Wizyta u lekarza. Trudno bez znajomości niemieckiego
5 listopada 2024Hedvig Skirgard ma złe doświadczenia z niemieckim systemem opieki zdrowotnej. Kobieta pochodzi ze Szwecji, ma doktorat z lingwistyki i mieszka w Lipsku. Kilka miesięcy po przyjeździe do Niemiec po raz pierwszy musiała udać się do lekarza. Było to trudne doświadczenie, które dobrze pamięta nawet po latach.
– Mój lekarz polecił mi kilku specjalistów – mówi w rozmowie z DW. – Skontaktowałam się więc z nimi z pomocą tłumacza Google i odrobiny niemieckiego, którego się nauczyłam. Zapytałam, czy mogą ze mną rozmawiać po angielsku. Ale żaden z nich nie mógł. Następnie zapytałam, czy dostępna jest usługa tłumacza. Ale nie było takiej. Personel zasugerował, że powinnam przyprowadzić przyjaciela lub członka rodziny, który będzie dla mnie tłumaczył. Nie było to jednak możliwe. Nie mam tutaj rodziny ani przyjaciela, którego mogłabym zabrać ze sobą na intymną konsultację medyczną.
Lekarze zdawali się nie wiedzieć, jak poradzić sobie z tą sytuacją, opisuje swoje wrażenia Skirgard. – Czy byłam pierwszą imigrantką w moim mieście, która poddała się zabiegowi medycznemu bez zaawansowanej znajomości języka niemieckiego? Z pewnością nie – dodaje Szwedka.
Za tłumaczenia ubezpieczyciel nie płaci
Według Federalnego Urzędu Statystycznego około 15 procent osób mieszkających w Niemczech nie mówi w domu po niemiecku. Opieka zdrowotna w tym kraju nie jest przygotowana na takich pacjentów. Wielu lekarzy, którzy mają do czynienia z tego typu osobami, wydaje się być przeciążonych tym faktem lub niechętnych do ich leczenia. W Niemczech tłumaczenie nie jest obecnie opłacane przez zakłady ubezpieczeń zdrowotnych ani gdy odbywa się na miejscu, ani gdy odbywa się przez telefon.
Skirgard musiała pomóc sobie sama. Poszperała trochę i dowiedziała się, że istnieje baza danych lekarzy, którzy mogą pomóc, jeśli pacjent ma problemy językowe. Jej lekarz nic o tym nie wiedział. – To było stresujące i przerażające doświadczenie. Znam inne przypadki, które skończyły gorzej – opowiada. – Lekarze czują się pod presją, by zapewnić opiekę poza ich strefą komfortu i możliwościami.
Brak tłumaczy utrudnia pracę
Niemieckie Stowarzyszenie Medyczne, które reprezentuje interesy zawodowe lekarzy, dostrzegło ten problem. W maju br. zagłosowało za dwoma wnioskami wzywającymi do bezpłatnych i profesjonalnych usług tłumaczeniowych – uzasadniając, że brak takich usług utrudnia pracę: „Faktem jest, że my, lekarze, codziennie opiekujemy się pacjentami, których językiem ojczystym nie jest niemiecki. To nieprofesjonalne pośrednictwo językowe jest nie tylko obciążeniem dla tłumacza, ale także dla zespołu terapeutycznego i pacjentów, a także utrudnia diagnozę i leczenie. Dlatego konieczne jest jak najszybsze wdrożenie finansowania” – czytamy.
Takie usługi nie są nowym pomysłem. W innych krajach europejskich to system opieki zdrowotnej, a nie pacjent, musi znaleźć wspólny język. W rodzinnym kraju Skirgard, Szwecji, istnieje scentralizowany system dla takich przypadków. Lekarze mogą zarezerwować konferencję telefoniczną z tłumaczem, jeśli mają spotkanie z pacjentem, który nie mówi po szwedzku. W Norwegii pacjenci mają prawo do otrzymywania informacji na temat swojego zdrowia i leczenia w języku, który rozumieją. Także irlandzka służba zdrowia wydała wytyczne wymagające od lekarzy zapewnienia tłumaczy.
Zapotrzebowanie na wolontariat
W Niemczech lekarze i pacjenci często muszą radzić sobie tak, jak potrafią – i często polegają na organizacjach charytatywnych i wolontariuszach. CoMedS jest jedną z takich organizacji. Ochotnicza grupa uczelniana „Communication in Medical Settings” (CoMeds – Komunikacja w sprawach medycznych) postawiła sobie za cel wspieranie osób z barierami językowymi w kontekście medycznym. Wolontariusze organizują tłumaczy na wizyty lekarskie, zwłaszcza dla uchodźców i osób ubiegających się o azyl.
– Postrzegamy siebie jako wypełniacz luki w obszarze porozumienia językowego, które w rzeczywistości powinno być wykonywane profesjonalnie – mówi Paulina z CoMeds w rozmowie z DW. Nie chce podawać swojego nazwiska. – Ale zdajemy sobie również sprawę, że istnieje luka, ponieważ ani państwo, ani firmy ubezpieczeniowe, ani gabinety lekarskie, ani szpitale nie czują się odpowiedzialne za pokrycie kosztów.
Tłumaczenie jako normalna usługa?
Rząd kanclerza Olafa Scholza jest świadomy problemu i zobowiązał się do przeprowadzenia reformy w umowie koalicyjnej. Wszystkie trzy partie rządzące określiły w niej cele, które chcą osiągnąć w czasie sprawowania władzy. W związku z tym mediacja językowa powinna stać się w przyszłości normalną usługą. Projekt jest nadal analizowany – dowiedziało się DW w Ministerstwie Zdrowia. Powodem tego są najwyraźniej spory między partiami rządzącymi.
Usługi tłumaczeń w medycynie to konieczność
Bernd Meyer jest profesorem komunikacji międzykulturowej na Uniwersytecie w Moguncji. Od wielu lat zajmuje się badaniem zagadnień związanych z językiem, integracją i kulturą. W ubiegłym roku został zaproszony do niemieckiego Bundestagu, aby wyjaśnić, dlaczego reformy są pilnie potrzebne.
- Wszyscy mówią, że jest to problem i że należy go rozwiązać. Ale nie udaje się tego wdrożyć na poziomie politycznym – wyjaśnił DW. Meyer dodaje, że świadczenie usług tłumaczeniowych byłoby stosunkowo niedrogie. Ale koalicja postrzega to bardziej jako „nice to have”, a nie jako „need to have”, tj. jako miłą przysługę, ale nie jako absolutny obowiązek. – Prawdziwym powodem jest cała ta dyskusja wokół budżetu i hamulca zadłużenia – mówi. Jego zdaniem rządowi wyraźnie brakuje obecnie woli i pieniędzy na reformę.
To odstrasza fachowców
Niemcy starają się obecnie przyciągnąć do kraju wielu wykwalifikowanych pracowników. Według Niemieckiego Instytutu Gospodarczego (IW) w 2023 roku nie zostało obsadzonych około 570 000 wakatów. Dlatego rząd Niemiec stara się przeciwdziałać niedoborowi wykwalifikowanej siły roboczej. Na przykład we wrześniu br. kanclerz Scholz podpisał umowę z Kenią dotyczącą sprowadzania wykwalifikowanych pracowników.
Można argumentować, że niemiecki jest językiem urzędowym w Niemczech i każdy, kto tu mieszka, po prostu musi się go nauczyć. – Oczywiście, zgadzam się z tym w stu procentach – mówi Skirgard, która jest Szwedką. – Ale jeśli ktoś przyjeżdża z Kenii i coś sobie złamie, to czy nie powinien zostać otoczony opieką bez względu na to, czy ukończył kurs języka niemieckiego? Myślę, że jeśli Niemcy chcą być krajem, który przyciąga wykwalifikowanych imigrantów, to tłumaczenia powinny być koniecznością, a nie „miłym dodatkiem”.
Życie w Niemczech bez języka niemieckiego
Dla naukowców takich jak Bernd Meyer jedno jest jasne: Niemcy od dawna są społeczeństwem wielojęzycznym. Ale wielu ludzi, którzy tu mieszkają, ledwo mówi po niemiecku przez całe życie: podczas swoich badań w szpitalu Meyer spotkał 60-letniego portugalskiego pacjenta z zawałem serca, który bardzo słabo znał niemiecki. Przez ponad 30 lat pracował on w rzeźni w Niemczech. „Przez cały dzień przenosił połówki świni. A wieczorami chodził do portugalskiego klubu, oglądał piłkę nożną i rozmawiał z Portugalczykami – mówi Meyer. – Po prostu nigdy nie miał większego kontaktu z Niemcami. Dlaczego miałby to robić? Jego życie było w porządku. Nie było powodu, by uczył się niemieckiego.
Szwedzka lingwistka Skirgard dobrze nauczyła się języka w ciągu czterech lat, które spędziła w Niemczech. Ale w swoim środowisku pracy – na uniwersytecie – prawie go nie używa. – Teraz można byłoby powiedzieć, że nie powinno tak być, ale tak właśnie jest. Człowiek akceptuje to, jak jest i nie myśli zbyt wiele o tym, jak powinno być.