„Internationale Politik”: Niemcy – bezradny hegemon
22 lutego 2019Okres od 1989 do 2019 roku, w którym Niemcy uzyskały historycznie bezprecedensowy dobrobyt, władzę i prestiż, można śmiało nazwać powojennym niemieckim cudem – pisze Constanze Stelzenmueller w najnowszym wydaniu dwumiesięcznika „Internationale Politik” („Polityka Międzynarodowa”), wydawanego przez think tank Niemieckie Stowarzyszenie Polityki Zagranicznej (DGAP).
„Wiele wskazuje na to, że ten cud dobiega właśnie końca, że czeka nas wręcz recesja w polityce międzynarodowej, i że Niemcy nie są na taki rozwój wypadków w najmniejszym stopniu przygotowane” – ostrzega autorka i stawia pytanie: „Co robić?”.
Europa – teren rywalizacji mocarstw
Europa, uważana po 1989 roku za wzór dla reszty świata, stała się znów obszarem rywalizacji wielkich mocarstw – ubolewa Stelzenmueller, dodając, że europejski kontynent jest osłabiony i podzielony wskutek licznych kryzysów, których źródła leżą poza Europą – finansowego, ukraińskiego i migracyjnego.
Oznaki kryzysu, powodujące paraliż struktur, zauważalne są także wewnątrz państw narodowych w Europie. Źródłem konfliktów są przede wszystkim kwestie tożsamościowe, na które, tworząc toksyczną mieszankę, nakładają się kryzys uchodźczy i obawy przed ekonomiczną deklasacją.
Te problemy są zdaniem Stelzenmueller „podatnym gruntem” dla radykalnych populistów, którzy twierdzą, że jako jedyni reprezentują „milczącą większość” i „naród”. Walczą z elitami, ale ich prawdziwym przeciwnikiem są liberalne, świeckie siły oraz przedstawicielska demokracja, którą denuncjują jako „układ”.
Krecia robota populistów
Populiści nie stronią przed wchodzeniem do istniejących struktur w celu ich podkopania. „W największym stopniu udało się do tego doprowadzić w Budapeszcie i Warszawie, gdzie antyliberalne, autorytarne siły są u władzy i pracują nad tym, by scementować swoje panowanie za pomocą zmian w konstytucji, choć w Polsce broni się przed tym silne społeczeństwo obywatelskie” – czytamy w analizie opublikowanej w marcowo-kwietniowym wydaniu IP.
Powołany do życia przez Orbana i Salviniego szeroki ruch prawicowo-radykalnych partii chce w majowych wyborach szturmem zdobyć Parlament Europejski, by pozbawić go władzy od wewnątrz.
Stelzenmueller wskazuje na liczne konflikty w bliskim sąsiedztwie Europy pogarszające dodatkowo jej sytuację: konflikt w Donbasie, wojnę w Syrii, mieszanie się Rosji w sprawy europejskie oraz stanowisko Stanów Zjednoczonych, które traktują UE jak wroga.
Nie wydaje się, by Europa była zdolna do wspólnej odpowiedzi na te wyzwania – ocenia autorka. Jej zdaniem konieczny byłby wspólny europejski front przeciwko działaniom Rosji i Chin, zmierzającym do rozbicia europejskiej jedności.
Zmiany uderzają przede wszystkim w Niemcy
Zdaniem autorki Niemcy są krajem najbardziej dotkniętym „zmianą paradygmatu” na obszarze geostrategii, "polegającej na przejściu od multilateralnej kooperacji do rywalizacji wielkich mocarstw”.
Upadek muru berlińskiego, a w konsekwencji rozszerzenie UE i NATO, otworzył przed Niemcami nowe perspektywy handlowe i polityczne. Po raz pierwszy we współczesnej historii Niemcy stały się krajem otoczonym wyłącznie przez przyjaciół. Berlińska Republika Federalna stała się w minionych 30 latach „siłą kształtującą rzeczywistość”. „Inaczej mówiąc, Niemcy są w kruchym ekosystemie Europy tym, co w Ameryce określa się jako „ważący 800 funtów goryl”: zwierzę, pod którym trzeszczą drzewa, gdy we śnie przekręci się na drugi bok” – pisze analityczka.
Jej zdaniem sąsiedzi widzą w Niemcach „Amerykanów Europy” i potrzebują ich, ale równocześnie obawiają się niemieckiej potęgi.
Jakie opcje mają Niemcy?
Stelzenmueller zauważa samokrytycznie, że Niemcy uważają się za motor europejskiej integracji, ale w decydujących momentach „pociągają za hamulec”. „Nie przyjmujemy do wiadomości, że niemieckie decyzje, jak choćby w sprawie gazociągu Nord Stream 2, w kryzysie waluty euro czy w kryzysie uchodźczym mają skutki i koszty wykraczająca poza nasze granice” – stwierdza.
Stelzenmueller uważa, że w obecnej sytuacji Niemcy „nie dysponują nadmiarem strategicznych opcji”. „Wycofanie się za mur jest perspektywą iluzoryczną dla kraju, który ma dwa wybrzeża morskie i granice z dziewięcioma sąsiadami” – przypomina autorka.
Ostrzega przed pokusą nie obcą części jej rodaków, by przekształcić Niemcy w „Dużą Szwajcarię” – Republikę Berlińską utrzymującą równy dystans do wszystkich stron konfliktu, prowadzącą interesy ze wszystimi i uważającą na to, by nie narazić się żadnemu mocarstwu. To byłaby ślepa uliczka dla Niemiec – pisze.
Nasze losy są „egzystencjalnie związane z Europą, a wspieranie jej i chronienie leży w naszym żywotnym interesie” – uważa Stelzenmueller.
Aby móc podołać tym zadaniom, Niemcy muszą „zrobić porządek we własnym kraju”, gdyż bez wewnętrznej stabilizacji nie można prowadzić skutecznej polityki zagranicznej.
Przede wszystkim pragmatyzm
Ekspertka zaznacza, że Berlin musi „potwierdzić swoją odpowiedzialność za Europę”. Krytyka niemieckiej nadwyżki w handlu zagranicznym, zbyt niskich wydatków na obronę czy polityki energetycznej może być podyktowana własnymi interesami krytykujących państw, co jednak nie znaczy, że tak krytyka nie jest uzasadniona. Trzeba poszukiwać pragmatycznych rozwiązań – postuluje.
Stelzenmueller podkreśla, że Niemcy muszą posiadać zdolność przeforsowania uzgodnionych decyzji, co zakłada możliwość użycia siły. „Niemiecka pruderia w kwestii użycia twardej siły uważana jest nawet przez przyjaciół Niemiec za hipokryzję” – pisze.
Miejsce w Radzie Bezpieczeństw od stycznia br. jest testem dla niemieckiej polityki zagranicznej i bezpieczeństwa. Co oznacza proklamowana przez Berlin nowa „polityka wschodnia”, która zakłada branie pod uwagę interesów krajów wschodnioeuropejskich, jeżeli jest kontrowana przez niemiecką politykę energetyczną? – pyta autorka analizy w „Internationale Politik”.