Chaotyczny start kampanii przed wyborami pod znakiem brexitu
11 listopada 2019Najważniejsze wybory powojnia?
Czołowi eksperci zgodnie oceniają, że mogą to być wybory mające najpoważniejsze konsekwencje w powojennej historii Wielkiej Brytanii. Realnie bowiem zdecydują o dalszych losach członkostwa w Unii Europejskiej.
Badania opinii publicznej wskazują, że 3,5 roku po pierwszym referendum w tej sprawie Brytyjczycy są wciąż głęboko podzieleni. Od kilku miesięcy jednak utrzymuje się niewielkie prowadzenie zwolenników odwrócenia decyzji i pozostania we Wspólnocie.
Wciąż istotne pozostają także inne wyzwania. To przede wszystkim reforma służby zdrowia (18 proc.) przed kwestiami gospodarczymi (6 proc.) i zmianą przepisów imigracyjnych (5 proc.).
Chaotyczny start kampanii; wciąż bez programów
Pierwsze dni wyborczej rywalizacji zdominowały kampanijne problemy czołowych postaci Partii Konserwatywnej. Należą do nich między innymi rezygnacja mającego stać na czele kampanii w Walii ministra Aluna Cairnsa oraz kontrowersyjne wypowiedzi szefa klubu parlamentarnego Jacoba Reesa-Mogga o ofiarach tragicznego pożaru w Grenfell Tower.
Opozycyjna Partia Pracy musiała z kolei bronić się przed zarzutami o antysemityzm, co doprowadziło do publikacji na okładce tygodnika brytyjskiej żydowskiej społeczności "Jewish Chronicle" apelu do wyborców, aby poparli inne ugrupowania. Z partią pożegnał się także jej centrowy wicelider Tom Watson, który od dawna pozostawał z konflikcie z przywódcą Jeremy'm Corbynem i zdecydował się na odejście z polityki.
Oba ugrupowania jeszcze nie przedstawiły programów wyborczych, decydując się na skupianiu ogólnego sporu wokół wyjścia kraju z UE i radykalnie odmiennego podejścia do kwestii gospodarczych.
Średnia sondaży wskazuje na prowadzenie rządzącej Partii Konserwatywnej (37,8 proc.) przy lekkim wzroście poparcia dla opozycyjnej Partii Pracy (o 1,4 proc., do 27 proc.), przed pro-europejskimi Liberalnymi Demokratami (16 proc.).
Eksperci oceniają, że - biorąc pod uwagę regionalne wariacje i brytyjską większościową ordynację wyborczą - torysi muszą wygrać co najmniej ośmioma procentami w skali kraju, aby liczyć na samodzielne rządy w nowym parlamencie.
Pocieszającym sygnałem dla nich może być malejące poparcie dla eurosceptycznej Partii Brexitu, które spadło już poniżej granicy dziesięciu procent. Lider ugrupowania Nigel Farage zdecydował też, że nie będzie ubiegał się o mandat posła. Argumentował, że utrudniłoby to prowadzenie kampanii na terenie całego kraju.
Obie partie obawiają się podziału głosów
To właśnie ryzyko podziału elektoratu między partiami o zbliżonym podejściu do brexitu stanowi główny problem dla obu największych ugrupowań. Potencjalnie bowiem prowadzi do przypadkowych zwycięstw politycznych rywali. Takiego scenariusza boją się między innymi laburzyści w północnolondyńskim okręgu Hampstead & Kilburn, który na swój cel obrali także Liberalni Demokraci.
Z kolei w południowo-wschodniej, środkowej i północnej Anglii problemem dla rządzącej Partii Konserwatywnej mogą być kandydaci Partii Brexitu, w poszczególnych okręgach zabierając torysom niezbędne głosy. Premier Boris Johnson wykluczył porozumienie z ugrupowaniem Farage'a, ale media donosiły, że wciąż trwają ciche rozmowy w tej sprawie.
O skali zagrożenia może świadczyć fakt, że konserwatywne dzienniki apelowały w ostatnich dniach do władz Partii Brexitu o wycofanie swoich kandydatów. "Podejmując wyborcze ryzyko, Farage ryzykuje utratą wszystkiego" - ocenił w poniedziałek "The Telegraph".
Czas na podjęcie ostatecznej decyzji upłynie w czwartek. Taki ruch jednak zwiększyłby presję na preferującą dalsze renegocjacje z Brukselą i drugie referendum Partię Pracy, by wypracować podobne porozumienie z jednoznacznie opowiadającymi się za pozostaniem w UE Liberalnymi Demokratami.
Chcesz skomentować ten artykuł? Dołącz do nas na Facebooku! >>