Klimat i praworządność w Funduszu Odbudowy
29 maja 2020Komisja Europejska przedstawiła w tym tygodniu projekt Funduszu Odbudowy, który wymaga jeszcze jednomyślnego zatwierdzenia przez szczyt UE oraz przez europarlament. Fundusz opiera się na 750 mld euro, które Bruksela pożyczy na rynkach finansowych, z czego pół biliona przeznaczy na dotacje, a resztę na pożyczki. Wedle wstępnych wyliczeń Polsce (oprócz ponad 26 mld euro pożyczek) przypada łącznie 37,7 mld euro dotacji, w tym 26,8 mld na „programy odbudowy i odporności” oraz sześć miliardów dorzucone Polsce do dotychczasowych dwóch miliardów w ramach Funduszu Sprawiedliwej Transformacji powiązanego z celem neutralności klimatycznej.
DW: Czy 750 mld euro to nie za mało? Oceny potrzeb Unii w odpowiedzi na koronakryzys wskazywały na kwoty dwukrotnie większe.
Johannes Hahn: Trzeba pamiętać o drugim elemencie pakietu unijnego, czyli o „zwykłym” budżecie UE, który w tym tygodniu zaproponowaliśmy na poziomie 1100 mld euro. A zatem razem daje to 1850 mld euro, a trzeba pamiętać, że część tych funduszy będzie generować znacznie większe inwestycje przez przyciąganie prywatnych pieniędzy do wspólnych projektów. To wszystko powinno dać Unii wystarczającą amunicję finansową w odpowiedzi na koronakryzys.
Polska będzie mieć w tym roku najpłytszą recesję w UE. A pomimo to Fundusz Odbudowy przewiduje dla Polski duże kwoty i rząd w Warszawie deklaruje, że jest zadowolony. Jakie przesłanki polityczne albo gospodarcze stały za takim podziałem pieniędzy?
- Polska bardzo skorzysta z dużego wzmocnienia Funduszu Sprawiedliwej Transformacji w naszej propozycji co do odbudowy gospodarczej Unii. Ale to jednocześnie oznacza, że takie dodatkowe wsparcie finansowe jest związane ze zobowiązaniem do realizowania celów UE w sprawie klimatu. Polska jest przykładem, że wychodzenie Unii z obecnego kryzysu nie przekreśla, a wręcz wzmacnia nasze priorytety co do walki ze zmianą klimatu oraz z gospodarką cyfrową. Musimy więcej inwestować w transformację energetyczną.
W kluczu podziału pieniędzy w „programach odbudowy i odporności” główną rolę grała zasada „odwróconego dochodu narodowego brutto (DNB)”, czyli im większy DNB, tym mniej pieniędzy. A także średni poziom bezrobocia w ciągu ostatnich pięciu lat.
Komisja Europejska trwa przy powiązaniu wypłat pieniędzy unijnych z praworządnością. Czy ta propozycja się utrzyma?
- W lutym w Radzie Europejskiej pojawiła się propozycja pewnego osłabienia pierwotnego projektu, która przewidywała, by fundusze zawieszać na wniosek Komisji Europejskiej poparty przez większość kwalifikowaną krajów Unii (15 z 27 krajów, które obejmują 65 proc. ludności Unii – red.). Ale Komisja Europejska obstaje przy pierwotnej propozycji z 2018 r., (by wniosek co do zawieszenia funduszy wchodził w życie, o ile nie zostanie odrzucony przez większość kwalifikowaną – red.). To będzie na pewno poważny element negocjacji nad unijnym pakietem finansowym. Pamiętajmy, że Parlament Europejski stoi mocno po stronie Komisji Europejskiej w tej sprawie.
W jaki sposób Komisja Europejska będzie sprawdzać, czy kraje nie marnują, lecz odpowiednio inwestują pieniądze na „programy odbudowy i odporności”?
- Niczego nie narzucamy, nikogo nie zmuszamy do korzystania z Funduszu Odbudowy. Pełna dobrowolność. Ale jeśli poszczególne kraje będą chciały sięgnąć po pieniądze – a przecież od kilku tygodni widać, że zainteresowanie jest wielkie – to wypłaty będą dokonywanie w ramach programów wspólnie uzgodnionych między Brukselą i poszczególnymi rządami. I będą ustalane cele dla poszczególnych etapów w tych wspólnych programach, które będą musiały osiągać kraje beneficjenci.
Czy ryzyko zawalenia się wspólnego rynku unijnego jest rzeczywiste? Czy to może straszenie ze strony unijnego Południa, by dostać wsparcie finansowe?
- Nie będzie takiego ryzyka, jeśli będziemy działać rozważnie, ale i szybko. To również dlatego kanclerz Angela Merkel przed dwoma tygodniami zgodziła się z naszą koncepcją Funduszu Odbudowy, bo przecież przed przedstawieniem naszej propozycji byliśmy w kontakcie z różnymi stolicami. Merkel powiedziała ostatnio, że Niemcy są cesarzem w dziedzinie eksportu nie tylko na świecie, ale też w Unii. Ale przecież bez rynku, bez konsumentów nie da się nic wyeksportować. I dlatego dotacje z Funduszu Odbudowy to nie tylko altruizm, lecz inwestycja. To inwestycja w sprawne funkcjonowanie wspólnego rynku unijnego, choć oczywiście istnieje też moralny obowiązek pomocy ludziom dotkniętym koronakryzysem, ale ta pomoc to m.in. wsparcie dla branży biznesowych, które mocno ucierpiały. Ponadto odbudowa po koronakryzysie nie jest możliwa dla pojedynczego państwa w UE i musi być wspólna dla całej Unii, gdzie gospodarka jest nadzwyczaj mocno powiązana ponadgranicznymi łańcuchami dostaw.
Projekt Funduszu Odbudowy zakłada jego spłatę przez Unię z nowych źródeł budżetowych, na które wcześniej nie zgadzały się kraje UE. Dlaczego to miałoby się zmienić teraz?
- Bo zmieniły się okoliczności. Bez nowych źródeł pieniądze pożyczone przez Unię na Fundusz Odbudowy trzeba by spłacać ze zwiększenia składek krajów UE do unijnego budżetu, na co chyba nikt nie ma ochoty. Dlatego zaproponowaliśmy cztery nowe źródła – poszerzenie systemu ETS (płatne zezwolenia na emisje CO2) o sektor lotniczy i morski, podatek węglowy od towarów importowanych spoza Unii i produkowanych poza UE przy niższych standardach ekologicznych, podatek cyfrowy, a także opłatę od wielkich firm za ich dostęp do wspólnego rynku.
Chodzi o firmy, które mają ponad 750 mln euro rocznych obrotów na całym świecie, i ogromnie korzystają z dostępu do wielkiego unijnego rynku ze wspólnymi przepisami i standardami oraz 450 mln mieszkańców. Dorzucenie trochę do wspólnego rynku przez te firmy byłoby bardzo fair. Szukaliśmy takich nowych źródeł budżetowych, które nie dotknęłyby kieszeni indywidulanych podatników w UE.
A dlaczego wśród nowych źródeł finansowania Funduszu Odbudowy nie ma podatku od transakcji finansowych?
- Podczas naszych konsultacji okazało się, że większość krajów UE byłaby przeciw. Może kiedyś to się zmieni, ale nie teraz.
Jak koronakryzys wpłynie na unijną integrację?
- Oczywiście, musimy wyciągnąć wnioski co do lepszego przygotowania się na ewentualne przyszłe pandemie w sprawie sprzętu medycznego, respiratorów, maseczek ochronnych. Ale zasadniczo powinno się nadal stosować zasadę pomocniczości, czyli instytucje UE nie proszą o dodatkowe uprawnienia, bo to rozsądne, by lecznictwo i system ochrony zdrowia nadal pozostawały pod kontrolą regionalną i krajową. Zresztą jak my w Brukseli mielibyśmy decydować, czy i jak długo nosić maseczki w poszczególnych miejscach w Europie?