Czy jest faktyczny zwrot w niemieckej polityce wobec Syrii?
26 września 2015DW: Jak dalece prezydent Asad, do tej pory określany przez Zachód jako zbrodniarz wojenny, mógłby być gotowy do podjęcia bezpośrednich rozmów?
Kristin Helberg: Baszar al-Asad już od roku 2012 jest stroną pertraktacji, negocjacje z przedstawicielami reżimu odbywają się regularnie. Prowadzi je Staffan de Mistura, nadzwyczajny wysłannik ONZ, który jest regularnie w Damaszku. Tak więc proponowane obecnie przez rząd Niemiec rozwiązanie nie jest niczym nowym.
Nieporozumieniem byłoby wrażenie, że Asad będzie teraz akceptowany np. jako partner w walce z tak zwanym Państwem Islamskim czy jako partner do rozmów o uchodźcach. O tym kanclerz Merkel w ogóle nie wspominała i przypuszczam, że w ogóle nie ma tego na myśli.
DW: Dlaczego dotychczasowy dialog nie przyniósł żadnych rezultatów?
KH: Gdy rozmawia się z przedstawicielami, którzy byli na rozmowach w Genewie i Montreux, często słyszy się, że reżim syryjski je torpeduje, ponieważ Asad i jego ludzie nie widzą powodu, by rozmawiać o zmianie lub przekazaniu władzy. Na płaszczyźnie międzynarodowej mają bowiem dość wsparcia przede wszystkim ze strony Iranu i libańskiego Hezbollahu, walczących po stronie Asada. Do tego dochodzi Rosja, która do tej pory w Radzie Bezpieczeństwa ONZ ma pod swoimi skrzydłami Syrię. Obojętnie jak słaba jest pozycja Asada w jego własnym kraju, to wsparcie nie skłoniło go do żadnego kompromisu.
DW: To, co powiedziała kanclerz Merkel, pozwala jednak przypuszczać, że Asad mógłby w pewien sposób przyczynić się do rozwiązania konfliktu. Czy jest on w swoim kraju w ogóle zdolny do działania?
KH: Baszar al-Asad w swoim kraju jest słaby militarnie; z ledwością jest w stanie utrzymać tereny, które kontroluje, centrum Damaszku i regiony wybrzeża. Udaje mu się to tylko przy zmasowanym wsparciu Iranu, Hezbollah i Rosji. Oznacza to, że on sam ma właściwie niewiele do zaoferowania w sojuszu walczącym przeciwko Państwu Islamskiemu, a taki pakt ma w zamyśle Moskwa. Byłoby to jednak błędnym posunięciem, ponieważ Asad w swoim kraju w ogóle nie zwalcza Państwa Islamskiego. Wręcz przeciwnie, walczy u boku PI przeciwko wszystkim innym, a przede wszystkim przeciwko umiarkowanym grupom rebeliantów.
Międzynarodowemu Sojuszowi potrzebne byłyby wojska lądowe. Ale kto będzie chciał na lądzie walczyć z Państwem Islamskim? Na pewno nie oddziały Asada, które raczej przed nimi uciekają, a syryjska armia jest w rozsypce.
DW: Czy w takim razie zamysł, by rozmawiać z Asadem, jest błędnym posunięciem?
KH: Trzeba rozmawiać z Asadem o zmianie władzy. Musi zrozumieć, że kraj nie będzie mógł się ustabilizować, a on nie jest w stanie go kontrolować. Nikt w Syrii nie chce Państwa Islamskiego. Potrzebna jest więc trzecia droga. W tym celu trzeba go włączyć do działań i z tego względu przy stole rozmów muszą zasiąść także przedstawiciele reżimu. Dużym błędem byłoby szukanie partnerów do rozmów w Damaszku, by wraz z nimi załatwić problem Państwa Islamskiego. To bomby Asada utorowały drogę Państwu Islamskiemu w Syrii. Dochodzi do radykalizacji ludzi, którzy zaczną dostrzegać w Państwie Islamskim ochronną siłę sunnitów. Fatalne były też naloty powietrzne na miasta takie jak Aleppo i zamachy wycelowane w infrastrukturę, bo przez to zginęło siedem razy więcej osób cywilnych niż z ręki Państwa Islamskiego w Syrii. Na tym polega główny problem. To jest właśnie przyczyną fali uchodźstwa i coraz większej siły Państwa Islamskiego. W Syrii potrzebny jest polityczny okres przejściowy, by móc zwalczać Państwo Islamskie. Nie wolno dłużej bombardować Syryjczyków, trzeba stworzyć strefy ochronne dla ludności cywilnej i strefy zakazu lotów.
DW: Co jest obecnie najpilniejsze dla rozwiązania sytuacji w Syrii?
KH: Równolegle do zabiegów dyplomatycznych, na jakie stawia przede wszystkim niemiecki minister spraw zagranicznych Steinmeier, potrzebna jest presja militarna. Tak długo, jak Asad będzie czuł się pewnie i nie będzie miał powodu, by oddać władzę, nie podejmie on żadnych działań. Strefy zakazu lotów mogłyby skłonić go do negocjacji, może za namową Putina.
Tak wyglądałaby lepsza strategia: pertraktacje z Rosją, ale nie na temat koncepcji Putina, lecz na temat alternatywy do Asada, aby wspólnie można było walczyć z Państwem Islamskim. Grupy opozycyjne w Syrii już mają plan działań na okres przejściowy przed zmianą władzy w Syrii. Myśli się o powołaniu rządu tymczasowego bez ludzi Asada i negocjacje dotyczyłyby tylko faktycznego przejęcia władzy.
DW: Kanclerz Merkel nazwała Asada tylko jednym z wielu aktorów sceny politycznej, z którymi należy rozmawiać. Jakie inne siły Pani zdaniem powinny znaleźć się w tym kręgu?
KH: Przy stole rozmów powinny zasiąść wszystkie strony uwikłane w ten konflikt: Iran, który pomaga Asadowi przeżyć, Rosja, inne siły regionalne, jak Arabia Saudyjska, a przede wszystkim Turcja, którą ten konflikt też dotyka. Najtrudniej będzie z Iranem, bowiem interes tego kraju w Syrii polega na utrzymaniu kontaktu z libańskim Hezbollahem. Najłatwiej będzie chyba zaspokoić interesy Rosji, jej chęć utrzymania swoich wpływów w tym regionie.
DW: Czy należy obawiać się jakichś zakłóceń w trakcie rozmów z Asadem ze strony Rosji?
KH: Każda wypowiedź zachodniego polityka, idąca w kierunku gotowości do rozmów, cieszy Putina, który sądzi, że na końcu wyjdzie na jego, czyli że uda się utrzymać przy władzy jego sojusznika i podopiecznego Baszara al-Asada. Sądzę jednak, że Rosja obecnie przygotowuje w Syrii grunt na okres po Asadzie. Obojętnie, kto by nie przejął tam władzy, ten musi liczyć się z Rosją, ponieważ wojskowa współpraca z nią jest tak duża, że trzeba z Rosją kooperować.
Kristin Helberg jest ekspertem ds. Bliskiego Wschodu. W latach 2001 - 2008 była jedyną oficjalnie akredytowaną zachodnią korespondentką z Syrii.
Rozmawiał Wolfgang Dick / tł. Małgorzata Matzke