Wysadzić "wodza" w powietrze. Zamach na Hitlera w Smoleńsku
14 marca 2013Wielokrotnie testowany zapalnik zadziałał. Kwas z rozbitej ampułki rozpuścił drut, podtrzymujący iglicę. Zwolniona iglica strzeliła do przodu, uderzyła w spłonkę. Spłonka zapaliła się. Los dyktatora wydawał się przesądzony. Jeszcze sekunda i roztrzaskana wybuchem maszyna z podpalaczem świata jak kamień runie na ziemię.
Czołowym spiskowcem był pułkownik Henning von Tresckow, zawodowy żołnierz zdeterminowany i nieustraszony, który nawet w najbardziej dramatycznych chwilach potrafił zachować zimną krew. Początkowo zwolennik Hitlera, szybko dostrzegł zbrodniczy charakter reżimu. W 1938 roku powiedział do przyjaciela: „Hitler jest jak szalony, tańczący derwisz. Trzeba go zastrzelić”. W przeciwieństwie do większości swych rodaków, nie ucieszył się z podboju Polski, w którym brał udział. Uznał go za psychologiczną klęskę ruchu oporu i całego narodu niemieckiego. Po zwycięstwie nad Francją Wehrmacht na rozkaz Hitlera przygotowywał najazd na Związek Radziecki.
Spisek w Grupie Armii Środek
Tresckow służył w sztabie Grupy Armii Środek, mającym siedzibę w Poznaniu. Sprowadził tam wielu przeciwnych nazizmowi oficerów. Wśród nich znalazł się porucznik rezerwy, konserwatywny prawnik Fabian von Schlabrendorff, który został najbliższym doradcą Tresckowa i łącznikiem między Grupą Armii Środek a innymi ogniskami opozycji. Kiedy Tresckow dowiedział się o barbarzyńskich rozkazach Hitlera, z niezwykłą przenikliwością powiedział do jednego z towarzyszy, którym był major kawalerii Rudolph-Christoph von Gersdorff : „Naród niemiecki zostanie obciążony winą, której świat nie zapomni przez setki lat. Winą obarczeni zostaną nie tylko Hitler, Himmler, Göring i ich kompani, lecz również pan i ja, moja żona i pana żona, nasze dzieci, ta kobieta, która przechodzi przez ulicę i ten chłopak, który kopie piłkę”.
Pułkownik niestrudzenie zawiązywał nici konspiracji. Do spisku włączyli się opozycjoniści w Berlinie, wśród nich były szef sztabu generalnego Ludwig Beck i były nadburmistrz Lipska Carl von Goerdeler, którzy mieli utworzyć rząd nowych Niemiec. Na froncie w sztabie Grupy Armii Środek Tresckow układał plany zamachów na dyktatora przy użyciu bomb czy też broni palnej.
Ale dowódcy grup armii frontu wschodniego, nie byli skłonni do współdziałania. Feldmarszałek Günther von Kluge, dowódca Grupy Armii „Środek”, sympatyzował ze spiskiem, mimo składanych obietnic okazał się jednak bierny i lękliwy. Skrajnie nieufny „wódz” stronił od ludzi i bardzo rzadko opuszczał swą kwaterę Wilczy Szaniec pod Kętrzynem w Prusach Wschodnich. Dyktatora zawsze otaczała silna ochrona – fanatycznie wierni esesmani z bronią gotową do strzału. Fama głosiła, że Hitler zawsze nosi ukrytą pod mundurem kuloodporną kamizelkę oraz czapkę. Próba zastrzelenia brunatnego tyrana z pistoletu wydawała się skazana na niepowodzenie.
Tresckow wszakże nie załamywał się. Latem 1942 roku polecił Gersdorffowi znalezienie „szczególnie skutecznego materiału wybuchowego” oraz „absolutnie niezawodnego zapalnika, który nie powoduje żadnych dźwięków”. Gersdorff mógł dostać materiały wybuchowe tylko za pokwitowaniem, mimo to zdobył dziesiątki ładunków, które potem wraz z Tresckowem i Schlabrendorffem testował na łąkach nad Dnieprem. Po wojnie Schlabrendorff, jeden z nielicznych spiskowców, którzy przeżyli, napisał: „Ostatecznie zdecydowaliśmy się na brytyjski materiał wybuchowy na bazie plastyku i na brytyjskie zapalniki. Lotnictwo aliantów zrzucało nad terenami okupowanymi przez Niemcy duże ilości takich materiałów wybuchowych dla agentów przygotowujących akty sabotażu... Brytyjski materiał wybuchowy miał dwie istotne zalety. Przy niewielkiej objętości był niezwykle silny. Paczka wielkości grubej książki mogła rozerwać wszystko w dużym pomieszczeniu”. Był to rodzaj przylepianej miny zwanej „małżem”. Zapalnik kwasowy miał kształt ołówka.
Na polecenie Tresckowa dziarski podpułkownik kawalerii Georg von Boeselager zorganizował też oddział tyranobójców, złożony z oficerów i podoficerów , który miał obsypać führera i jego esesmanów gradem kul.
Właściwie było już za późno
Okazja nadarzyła się dopiero 13 marca 1943 roku. Hitler, wracający ze swej kwatery w Winnicy na Ukrainie do Prus Wschodnich miał na krótko zatrzymać się w kwaterze głównej Armii Środek. Zanim o świcie trzy samoloty Focke-Wulf Condor wylądowały w Smoleńsku, przestraszony feldmarszałek von Kluge zawołał do Tresckowa: „Na miłość boską, niech pan dziś niczego nie czyni! Na to jeszcze za wcześnie”. Po druzgoczącej klęsce pod Stalingradem przywódca konspiratorów uważał jednak z pewnością, że właściwie już jest za późno.
Strzelcy Boeselagera pod pretekstem zapewnienia Hitlerowi dodatkowej ochrony przeniknęli przez pierścień esesmanów. Nie jest jasne, dlaczego nie zrobili użytku ze swej broni. Plan przewidywał, że jeśli dyktator nie zostanie zgładzony w samochodzie, zginie podczas obiadu w kasynie. Ale także tam nie padły strzały. Być może zamachowcy bali się, że w strzelaninie zginie także von Kluge. Gdy w kasynie nisko pochylony dyktator zjadał swoje jarskie danie, Schlabrendorff chłodno zapytał towarzyszącego Hitlerowi pułkownika Heinza Brandta, czy może zabrać do Naczelnego Dowództwa Wehrmachtu dwie butelki likieru cointreau. Treskow wyjaśnił, że założył się o zawartość przesyłki z pułkownikiem Hellmuthem Stieffem i przegrał zakład. Brandt zgodził się, oficerowie często świadczyli sobie podobne przysługi.
Niespodziewanie Hitler rozkazał wracać na lotnisko inną trasą i zaprosił do samochodu feldmarszałka von Kluge. Tyranobójcy Boeselagera znów nie mógli strzelać. Na lotnisku Schlabrendorff wręczył paczkę Brandtowi, gdy ten wsiadał do samolotu dyktatora. Przesyłka wyglądała jak dwie butelki, ale kryła się w niej śmierć Schlabrendorff nastawił zapalnik na 30 minut, potem wysłał sygnał konspiratorom w Berlinie, że przewrót się rozpoczął. Spiskowcy obliczyli, że ładunek wybuchnie w okolicach Mińska. We wspomnieniach Schlabrendorff napisał: „Wiedzieliśmy, że samolot Hitlera jest wyposażony w specjalne urządzenia zaprojektowane w celu zwiększenia jego bezpieczeństwa... Kabina Hitlera została silnie opancerzona, a jego fotel wyposażono w spadochron. Mimo to Treskow i ja, dzięki naszym eksperymentom, byliśmy przekonani, że ilość materiału wybuchowego znajdująca się w bombie jest wystarczająca, aby rozerwać całą maszynę lub przynajmniej spowodować katastrofę”.
Konspiratorzy czekali z zapartym tchem, lecz oczekiwana wiadomość nie nadchodziła. W końcu zadzwoniono z Wilczego Szańca – Hitler wylądował bezpiecznie. Spiskowcy byli gorzko rozczarowani i wstrząśnięci. Schlabrendorff zatelefonował do Brandta, tłumacząc, że zaszła pomyłka i paczki nie należy wręczać, ponieważ przywiezie właściwą. Pojechał do Wilczego Szańca, z zimną krwią odzyskał przesyłkę. Zamknął się w przedziale pociągu, którym miał udać się do Berlina, otworzył pakunek żyletką. Okazało się, że zapalnik zadziałał. Nie jest jasne, dlaczego do eksplozji nie doszło. Zazwyczaj przyjmuje się, że w ładowni condora przestało działać ogrzewanie. Z powodu skrajnie niskiej temperatury ładunek nie wybuchł. Jeden z konspiratorów zażartował posępnie, że Hitler ma „diabła-stróża”. Autor monumentalnej biografii Hitlera, brytyjski historyk Ian Kershaw, napisał, że dyktatorowi dopisywało piekielne szczęście.
Nie wiadomo, czy gdyby „wódz” zginął, spiskowcy zdołaliby zdobyć władzę. Być może ster przejąłby Himmler ze swoim zbrodniczym imperium SS. Wydaje się jednak pewne, że bez Hitlera, który żądał od Niemców zwycięstwa lub zagłady i słuchano go niemal do końca, wojna skończyłaby się szybciej.
Krzysztof Kęciek
red. odp. Bartosz Dudek