Atak Iranu na Izrael – następstwa gospodarcze
16 kwietnia 2024Po odparciu przez Izrael bez większych strat irańskiego ataku, dokonanego z użyciem setek dronów, pocisków manewrujących i rakiet balistycznych, na międzynarodowych rynkach finansowych zapanowało uczucie ulgi: ceny ropy naftowej lekko spadają, a amerykański indeks tzw. futures, S&P 500, osiągnął wartości dodatnie. Mimo to „od piątku geopolityka jest znów największym zmartwieniem dla rynków” – piszą w komunikacie dla klientów analitycy Deutsche Bank.
Za każdym razem, gdy zaostrza się sytuacja geopolityczna na Bliskim Wschodzie, przekłada się to na globalne ceny ropy. Notowania ropy z Morza Północnego Brent i jej amerykańskiego odpowiednika WTI (West Texas Intermediate) są jak wykres temperatury światowej gospodarki.
Już przed uderzeniem Teheranu na Izrael obawy o eskalację na Bliskim Wschodzie wywindowały ceny ropy o mniej więcej dziesięć procent. Zdaniem eksperta w dziedzinie surowców Jorge Leóna z Rystad Energy, firmy konsultacyjnej dla branży energetycznej w Oslo, wzrost ten wynikał „prawie wyłącznie z trwającego konfliktu”.
Ceny ropy napędzają inflację
– Ogólna reguła jest taka, że wzrost cen ropy o dziesięć procent podwyższa łączną inflację w krajach uprzemysłowionych o 0,1–0,2 procent. A zatem wzrost ceny ropy w ubiegłym tygodniu podwyższy inflację w tych gospodarkach o mniej więcej 0,1 procent – wylicza Neil Shearing, główny ekonomista Capital Economics.
Jakie jest jednak prawdopodobieństwo tego, że wskutek wzmożonej presji inflacyjnej banki emisyjne zrezygnują z planowanych obniżek stóp procentowych?
Neil Shearing sądzi, że najnowszy wzrost cen nie powinien mieć istotnego wpływu na decyzje banków centralnych w zakresie polityki pieniężnej. Żeby tak się stało, ceny ropy musiałyby wzrosnąć silniej i w bardziej trwały sposób. Decydujące znaczenie mają jego zdaniem skutki dla inflacji bazowej i wzrost cen dla konsumentów bez uwzględnienia żywności i energii. Bowiem dopiero kiedy producenci przerzucą swoje wyższe koszty energii na konsumentów, to banki emisyjne mogą powstrzymać się od zapowiedzianych na 2024 rok obniżek stóp procentowych – twierdzi Shearing.
Ostatnio inflacja znów wybiła się na pierwszy plan przede wszystkim w Stanach Zjednoczonych. W marcu 2024 roku ceny dla konsumentów wzrosły tam na przestrzeni roku o 3,5 procent. Neil Shearing z Capital Economics uważa, że z tego powodu amerykański bank emisyjny Federal Reserve może zdecydować się na obniżkę stóp procentowych dopiero jesienią, o ile w najbliższych miesiącach ceny energii znów nie poszybują w górę.
Wzrost wydobycia ropy na horyzoncie?
Kolejną wielką niewiadomą jest przyszła polityka wydobywcza tak zwanego OPEC+. Rozumie się przez to tradycyjną grupę krajów (Bliski Wschód, Afryka i Wenezuela) wydobywających ropę, współpracującą z państwami nienależącymi do OPEC, takimi jak Rosja, Kazachstan, Meksyk i Oman. Eksperci w dziedzinie surowców intensywnie dyskutują ostatnio o tym, czy na przykład Zjednoczone Emiraty Arabskie (ZEA) nie zechcą zwiększyć swojego wydobycia, aby przeciwdziałać schłodzeniu światowej koniunktury wskutek zbyt wysokich cen ropy.
Kraje wydobywające ropę przedłużyły ostatnio dobrowolne ograniczenie produkcji do końca czerwca. Zmiana tej decyzji może nastąpić dopiero 2 czerwca na posiedzeniu ministrów OPEC – tłumaczy Jorge León. – Jednak w razie dalszej eskalacji sytuacji geopolitycznej w regionie grupa ta mogłaby zwołać w nadchodzących tygodniach nadzwyczajne spotkanie – twierdzi analityk Rystad Energy. Jego zdaniem jest bardzo prawdopodobne, że OPEC zdecydowałby się wtedy na zwiększenie produkcji o prawie sześć milionów baryłek dziennie (1 baryłka to około 159 litrów).
– Utrzymujące się podwyższone ceny ropy napędzałyby inflację na Zachodzie i skłaniały banki centralne do odłożenia na później wszelkich starań o normalizację polityki pieniężnej, co prowadziłoby do osłabienia globalnego wzrostu gospodarczego – wskazuje Jorge León.
Decydującą rolę dla ewolucji cen ropy odgrywa również sytuacja w Cieśninie Ormuz, gdzie ceny transportu morskiego osiągnęły niebotyczny poziom wskutek ataków sprzymierzonej z Teheranem milicji Hutich na żeglugę międzynarodową. Po zajęciu w sobotę, 13 kwietnia, przez Iran „statku związanego z Izraelem”, jak określiły to władze w Teheranie, cieśnina ta, przez którą transportuje się około jednej piątej sprzedawanej na całym świecie ropy naftowej, znów znalazła się w centrum uwagi.
Czekanie na reakcję Izraela
Teraz rynki czekają na reakcję Izraela. Są sprzeczne sygnały co do odpowiedzi izraelskiego gabinetu wojennego na uderzenie z Iranu. Amerykanie próbują oddziaływać tonująco na rząd w Jerozolimie. Mało kto sądzi jednak, że nie będzie w ogóle żadnej reakcji Izraela.
„Kto oczekuje, że Izrael nie zareaguje na bezprecedensowy atak Iranu, albo cierpi na urojenia, albo nie ma pojęcia o tym, jak funkcjonują rzeczy na Bliskim Wschodzie” – napisał na portalu X Avi Mayer, były redaktor naczelny „Jerusalem Post”. „Brak reakcji uznano by za tchórzostwo, a to sprowokowałoby tylko kolejne i jeszcze groźniejsze ataki. Izrael na to odpowie” – twierdzi Mayer.
Jaka będzie ta reakcja, dopiero się okaże. – W najgorszym razie energiczne uderzenie odwetowe Izraela mogłoby nakręcić spiralę eskalacji, prowadzącą być może do bezprecedensowego konfliktu regionalnego – obawia się Jorge León.
Chcesz skomentować ten artykuł? Zrób to na facebooku! >>
Artykuł ukazał się pierwotnie na stronach Redakcji Niemieckiej DW