Mamy zmianę. Wotum niemieckiego elektoratu jest jasne: koniec z minimalnymi kompromisami byłej „wielkiej koalicji”. Idziemy w kierunku głównych zadań – ochrony klimatu, cyfryzacji i niezbędnej modernizacji Niemiec. Te herkulesowe zadania mogą być teraz rozwiązane jedynie wspólnie z mniejszymi partiami. We wszystkich możliwych koalicjach zarówno Zieloni, jak i wolni demokraci (FDP) mają ważny głos. Bez nich ani rusz. I to dobrze. Może tu nawet powstać nowe liberalne centrum.
Droga, zielona panna młoda
Wyraźny wzrost poparcia Zielonych pokazuje, że strach przed konsekwencjami zmian klimatycznych dotarł do wyborców. Dzięki temu wynikowi Zieloni mogą śmiało przystąpić do wstępnych rozmów w sprawie utworzenia koalicji rządowej. To oni są panną młodą, o którą wszyscy zabiegają i mogą żądać wyższego posagu. Niemcy są jednak prawdopodobnie mniej gotowi na zmiany, niż spodziewali się tego Zieloni ze swoją liderką Annaleną Baerbock. Zwłaszcza, gdy zmiany kosztują. Na to również wskazują wyniki wyborów.
FDP współdecyduje
Bo nawet bez FDP utworzenie nowego rządu będzie prawie niemożliwe. Liberałowie widzą siebie jako siłę liberalizującą i mogą wyhamować niektóre z życzeń Zielonych. Wolni demokraci ufają w siłę rynku, stawiają na cyfryzację i usprawnienie biurokracji, chcą ochrony klimatu bez podnoszenia podatków. Jak to osiągnąć, będą musieli wyjaśnić, podczas rozmów w sprawie tworzenia nowego rządu.
CDU/CSU dojrzała do opozycji
Wyborcza porażka CDU/CSU jest oczywista. Nawet jeśli utrata głosów jest mniejsza niż przewidywała większość sondaży. Nie można pominąć dramatycznego spadku w porównaniu z ostatnimi wyborami do Bundestagu w 2017 roku. Kandydat chadeków na kanclerza Armin Laschet nie zdołał przekonać do siebie wyborców, choć jako premier Nadrenii Północnej-Westfalii odnosi w rządzeniu sukcesy. W dół poszybowały także wyniki siostrzanej partii chadeckiej – bawarskiej CSU. Po 16 latach rządów CDU/CSU dojrzała do opozycji.
Koalicja w barwach Jamajki
Mimo to CDU/CSU spróbują wszystkiego, by utworzyć rząd, nazywany od kolorów poszczególnych partii „koalicją jamajską”. Miałby to być sojusz chadeków, Zielonych i FDP. Byłoby to możliwe, nawet jeśli chadecja zajmuje w wyborczym rankingu tylko drugie miejsce.
Decydującym czynnikiem będzie to, komu uda się stworzyć koalicję zdolną do zdobycia większości. A w historii Republiki Federalnej Niemiec już trzy razy zdarzyło się, że najsilniejszy klub poselski nie zapewnił sobie kanclerza.
Merkel 2.0
To wyzwanie dla Olafa Scholza, który uczynił z SPD najsilniejszą partię w tych wyborach. Choć z niewielką przewagą dało mu się w niewiarygodny sposób nadrobić straty. Na początku kampanii wyborczej socjaldemokraci oscylowali w sondażach w granicach 12 procent. Dawna partia masowa wydawała się być w dołku. Olaf Scholz dokonał zwrotu.
Nie wiadomo jednak, za czym się osobiście opowiada, co jest dla niego naprawdę ważne. Wydaje się on być kimś w rodzaju „Merkel 2.0”. Przewidywalny, obiektywny, bez większych emocji. Najwyraźniej spodobało się to wyborcom.
Koalicja SPD, Zielonych i FDP
Teraz Olaf Scholz musi pokazać, na co go stać. Jeśli chce zostać kolejnym kanclerzem Niemiec, musi szybko podjąć rozmowy sondażowe z Zielonymi i liberałami. Jego celem jest stworzenie koalicji z nimi. Nie będzie to łatwe. Scholz będzie bowiem musiał pójść na ustępstwa wobec mniejszych partii. W sprawach polityki klimatycznej czy polityki podatkowej. CDU, która depcze mu po piętach, będzie próbowała zrobić to samo.
Wynik nadal otwarty
Wynik jest niepewny, ale Niemcy nie chcą kontynuacji polityki Angeli Merkel. Siła i wpływy wielkich partii, CDU i SPD, znacznie się skurczyły w porównaniu z wcześniejszymi czasami.
Niemiecka polityka staje się coraz bardziej kolorowa. Jest to okazja do zajęcia się wielkimi problemami przyszłości. Przyjaźnie dla klimatu i cyfrowo.