"Wstydzę się za tę kobietę…"
8 stycznia 2010Dziennik Die Welt dokonał wyboru, zamieszczając trzy listy na temat bulwersujący Niemcy od świąt Bożego Narodzenia. Listy te stanowią reakcję na artykuł, zamieszczony na łamach berlińskiego dziennika w dniu 6 stycznia pod tytułem „A pojednanie to ostatnia sprawa”. Honorowy przewodniczący CDU w Hilchenbach, Wolfgang Ruth, pisze: „Zgodnie z konstytucją kanclerz nadaje kierunek polityce. Nie przewiduje ona prawa weta ze strony ministra. Wywołana przez ministra spraw zagranicznych, Guido Westerwelle, bez ważnego powodu, awantura wokół Eriki Steinbach, to żenujący akt, nie mający sobie równych. Nową „rundę” w tym dramacie mogła kanclerz udaremnić, przypominając ministrowi, że wprawdzie w Radzie Bezpieczeństwa ONZ uprzywilejowani członkowie mają prawo weta, ale w rządzie Niemiec nie. Wszystkim wyszłoby na dobre, gdyby pani Merkel wskazała wreszcie granice panu Westerwellemu i podjęła decyzję w tę, czy w tamtą stronę”.
Prymat pojednania
„Mój ojciec, niepełnoletni podczas ucieczki na zachód, miałby dziś 82 lata" – pisze Michael Wöhler z Zweibrücken. „Mając na uwadze tło demograficzne pytam, ilu wysiedlonych Związek o tej nazwie dziś jeszcze naprawdę reprezentuje. Tych 15 wówczas milionów wysiedlonych walnie przyczyniło się do odbudowy naszego kraju. Dziś, w 65 lat po zakończeniu wojny, jedynym sensownym zadaniem Związku Wypędzonych powinno być dążenie do pojednania w zjednoczonej i demokratycznej Europie. Zarówno Centrum dla wypędzonych, jak i Erika Steinbach mogliby posłużyć pojednaniu, gdyby na przeszkodzie ku temu nie stanęło zarozumialstwo i polityczna mania wielkości. Rezygnacja Steinbach z miejsca w radzie fundacji to wyraz silnej woli dla sprawy, godzien najwyższego szacunku. Natomiast katalog żądań, z jakim wystąpiła wobec rządu, to nic więcej, niż ohydna próba szantażu, dezawuująca dzieło minionych lat i ukazująca niestety Związek Wypędzonych jako polityczny instrument pseudokonserwatywnych pieniaczy".
Opowieść świadka historii
„Jako sześciolatek wraz z matką i czwórką braci uciekałem z Prus Wschodnich” – pisze Kurt Kieselbach z Sankt Augustin. „Zatem jestem „prawdziwym” wypędzonym i w związku z tym należę do tych ponad 99 procent, które zgodnie z obliczeniami z roku 1965 nie mają nic wspólnego ani też nie chcą mieć nic wspólnego ze Związkiem Wypędzonych (BdV). Tymczasem wielu już zmarło, a zatem BdV (po nowelizacji statutu) uzupełnia swe szeregi niewypędzonymi. Pytam, skąd pani Steinbach czerpie bezczelność, by poddać swej woli, drogą presji politycznej, finansowaną nakładem ponad 30 mln euro z kieszeni podatników fundację "Ucieczka,Wypędzenie, Pojednanie"?
Pani Steinbach, jako córka żołnierza wojsk okupacyjnych i matki, która z Bremy przybyła do Prus Zachodnich (Królewskich), nie ma prawa zabierać głosu w imieniu 15 milionów wysiedlonych. Do tego dochodzą niezliczone obcożercze informacje i komentarze funkcjonariuszy, zwłaszcza z minionych lat, np. z "Ostrpreußenblatt", dziś wchodzącej w skład "Preußische Allgemeine Zeitung". Czytając jakikolwiek artykuł mam trudności w znalezieniu różnic między funkcjonariuszami Związku Wypędzonych, a awanturnikami z NPD. Wstydzę się za tę kobietę”.
Die Welt/ Jan Kowalski / Andrzej Pawlak / du
red. odp.: Iwona Metzner