Berlin planuje pomniki na cześć imigrantów
28 kwietnia 2024Kultowa berlińska dzielnica Kreuzberg pozostaje nierozerwalnie związana z tureckimi imigrantami i ich potomkami – nawet jeśli dziś w tej zachodniej części miasta równie często można usłyszeć język angielski lub hiszpański co turecki czy niemiecki.
Obecnie planuje się tu wznieść pomnik ku czci tak zwanych gastarbeiterów, w szczególności pierwszego pokolenia. Projekt przewiduje również osobny pomnik dla byłych „pracowników kontraktowych” z Wietnamu i innych „bratnich krajów socjalistycznych” pracujących w dawnym komunistycznym Berlinie Wschodnim.
Inicjatorem projektu jest socjaldemokratyczna senator Sevim Aydin, której nieżyjący już rodzice należeli do pierwszego pokolenia imigrantów z Turcji. Aydin mówi, że wkład migrantów w sukces Niemiec nie został doceniony.
– Migranci są zawsze przedstawiani w negatywnych kategoriach. Myślę, że nadszedł czas, aby odnieść się do pozytywnych rzeczy – także w przypadku pierwszego pokolenia – mówi Aydin DW. – Wielu z nich nie potrafiło mówić po niemiecku, ale pracowali, zakładali rodziny i rozwijali ten kraj – dodaje. – Chcę, aby głos tych ludzi został usłyszany.
Według Federalnego Urzędu Statystycznego ponad 25 procent z 83 milionów mieszkańców Niemiec ma pochodzenie migracyjne. Wśród dzieci liczba ta sięga 40 proc.
Mało symboli wielokulturowości Niemiec
Szacuje się, że w Niemczech istnieje ponad milion pomników. Jednak niewiele z nich odzwierciedla wielokulturową historię tego kraju. Nie ma żadnego pomnika narodowego. Frankfurt nad Menem po raz pierwszy zgłosił pomysł upamiętnienia „gastarbeiterów” w 2004 roku, ale realizacja tej idei nie jest spodziewana przed 2030 r.
Podczas gdy w Hamburgu i Bremerhaven istnieją już dwa muzea opowiadające historię niemieckiej emigracji za granicę, muzeum poświęcone imigracji do Niemiec ma zostać otwarte w Kolonii dopiero w 2029 roku. Projekt wyrósł z inicjatywy zapoczątkowanej przez tureckich migrantów pod koniec lat 80.
Senator Sevim Aydin ma nadzieję, że nowy projekt w Berlinie może zostać zrealizowany szybko, tak aby pierwsze pokolenie gastarbeiterów mogło go jeszcze zobaczyć za życia. Celem jest nie tylko zbudowanie bliźniaczych posągów lub pomników, ale także udokumentowanie historii imigracji zarobkowej po II wojnie światowej i doświadczeń imigrantów – na Zachodzie i Wschodzie.
– To powinno opowiadać o cierpieniu i radości – mówi Aydin. Miała sześć lat, gdy w 1978 roku, wraz z rodziną mogła dołączyć do ojca pracującego w Niemczech. Wyjechał on na początku lat sześćdziesiątych, pracując najpierw jako górnik, a następnie w fabryce, zanim otworzył kawiarnię w Berlinie. Matka Aydin była sprzątaczką.
Migranci w NRD i drastyczne restrykcje
Członkini komitetu doradczego pomnika i dyrektor muzeum FHXB Friedrichshain-Kreuzberg Natalie Bayer, mówi DW, że projekt będzie zwrócał uwagę również na problem rasizmu. Bayer, która została wychowana przez swoją koreańską matkę w byłych Niemczech Zachodnich, przyznaje: - Tak naprawdę nie powinno się porównywać. Myślę jednak, że rasistowskie doświadczenia wschodnioniemieckich „pracowników kontraktowych” były znacznie bardziej dramatyczne.
Największe grupy imigrantów przybyły w latach 80. do byłej Niemieckiej Republiki Demokratycznej (NRD) z Wietnamu i Mozambiku. Często pracownicy kontraktowi byli zmuszani do oddania paszportów po przyjeździe. Dla kobiet ciąża oznaczała aborcję lub deportację. Nowo przybyli żyli w dużej mierze odcięci od ludności wschodnioniemieckiej. Kontakt z nimi nie był uważany za pożądany.
Wielu przybyło z nadzieją lub obietnicą otrzymania dobrego wykształcenia i pracy. Byli oni wykorzystywani jako tania siła robocza do podtrzymywania rozpadającej się gospodarki NRD. Część ich zarobków była zatrzymywana bez ich zgody w celu uregulowania długów kraju lub zasilenia kasy państwowej.
– Byliśmy praktycznie współczesnymi niewolnikami – przyznaje Adelino Massuvira Joao, były pracownik kontraktowy. Większość Mozambijczyków wróciła do domu po upadku NRD. Wielu z nich nigdy nie otrzymało oczekiwanej po powrocie części wynagrodzenia ani obiecanego odszkodowania. Massuvira Joao, który pozostał w Niemczech, jest zaangażowany od wielu lat w kampanię na rzecz odzyskania wynagrodzenia od niemieckiego rządu.
Dyskryminacja i brudna robota
Dawne Niemcy Zachodnie podpisały pierwsze porozumienie rekrutacyjne z Włochami w połowie lat pięćdziesiątych XX wieku. W ślad za nimi poszły inne, głównie południowoeuropejskie kraje. Tureccy imigranci zaczęli przybywać na początku lat 60. i ostatecznie stali się największą grupą. Pracownicy gościnni zazwyczaj wykonywali źle płatne lub niechciane prace.
Migranci po obu stronach muru berlińskiego spotykali się w różnym stopniu z wykluczeniem, dyskryminacją i rasizmem. Żadne z obu państw niemieckich nie oczekiwało, że pracownicy zostaną na stałe.
Gul Ataseven-Ozen przyjechała do Niemiec w 1972 roku, gdy miała 18 lat. Po pracy w dwóch fabrykach dostała zatrudnienie jako nauczycielka i zaangażowała się politycznie.
– Pomogliśmy zbudować Niemcy. Wiele osób z drugiego pokolenia zajęło się polityką lub biznesem, tak jak mój syn. Ja spędziłam 30 lat pracując w edukacji. Trzeba to uszanować. Chcemy pokazać następnym pokoleniom, a także tym już istniejącym, że również tu należymy, że braliśmy udział i wnieśliśmy swój wkład – powiedziała DW.
Zjednoczenie i kolejne trudności
Upadek muru miał negatywny wpływ na wielu migrantów w zachodnich i wschodnich Niemczech. Ci z byłej NRD znaleźli się w szczególnie niepewnej sytuacji. Fabryki zostały zamknięte, a oni stracili zarówno zatrudnienie, jak i pozwolenie na pracę.
– Wielu zostało deportowanych. Wielu wyjechało również dobrowolnie, ponieważ nastrój przestał być przyjemny – mówi Natalie Bayer dyrektor muzeum na Kreuzbergu. Lata 90. przyniosły wzrost przemocy na tle rasowym w całych Niemczech. – Polityka integracyjna cofnęła się o 70 króków – stwierdza Bayer.
Burzliwe czasy w Niemczech
Berliński projekt pomnika o wartości pół miliona euro pojawia się w obliczu ujawnienia skrajnie prawicowych dyskusji na temat masowej deportacji imigrantów i obywateli niemieckich obcego pochodzenia. Podczas gdy rząd Niemiec stara się przyciągnąć więcej wykwalifikowanych pracowników z zagranicy ze względu na starzejące się społeczeństwo, zajmuje jednocześnie twarde stanowisko w sprawie nielegalnej migracji.
Badaczka migracji Noa Ha twierdzi, że centrolewicowy rząd koalicyjny opracował ambitny plan legislacyjny mający na celu modernizację Niemiec, zanim został skonfrontowany z różnymi kryzysami i wzrostem skrajnej prawicy.
To dopiero początek
– Musimy mówić o nowej niemieckiej tożsamości, która jest znacznie bardziej pluralistyczna –zapewnia Ha, dyrektor Niemieckiego Centrum Badań nad Integracją i Migracją (DeZIM).
Historyk i badacz migracji Patrice Poutrus, którego ojciec był Sudańczykiem i który sam dorastał w byłych Niemczech Wschodnich, powiedział, że z zadowoleniem przyjmuje każdy symbol, który uznaje mieszkańców o korzeniach migracyjnych.
Biorąc jednak pod uwagę obecny klimat polityczny, Poutrus dodaje, że obawia się, iż pomnik nie wywoła potrzebnej debaty na temat tego, kto lub co zostało upamiętnione w przeszłości, ani kogo należy dziś zaakceptować jako integralną część niemieckiego społeczeństwa.
Historia migracji musi być zintegrowana z każdym lokalnym muzeum, argumentuje Ha. Mówi, że po berlińskim pomniku powinno nastąpić tego samego rodzaju uznanie imigrantów w innych niemieckich miastach. – Niemiecki rząd powinien uruchomić zupełnie nowy program. Pomniki powinny być połączone z żądaniem politycznym – że jest to początek, a nie koniec – podsumowuje Ha.
Chcesz skomentować ten artykuł? Zrób to na facebooku! >>
Artykuł ukazał się pierwotnie nad stronach Redakcji Angielskiej DW