1. Przejdź do treści
  2. Przejdź do głównego menu
  3. Przejdź do dalszych stron DW

Komentarz: Niemcy muszą się bardziej zwrócić na wschód

Boris Kalnoky
Boris Kálnoky
27 grudnia 2019

Po brexicie zmieni się w Europie rozłożenie sił. Jeżeli Niemcy chcą zachować w UE swoje wpływy, muszą uznać państwa grupy V4 za strategicznych partnerów, a nie tylko prawić morały, uważa Boris Kálnoky*. KOMENTARZ

https://p.dw.com/p/3VOg8
Grupowe zdjęcie z damą: (od l.) premier Węgier Viktor Orban, kanclerz Niemiec Angela Merkel, premier Słowacji Peter Pellegrini, premier Czech Andrej Babiš i premier Polski Mateusz Morawiecki
Grupowe zdjęcie z damą: (od l.) premier Węgier Viktor Orban, kanclerz Niemiec Angela Merkel, premier Słowacji Peter Pellegrini, premier Czech Andrej Babiš i premier Polski Mateusz MorawieckiZdjęcie: Reuters/D. Cerny

W 2020 roku Unia Europejska będzie mniejsza, a polityka w niej twardsza. Jest wysoce prawdopodobne, że Brytyjczycy definitywnie się z nią pożegnają, a to odbije się na układzie sił w UE.

Już teraz zarysowuje się powolne odejście od niemiecko-francuskiej osi, jako rozstrzygającego centrum władzy i powrót do historycznych struktur. Mieści się w tym powstanie środkowo-wschodnioeuropejskiego bloku tam, gdzie panowali niegdyś Habsburgowie: Grupa Wyszehradzka, złożona z Polski, Czech, Słowacji i Węgier oraz coraz bardziej z nimi związane inne państwa regionu.

Gdzie w UE jest miejsce Niemiec?

Niemcy muszą zadać sobie pytanie, gdzie jest ich miejsce w Europie? Od tej decyzji zależy przyszły kształt Unii. Niemieccy politycy zachowują się często tak, jakby w rękach nie trzymali sterów w centrum władzy kontynentu. Ale inne państwa doskonale zdają sobie z tego sprawę. Jest to jeden z powodów, dla których żegnają się Brytyjczycy: czują niemiecką dominację i nie chcą być uwiązani w takich strukturach.

Autor gościnnego komentarza dla DW Boris Kálnoky
Autor gościnnego komentarza dla DW Boris KálnokyZdjęcie: privat

2019 był rokiem coraz częstszych utarczek między Paryżem i Berlinem: początku zmagań o dominację w tej nowej, kontynentalnej UE. Także Francuzi czują, że Niemcy mogą w przyszłości zdominować politycznie kontynent, bardziej niż kiedykolwiek przedtem w czasach powojennych i próbują temu zapobiec. Korzystają przy tym z recept, które stosowali już de Gaulle, Mitterrand i inni francuscy prezydenci: trzeba związać Niemcy ze strukturami, które nie pozwalają na solowe eskapady i samemu obsadzić w tych strukturach możliwie dużo kluczowych pozycji. Takim krokiem był apel Macrona o stworzenie europejskiej armii. Francja, jako jedyne mocarstwo atomowe na zachodzie kontynentu i jedyny kraj ze zdecydowaną wolą uczestniczenia w interwencjach militarnych także za granicą, zdominowałaby tę armię.

Tymczasem Niemcy stoją przed nową / starą rzeczywistością na wschodzie: kraje Europy Środkowo-Wschodniej, tak jak kiedyś imperium Habsburgów, oferują się jako sojusznicy. W ubiegłych latach na wschodzie Europy decydujące nie były ich werbalne utarczki z Berlinem na temat migracji, państwa prawa i integracji europejskiej, tylko wywierana przez nie presja, by Niemcy uznali je za strategicznego partnera. I by razem z nimi wrócili do podstawowych zasad realistycznej, pragmatycznej polityki wpływów i interesów, zamiast prawić ciągle morały. Kraje Europy Środkowo-Wschodniej idealnie nadają się do tego, by zwiększyć siłę Niemiec w Europie – jeżeli Niemcy coś im w zamian za to zaoferują.

Nacisk Grupy Wyszehradzkiej

Proces ten dokonuje się zakulisowo już od lat 2014/15. Mnożą się sygnały, że Berlin zaczyna rozważać taką opcję. Szef niemieckiej dyplomacji Heiko Maas nadal wprawdzie prawi morały, ale za tą fasadą dąży do trzeźwej, „nowej polityki wschodniej". Stara się zbliżyć do grupy V4. Także liberałowie domagali się we wniosku złożonym jesienią w Bundestagu zinstytucjonalizowanej, strategicznej współpracy z tymi krajami. Chociaż formalnie jest to bez szans, bo liberałowie są w końcu w opozycji, szereg polityków partii rządzących zasygnalizowało, że jest to absolutnie konieczne. Politycy ci będą próbowali w komisjach parlamentarnych implementować jak najwięcej z tego wniosku.

Niemcy muszą zwrócić się po brexicie ku Europie Środkowo-Wschodniej – jako przeciwwagi do Francji, ale też po to, by bardziej wciągnąć państwa Grupy Wyszehradzkiej w politykę UE i trzymać je z daleka od skrajnie prawicowych ruchów we Włoszech i Francji. Największą przeszkodę niemiecka polityka stworzyła sama: debatę na temat praworządności i uruchomienie wobec Polski i Węgier procedury z art. 7 Traktatu o UE. Jak zakończyć taką procedurę? Tego nikt nie wie. Nikt nie ma odwagi odciążyć „grzeszników” – ze strachu, że wtedy sam narazi się na ataki. Ale nie zostaną oni skazani, bo wymagałoby to jednomyślności.

Nadzieja na nowy mechanizm oceny praworządności

Rozwiązaniem byłby rozważany przez obecną Komisję Europejską nowy mechanizm oceny praworządności każdego państwa. Byłoby to szansą na rozpatrywanie toczących się już procedur w świetle tego nowego mechanizmu. Ale trzeba by było postępować o wiele ostrożniej. Bo jak wyglądałby wtedy np. wysoce polityczny francuski trybunał konstytucyjny i jego niezależność? Albo tradycyjny austriacki nepotyzm? Czy wątpliwe praktyki rozdziału funduszy UE w Grecji? Lista jest długa.

Tym samym 2020 mógłby być rokiem narodzin kontynentalnej Unii Europejskiej, której posunięcia znowu by bardziej przypominały pragmatyczną politykę niż biblijne kazanie na górze.

*Boris Kálnoky jest węgierskim korespondentem dziennika „Die Welt" i innych niemieckojęzycznych mediów.