Brexitowe rokowania w finansowym dołku
31 sierpnia 2017Brytyjczycy jeszcze przed wakacjami przystali na postulat Brukseli, by w pierwszej fazie negocjacji o warunkach wyjścia z Unii rozmawiać o pobrexitowych prawach obywateli UE w Wlk. Brytanii (i Brytyjczyków w UE), o pomysłach na uniknięcie powrotu kontroli granicznych między unijną Irlandią i brytyjską Irlandią Płn. oraz o uregulowaniu rachunków finansowych wobec Unii. Wedle nieoficjalnych wyliczeń Komisji Europejskiej brytyjskie zobowiązania wobec UE w chwili brexitu (najpóźniej w marcu 2019 r.) będą wynosiły ok. 60 mld euro. Unijny negocjator Michel Barnier chciał poważnej dyskusji o pieniądzach podczas rundy rokowań zakończonej w ten czwartek w Brukseli. Ale Brytyjczycy odmówili rozmowy o konkretach.
Londyn chce ominąć Barniera
- Nie osiągnęliśmy decydującego postępu w żadnym z głównych tematów – powiedział Barnier w czwartek na wspólnej konferencji prasowej z brytyjskim ministrem ds. brexitu Davidem Davisem. UE obstaje, że przejście do drugiej fazy rokowań o pobrexitowych stosunkach handlowych i gospodarczych między Unią i Londynem jest możliwe dopiero po osiągnieciu „znaczącego postępu” w fazie pierwszej (prawa obywateli UE, Irlandia, pieniądze). Na bardzo rychłym rozpoczęciu drugiej fazy bardzo zależy Londynowi, bo chce dać biznesowi na Wyspach jasność co warunków pracy po brexicie. Tyle, że decyzję o osiągnięciu „znaczącego postępu” powinien jednogłośnie zatwierdzić szczyt UE, ale rekomendację w tej sprawie ma wystosować Barnier. W czwartek ostrzegł, że do „znaczącego postępu” jest daleko.
Brytyjska premier Theresa May chce decyzji o rozpoczęciu drugiej fazy rokowań już na szczycie UE z 19-20 października. Wprawdzie do tego czasu powinny odbyć się jeszcze dwie rundy rozmów pod przewodnictwem Barniera i Davisa, ale nasi rozmówcy w Brukseli są bardzo sceptyczni co do szans na kompromis w tym terminie. Zwłaszcza, że Londyn w sprawie pieniędzy – zdaniem niektórych dyplomatów – wyraźnie gra na zwłokę i znów próbuje rozbijać jedność 27 krajów Unii w sprawie brexitu. Premier May zamierza bowiem na październikowym szczycie UE podjąć próbę wywrócenia obecnego porządku rozmów z Brukselą – połączyć temat pieniędzy z tematyką pobrexitowej umowy handlowej UE-Londyn oraz z warunkami okresy przejściowego między brexitem a tą umową. – Kwestie z obu faz negocjacji w nieunikniony sposób zachodzą na siebie – powiedział w czwartek Davis.
Pobrexitowa dziura budżetowa?
Londyn liczy, że przeniesienie rozmów na szczyt UE (choć Rada Europejska zleciła je Barnierowi) pozwoli mu wytargować od innych premierów i prezydentów lepsze warunki umowy rozwodowej z Unią, w tym poważne zmniejszenie finansowych zobowiązań Wlk. Brytanii. To rodziłoby ryzyko dla Polski, która jest największym beneficjentem obecnego budżetu UE na okres 2014-2020 z ostatnimi płatnościami do końca 2023 r. Obecnie Londyn wkłada na czysto do wspólnej kasy UE ok. 11 mld euro rocznie (wydatki budżetu UE w 2017 r. zaplanowano na 158 mld euro).
– Unia 27 krajów nie powinna realizować zobowiązań 28 krajów – powiedział Barnier. Skoro Londyn zgodził się w 2013 r. na unijny budżetu 2014-20, to zdaniem Brukseli powinien płacić także po brexicie. – Po tej rundzie rozmów jest jasne, że Wlk. Brytania nie czuje się prawnie zobowiązana do honorowania swych zobowiązań – przyznał jednak Barnier. Jeśli w obecnym unijnym budżecie powstanie pobrexitowa dziura, to bardzo prawdopodobne, że będzie łatana cięciami w unijnych funduszach dla Polski. Rząd Beaty Szydło uważa się za sojusznika Londynu, ale w sprawie unijnych pieniędzy Warszawa wraz z m.in. Paryżem należy do stolic najsilniej cisnących w Brukseli na Brytyjczyków w sprawie wywiązania się ze wszystkich zobowiązań budżetowych.
Brytyjska nostalgia za rynkiem UE
UE i Brytyjczycy porozumieli się m.in. co do technicznych szczegółów wzajemnego uznawania kwalifikacji zawodowych. Ale sprawa gwarancji zachowania praw obywateli UE (w tym Polaków) w Wlk. Brytanii nadal jest w impasie z powodu sporu o Trybunał Sprawiedliwości UE w Luksemburgu. UE chce, by jej obywatele w kwestii łamania swych pobrexitowych praw mogli odwoływać się nie tylko do brytyjskich sądów, ale też do Trybunału (bądź arbitrażu opartego na werdyktach Trybunału). Londyn nadal się sprzeciwia.
Barnier drwił, że z propozycji Davisa (głównie co do przyszłych relacji gospodarczych z Unią) przebija „nostalgia” za prawami wynikającymi z udziału w unijnym rynku wewnętrznym. – Wlk. Brytania chce, byśmy automatycznie uznawali jej standardy [np. co do towarów, usług], ale to nie jest możliwe. Nie można być poza wspólnym rynkiem i jednocześnie kształtować jego porządek prawny. Brexit to brexit – powiedział Barnier. Minister Davis odgryzał się uwagą, by nie mylić wiary w wolny handel z nostalgią.
Tomasz Bielecki, Bruksela