Strom aus der Wüste
24 maja 2011Czym jest projekt Desrtec, zakładający wybudowanie na Saharze sieci elektrowni słonecznych, zaopatrujących w czysty prąd Europę i Północną Afrykę? Śmiałą wizją, rozwiązującą wiele problemów politycznych i gospodarczych krajów Maghrebu, czy przysłowiowym budowaniem zamków na piasku, tym razem w postaci solarnych siłowni?
Pustynia zamiast atomówek
W teorii wszystko wygląda wspaniale. Gdyby przykryć Saharę ogniwami fotowoltaicznymi, mogłyby one wyprodukować sto razy więcej energii, niż potrzeba jej w tej chwili wszystkim mieszkańcom naszej planety.
Co zatem stoi na przeszkodzie, aby sięgnąć po ten skarb? Jest to przede wszystkim bardzo kosztowne przedsięwzięcie. Wymyślony przez Gerharda Kniesa projekt Desertec, zakładający współpracę państw Bliskiego Wschodu, Afryki Północnej i Unii Europejskiej oraz licznych partnerów prywatnych: gospodarczych, finansowych i przemysłowych, którzy pokryliby koszty budowy sieci solarnych siłowni na Sacharze, ma kosztować do r. 2050 ok. 400 mld euro.
Za tę sumę Europa i Afryka Północna otrzymałyby czysty, ekologiczny prąd. Ile? Początkowo, to jest w roku 2009, mówiło się, że pokryłby on 15% zapotrzebowania Europy na energię elektryczną. Ponieważ nowe liczby nie padły, krytycy tego projektu coraz głośniej twierdzą, że to niewiele jak na 400-miliardową inwestycję. Za te pieniądze można wybudować więcej instalacji w pewnej politycznie Europie, niż na bardzo ostatnio niepewnym, afrykańskim gruncie.
Z drugiej strony sam pomysł ma wiele zalet i można go stosunkowo łatwo zrealizować. Wystarczy wybudować wielkie farmy ruchomych luster, kierujących skoncentrowaną energię słoneczną na wielkie zbiorniki z wodą, która po podgrzaniu zamieni się w parę, napędzającą turbiny produkujące prąd. Potem wystarczy go tylko przesłać odbiorcom. Straty energii po drodze mają być niewielkie. Takie elektrownie, tyle że dużo mniejsze niż ta, mająca powstać na Saharze, już działają w USA i Hiszpanii.
Jak Europejczyk z Afrykaninem
Szef rady nadzorczej fundacji Desertec Gerhard Knies wskazuje także na liczne korzyści polityczne, gospodarcze i społeczne płynące z realizacji tego projektu. "W Maroku, Egipcie i Tunezji powstałyby w ten sposób tysięce miejsc pracy dla miejscowej ludności. Energia zasiliłaby ich gospodarki a europejsko-afrykańskie solarne joint-ventures otworzyłoby nowe możliwości współpracy w tym zapalnym regionie świata".
Czy taka wizja rzeczywiście jest wszystkim na rękę? Co na to lobby atomowe, które nie złożyło jeszcze broni? Czy postęp w demokratyzacji państw północnoafrykańskich leży w interesie Izraela, który woli mieć do czynienia ze skłóconymi ze sobą sąsiadami? Skąd wziąć pieniądze na sfinansowanie tego projektu?
Na razie jego orędownicy uzyskali obietnicę, że Unia Europejska wyłoży 30 milionów euro, za które w Egipcie i w Maroku powstaną dwie instalacje pilotażowe, mające dać odpowiedź na pytanie, czy ten mega-projekt jest realny i czy może poprawić nasze zaopatrzenie w energię. Dobre i to, ale na realizację wizji Kniesa potrzeba 400 mld euro!
Frank Grotelüschen / Andrzej Pawlak
Red. odp.: Iwona D. Metzner