie ustają, kolejnych 90 jest planowanych w całych Niemczech na weekend. Udział w nich przerasta wszelkie oczekiwania.
We wtorek, 16 stycznia, w Kolonii zgłoszono około tysiąca demonstrantów, a przyszło około 30 tysięcy – pomimo przeszywającego zimna. Jeden z nich zapytany przez ekipę telewizyjną, czy często już demonstrował, odpowiedział przecząco. Dla niego był to pierwszy raz. Na pytanie, dlaczego właśnie teraz, odpowiedział: – Przecież to oczywiste, znaleźliśmy się w czasach nazistowskich.
Nie tylko popularni w Niemczech artyści, jak piosenkarz rockowy Udo Lindenberg, wokalista kolońskiej grupy BAP Wolfgang Niedecken czy aktor Matthias Barndt zachęcają do udziału w protestach, ale także wiele klubów Bundesligi manifestuje swoje stanowisko. „Nigdy więcej! Przybywajcie wszyscy” – pisze FSV Mainz 05. Christian Streich, trener FC Freiburg, twierdzi, że „jest za pięć dwunasta”, a jego kolega z klubu RB Lipsk, Marco Rose, ostrzega: – Bardzo ważne jest, aby przeciwstawiać się głupocie i prawicowemu ekstremizmowi w każdej postaci.
AfD częścią politycznego spektrum
Służby ochrony konstytucji od dłuższego czasu klasyfikują AfD częściowo jako partię skrajnie prawicową. Niemniej jednak przez długi czas panowała cisza. – Myślę, że ludzie w ostatnich latach praktycznie przyzwyczaili się do tego, że AfD stała się częścią sceny politycznej – mówi Katja Hoyer, historyczka King's College w Londynie i autorka książki „Diesseits der Mauer” (Po tej stronie muru - Nowa historia NRD).
Do wyraźnego poruszenia doszło po ujawnieniu przez sieć dziennikarzy śledczych Correctiv szczegółów tajnego spotkania, które odbyło się 25 listopada 2023 roku pod Poczdamem , a w którym wzięli udział politycy AfD, CDU oraz skrajnie konserwatywnego stowarzyszenia Werteunion.
– Zapoznanie się teraz ze szczegółami tego spotkania, wywołuje szok – mówi historyczka Hoyer. –Mimowolnie myśli się o własnym przyjacielu, kolegach, sąsiadach, którzy według tych planów znaleźliby się na jakichś listach deportacyjnych.
Plany „reemigracji”
Obecny na spotkaniu skrajnie prawicowy działacz ruchu identytaryzmu z Austrii Martin Sellner potwierdził, że mówił o reemigracji. Kiedy skrajni prawicowcy używają tego terminu, zazwyczaj mają na myśli, że duża liczba osób obcego pochodzenia powinna opuścić kraj - także siłą. Konkretnie miała być omawiana deportacja milionów ludzi do Afryki. W przytłaczający sposób przypomina to plany nazistów dotyczące przymusowego przeniesienia europejskich Żydów na Madagaskar. – To budzi w niemieckiej duszy strach – mówi Hoyer. – Burzy porządek społeczny. I tym tłumaczę sobie obecnie dużą frekwencję na demonstracjach – dodaje.
Według socjologa Armina Nassehiego na ulice wychodzą teraz ci, którzy od dawna czekali na odpowiednią okazję, aby dać wyraz swojemu sprzeciwowi wobec AfD. – To faktycznie ci, których można nazwać milczącą większością – uważa socjolog. To ta najliczniejsza część społeczeństwa, która zazwyczaj nie wyraża swoich poglądów, ponieważ w gruncie rzeczy jest zadowolona. – Empiryczne badania społeczne mówią nam, że ludzie są znacznie bardziej zadowoleni ze swojej osobistej sytuacji, niż to oddaje opinia publiczna – wyjaśnia. Ponieważ dla większości ludzi zazwyczaj obowiązuje zasada, że nie wypowiadają się ani w mediach społecznościowych, ani nie uczestniczą w demonstracjach. To stwarza wrażenie, że społeczeństwo jest silnie spolaryzowane, ponieważ publicznie głos zabierają przede wszystkim ci z bardzo wyraźnymi poglądami. Ci umiarkowani, którzy stanowią większość, milczą. – Ale teraz jest taki moment, w którym milcząca większość zdaje sobie sprawę, że rzeczywiście gra toczy się o dużą stawkę. I zabiera głos – wyjaśnia Nassehi.
To prawdopodobnie nie osłabi poparcia dla AfD, na co wskazują także najnowsze sondaże. Według socjologa demonstracje mogą wywołać efekt poparcia wśród sympatyków AfD w stylu: „Znowu te dziwne elity lewicowo-zielone mają coś przeciwko nam”.
Ale to jest błędne myślenie w tym sensie, że protestują nie tylko przekonani lewacy. – Protesty można również zinterpretować pozytywnie i stwierdzić, że widzimy, iż niezależnie od wszystkich bieżących wydarzeń widać dużą stabilność wyborców, którzy są nieosiągalni dla AfD i ogólnie dla radykalizmu społecznego – uważa socjolog.
Nie tracić z oczu popularności AfD
Z kolei dla historyczki Katji Hoyer demonstracje niosą także ryzyko wzmacniania przekonania wśród partii demokratycznych, że nie muszą reagować merytorycznie na AfD. W myśl zasady: „To tak czy inaczej obrzydliwi ludzie, po prostu nie powinno się ich wybierać”. Zdaniem Hoyer ważne jest, aby nie tracić z pola widzenia faktu, że wzrost popularności AfD w sondażach to stosunkowo nowe zjawisko. W związku z tym nie wszyscy zwolennicy tej partii muszą być prawicowymi ekstremistami.
– Jednak można zauważyć, że poparcie dla AfD nawet w czasie kryzysu COVID-19, pomimo wszystkich perturbacji, osłabło, ale teraz wielu mówi, że to, co proponuje centrum, już nie działa – stwierdza Hoyer. Historyczka przypisuje to kombinacji kryzysowych obciążeń spowodowanych inflacją, wojną w Ukrainie i decyzjami koalicji rządowej SPD, Zielonych i FDP. Dlatego ważne jest, aby nie rezygnować z wyborców AfD i konfrontować się z ich opiniami. – Co nie oznacza, że należy się z tymi opiniami zgadzać. To przecież też nie działa, jak widać po wypowiedziach szefa CDU Friedricha Merza, na przykład odnośnie odmowy udzielenia azylu. Ale nie można ignorować tych tematów – wskazuje Heuer.
Niemcy krajem imigracyjnym
Socjolog Nassehi zaleca, aby nie przejmować bezkrytycznie kontrowersyjnych sformułowań polityków AfD, ale przedstawić je w kontekście merytorycznym. – Prawie 40 procent wszystkich uczniów szkół podstawowych w Niemczech pochodzi z rodzin imigrantów. Jesteśmy udanym krajem imigracyjnym. Zawsze istnieje to zniekształcone wyobrażenie o migracji – wskazuje Nassehi i dodaje, że jest optymistą. Bo z tej perspektywy cała sytuacja ma zdecydowanie także pozytywny aspekt. – Po tym strasznym spotkaniu z przerażającymi opiniami teraz już nikt nie może się wymigać i powiedzieć, no cóż, AfD jest po prostu nieco bardziej konserwatywną alternatywą. Nie jest nią, jest skrajną prawicą. W zasadzie wiadomo było już wcześniej, ale teraz naprawdę nie można już przymknąć oczu – uważa Armin Nassehi.
(DPA/jar)