Wybory na Białorusi: wyreżyserowana gra reżimu
25 lutego 2024To pierwsze wybory na Białorusi od czasu kryzysu politycznego w 2020 roku. 25 lutego Białorusini wybierają jednocześnie przedstawicieli do rad lokalnych i parlamentu. 110 deputowanych zostanie wybranych do niższej izby parlamentu, a około 12 tys. przedstawicieli do rad lokalnych. Tym razem nie ma progu frekwencji wyborczej. Wybory będą ważne niezależnie od tego, ile osób weźmie w nich udział.
Po masowych protestach przeciwko sfałszowaniu wyborów prezydenckich latem 2020 roku, w których rządzący Aleksander Łukaszenka został ogłoszony zwycięzcą, reżim przez długi czas opóźniał kolejne wybory. Lokalne rady miały zostać wybrane w 2022 roku, a parlament rok później.
Represje wywołują strach
W ostatnich latach reżim Łukaszenki gruntownie „oczyścił” krajobraz polityczny. Podkreślają to białoruskie centrum praw człowieka „Wjasna” i Białoruski Komitet Helsiński w ramach kampanii „Obrońcy praw człowieka na rzecz wolnych wyborów”. Z pierwotnych 16 partii pozostały tylko cztery. Wszystkie z nich zadeklarowały pełne poparcie dla Łukaszenki.
Jeszcze przed ogłoszeniem wyborów w 2024 roku władze stworzyły atmosferę strachu poprzez represje i bezprawie – twierdzą obrońcy praw człowieka: „Po wyborach prezydenckich reżim systematycznie dewastował przestrzeń publiczną i polityczną. Nie ma już miejsca na debatę”.
Pod koniec 2020 roku aktywiści wiedzieli o 650 przypadkach prześladowań politycznych. W 2021 roku liczba ta wzrosła do 1380 przypadków, w 2022 roku do 3800, a na koniec 2023 roku do około 5200 przypadków.
Politolog Artem Szraibman, który sam musiał uciekać z Białorusi, uważa wybory za „test systemu, aby sprawdzić, czy wszystko nadal działa”. – Myślę, że to wyjaśnia nerwowość – dodaje.
Głosowanie za granicą niemożliwe
Tym razem władze najwyraźniej chcą jak najbardziej kontrolować wyborców. Na przykład w kabinach wyborczych nie ma zasłon. Fotografowanie kart do głosowania jest zabronione.
Ponadto Białorusini przebywający za granicą nie mogą już oddać głosu w ambasadach kraju. Dotyczy to ponad 1,8 miliona osób.
Dodatkowo nazwiska członków komisji wyborczych utrzymywane są w tajemnicy. Państwowa agencja informacyjna Biełta zanonimizowała nawet twarze kandydatów na zdjęciu wykorzystanym do relacjonowania wyborów.
Bez niezależnych obserwatorów
To już trzecie wybory na Białorusi, w których nie dopuszczono obserwatorów Organizacji Bezpieczeństwa i Współpracy w Europie (OBWE). Według białoruskiego MSZ „powody tego są proste i jasne”. Należą do nich „tradycyjna dominacja przedstawicieli krajów zachodnich w misjach OBWE”, „nieuzasadnionesurowe sankcje polityczne i gospodarcze nałożone przez kraje zachodnie” oraz „pogorszenie możliwości logistycznych wyjazdu i wjazdu Białorusinów do kraju”.
Dyrektor Biura Instytucji Demokratycznych i Praw Człowieka OBWE (ODIHR), Matteo Mecacci, obawia się, że białoruska ludność nie otrzyma „bezstronnej, przejrzystej i kompleksowej oceny wyborów” z powodu braku niezależnej obserwacji. – Jest to sprzeczne zarówno ze zobowiązaniami i traktatami podjętymi przez Białoruś, jak i z duchem współpracy, na którym opiera się OBWE – powiedział Mecacci.
Obrońcy praw człowieka postanowili nie monitorować tegorocznych wyborów ze względów bezpieczeństwa. Komisja ekspertów ma jednak zbierać informacje z dostępnych źródeł. Ma również istnieć możliwość anonimowego zgłaszania przestępstw wyborczych.
- Obecnie istnieją poważne zagrożenia dla niezależnych obserwatorów wyborów. Władze cofnęły licencje organizacjom praw człowieka, które wcześniej mogły legalnie wysyłać obserwatorów do lokali wyborczych. Niektóre organizacje zostały nawet sklasyfikowane jako ekstremistyczne, dlatego też mogą być ścigane – wyjaśnia białoruska prawniczka Swietłana Gołowniewa.
Kto może przyjechać jako obserwator?
Według Centralnej Komisji Wyborczej zamiast obserwatorów z OBWE wybory na Białorusi będą obserwowane przez inne organizacje. Należą do nich przedstawiciele Centralnych Komisji Wyborczych z postsowieckich państw WNP oraz wysłannicy Stowarzyszenia Światowych Organów Wyborczych (A-WEB).
Reprezentowana jest również misja Zgromadzenia Parlamentarnego Organizacji Układu o Bezpieczeństwie Zbiorowym (OUBZ). To sojusz wojskowy, któremu przewodzi Rosja, założony w 2002 roku między kilkoma byłymi państwami Związku Radzieckiego.
W czwartek 22 lutego komisja wyborcza ogłosiła również, że akredytowała na wybory 23 przedstawicieli Unii Europejskiej – podała państwowa agencja informacyjna Biełta. Według komisji wyborczej są to osoby z Niemiec, Litwy, Polski i innych krajów. Komisja nie podała jednak nazwisk obserwatorów ani organizacji, do których należą.
Prawniczka Swietłana Gołowniewa zwraca uwagę, że niedemokratyczne reżimy często próbują zorganizować pseudoniezależną obserwację w celu uzyskania pozytywnej oceny wyborów. – Ponieważ nie ma możliwości obserwacji przez społeczeństwo obywatelskie lub międzynarodowych niezależnych obserwatorów, znacznie trudniej jest zebrać dowody na to, że wybory nie zostały przeprowadzone w sposób wolny i uczciwy – mówi prawniczka.
Co mówią przedstawiciele opozycji?
Białoruskie siły demokratyczne podkreślają, że odbywającego się 25 lutego głosowania nie można nazwać „wyborami”. – Nie ma prawdziwej kampanii przed wyborami parlamentarnymi lub lokalnymi i nie ma elementarnych warunków wstępnych do przeprowadzenia takich wyborów – powiedział DW Walery Kowalewski, przedstawiciel „Wspólnego Tymczasowego Gabinetu Sił Demokratycznych”.
Ponadto nie ma niezależnych mediów ani alternatywnych kandydatów, którzy naprawdę walczyliby o mandaty. – Nie można mówić o uczciwych i wolnych wyborach na Białorusi, jeśli tysiące ludzi są uwięzione jako więźniowie polityczni i nie mogą w nich uczestniczyć – wyjaśnia Kowalewski.
Chcesz skomentować ten artykuł? Dołącz do nas na facebooku! >>
Artykuł ukazał się pierwotnie nad stronach Redakcji Rosyjskiej DW