Wojenne donosy. Rosja walczy też z „wrogiem wewnętrznym”
16 maja 2023Aleksiej i Oksana Wesełowowie są jednymi z pierwszych Rosjan, o których losach zadecydowała nowa ustawa o „dyskredytacji” własnej armii. Ich historia zaczyna się w marcowy dzień 2022 roku. Siedzą właśnie w stołówce sanatorium w regionie Kabardo-Bałkaria w zachodniej części Kaukazu Północnego i rozmawiają o bliskich. Kilka tygodni wcześniej szef Kremla Władimir Putin nakazał inwazję na Ukrainę. Oksana Wesełowa zamartwia się o swoją 87-letnią matkę, która mieszka w Kijowie.
Aleksiej Wesełow odpowiada, że do tych walk właściwie w ogóle nie powinno było dojść. I właśnie wtedy dochodzi do nieszczęścia. Jego słowa docierają do kobiety przy sąsiednim stole, która alarmuje ochronę domu wypoczynkowego i Wesełowowie trafiają za kraty. Później zostają zwolnieni, ale sąd skazuje Aleksieja na grzywnę w wysokości 30 000 rubli (dziś by to było około 350 euro, w 2022 kurs rubla ulegał znacznym wahaniom).
Długa tradycja
Agresja Putina przyniosła sąsiedniemu krajowi śmierć, zniszczenie i ogromne cierpienia. Ale pozostawiła też wielkie ślady w samej Rosji. Setki tysięcy ludzi uciekły z największego pod względem powierzchni kraju świata czy to w proteście przeciwko inwazji, czy też w obawie przed wcieleniem do armii. Dla tych zaś, którzy krytykują wojnę, ale tam zostali, życie staje się coraz bardziej niebezpieczne. W rosyjskim społeczeństwie wojna ożywiła bowiem ponurą praktykę donosicielstwa.
Już w pierwszej połowie 2022 roku Roskomnadzor (Federalna Służba do spraw Nadzoru w Sferze Łączności, Technologii Informacyjnych i Komunikacji Masowej) zarejestrował prawie 145 tysięcy skarg od obywateli. To oznaczało wzrost o jedną czwartą w porównaniu z tym samym okresem poprzedniego roku. Choć tylko w wypadku ułamka z tych donosów faktycznie doszło do skazania ludzi, których dotyczyły, to strach padł na wielu. Jakby bowiem nie patrzeć, od początku wojny pojawił się szereg nowych ustaw, które mogą być interpretowane dość swobodnie, a wśród nich przede wszystkim budząca lęk ustawa o oczernianiu sił zbrojnych Rosji. W najgorszym wypadku grozi za to 15 lat więzienia.
Zdradzanie władzom z niskich pobudek swoich współobywateli ma w Rosji długą i tragiczną tradycję. Na przykład panowanie sowieckiego dyktatora Józefa Stalina (1927-1953) przeszło do historii także dzięki falom donosów. Ofiarami wprowadzonego przezeń państwowego terroru i bezprecedensowych czystek padło kilka milionów ludzi.
Dwa zające naraz
Donosiciel zabija dwie muchy jednym uderzeniem. Albo dwa zające naraz, jak dosłownie mówi rosyjskie przysłowie. Spełnia bowiem patriotyczny rzekomo obowiązek, a przy okazji nieraz pozbywa się też nielubianego bliźniego. Dlatego trudno się dziwić, że i dziś donosy często dotyczą ludzi z najbliższego otoczenia, czy to prywatnego, czy też zawodowego.
Na przykład w mieście Penza leżącym ponad 600 km na południowy wschód od Moskwy na pięć lat w zawieszeniu zostaje skazana nauczycielka angielskiego, gdy jej uczniowie donoszą o wygłaszanych przez nią uwagach antywojennych. W Petersburgu mieszkańcy dzwonią na policję, ponieważ przeszkadza im sąsiad, który w swoim aucie słucha głośnej muzyki ukraińskiej. Musi zapłacić grzywnę w wysokości odpowiadającej w przeliczeniu kwocie ponad 350 euro. W Moskwie ósmoklasista zostaje oskarżony przez matkę kolegi z klasy za zgniecenie papierowej rosyjskiej flagi. Również w Moskwie po rodzinnej kłótni kobieta kabluje władzom na własnego syna, który do tej pory skutecznie ukrywał się przed poborem do wojska.
Zbrzydzony Pieskow
Nawet Kreml wydaje się czuć niezbyt komfortowo z siłą, z jaką donosicielstwo i zdrada wracają do mody. – Jeśli chodzi o donosy, to zawsze było to coś odrażającego, nadal jest i mam nadzieję, że tak pozostanie – powiedział niedawno rzecznik Kremla Dmitrij Pieskow, gdy dziennikarze powiedzieli mu, że jego rodacy teraz dosłownie zasypują się nawzajem oskarżeniami.
Jest jednak wątpliwe, czy da się tak szybko zatrzymać lawinę, gdy ta już zacznie się toczyć. –Im bardziej represyjnie zachowuje się aparat państwowy wobec krytyków i dysydentów, tym bardziej przekonani są lojalni wobec Kremla Rosjanie, że wróg wewnętrzny czycha wszędzie i że aby go zwalczyć, potrzebna jest ich pomoc – mówi historyk Ilja Uchin w rozmowie z krytyczną stacją telewizyjną „Nastojaszczeje Wremia”.
– Istnieje pogląd, że jesteśmy otoczeni przez wrogów, a w naszym kraju działa „piąta kolumna”, którą trzeba wytropić. I że ważnym narzędziem jest w tym wypadku aktywność społeczna obywateli, którzy nie są obojętni – mówi ekspert.
Kapuś na etacie
A tam, gdzie podejrzewa się działania „piątej kolumny”, czyli właśnie wroga wewnętrznego, wielu patriotów nie chce już polegać na sąsiadach-donosicielach. Dlatego już dawno temu pojawili się donosiciele etatowi, na przykład aktywista polityczny Witalij Borodin, który specjalizuje się w skargach na prominentów. Borodin doniósł już na piosenkarzy Ałłę Pugaczową i Waleriego Meladzego czy na aktorkę Liję Achiedżakową. Zwrócił się też do rosyjskiej Prokuratury Generalnej o wszczęcie śledztwa w sprawie głównej wokalistki zespołu Nocznyje Snajpiery Diany Arbieniny, a także aktora Daniłę Kozłowskiego. Niektórym z gwiazd Borodin zarzuca rzekome finansowanie ukraińskiego wojska, a prawie wszystkie oskarża o dyskredytowanie rosyjskiej armii.
Tym, którzy są jeszcze w Rosji, wydaje się niemal drugorzędne, czy wymiar sprawiedliwości widzi to w końcu tak samo i nakłada na nich grzywny, czy też nie. Przecież ich koncerty zostały już odwołane, gościnne występy zakończone, a kontrakty przedwcześnie rozwiązane. W prowadzącej wojnę Rosji podejrzenie o „dyskredytację armii” jest już w pewnym sensie wystarczająco mocnym wyrokiem.
(DPA/amp)