Welt am Sonntag: Niemcy boją się o własne miejsca pracy po 1 maja
27 lutego 2011„Od kilku miesięcy niemieckie związki zawodowe biją na alarm: pierwszego maja zostaną zniesione ostatnie bariery w dostępie do niemieckiego rynku pracy dla mieszkańców ośmiu krajów wschodnioeuropejskich, które w 2004 roku przystąpiły do UE”, pisze na wstępie dziennik i cytuje Klausa Wiesehügela, szefa branżowego związku zawodowego, BAU, który oczekuje, że z tego powodu „ucierpią niemieccy pracownicy”. Lider związku obawia się dumpingu płacowego wskutek napływu „słabo wykształconej, taniej siły roboczej z Europy Wschodniej”. Welt am Sonntag wyjaśnia, że branżowy związek BAU zrzesza przede wszystkim pracowników branży rolniczej i budowlanej z niskimi zarobkami i zauważa, że:
„Związki zawodowe, pracodawcy oraz politycy wykorzystują debatę wokół otwarcia rynku pracy, aby wywalczyć płace minimalne we wszystkich branżach. Tylko w ten sposób, tłumaczy Wiesehügel, można by zapobiec dramatycznemu pogorszeniu sytuacji wielu pracowników wskutek otwarcia granic".
Strach ma wielkie oczy
„Ten temat podsyca u ludzi lęki”, wskazuje Welt am Sonntag. Potwierdza to reprezentatywne badanie, które na zlecenie dziennika przeprowadzili pracownicy Instytutu Badania Rynku GfK. „Według nich blisko trzy czwarte ludności Niemiec obawia się, że czynne zawodowo osoby stracą miejsce zatrudnienia, jak tylko będą zniesione ostatnie przeszkody w dostępie do niemieckiego rynku pracy. Jedynie 15 proc. nie żywi takich obaw. Respondenci nie tylko lękają się o miejsca pracy dla nisko wykwalifikowanych osób. 43 proc. z nich sądzi, że zagrożone są też miejsca pracy dla kadry wykwalifikowanej. Tak myśli aż połowa mieszkańców we wschodniej części Niemiec”, zauważa dziennik. Welt am Sonntag cytuje Klausa Hilbingera, który kierował badaniami. Ekspert podkreśla, że lęki przed migracją w związku z planowanym 1. maja całkowitym otwarciem rynku pracy, występują we wszystkich grupach społecznych. Aż 70 procent osób w Niemczech z wyższym wykształceniem i wysokimi dochodami obawia się negatywnych konsekwencji dla siebie po pierwszym maja.
Nieuzasadnione lęki
„Czy lęki te są uzasadnione?” pyta berliński dziennik i wskazuje na wypowiedzi ekonomistów, którzy uspokajają, że „1.maja do Niemiec z Europy Wschodniej i Środkowej przybędzie mniej osób, niż często zakładano”. Dziennik przytacza wypowiedź Thomasa K. Bauera, wicedyrektora Instytutu Badań Gospodarczych w Essen (RWI), który uważa, że „wyniki badań wskazują jednomyślnie, że imigracja nie wywrze wpływu na zmianę płac i sytuację zawodową mieszkańców Niemiec". Wskazuje on na przykład „dramatycznych ruchów migracyjnych”, takich jak napływ Kubańczyków do Miami w 1980 roku.
Berliński dziennik cytuje także innych ekspertów. Badania w grudniu ub. roku przeprowadził np. Instytut Badań Rynku Pracy (IAB). Miały one dostarczyć odpowiedzi na pytanie: czy zwiększy się bezrobocie w skutek imigracji zarobkowej? Z wniosków naukowców z Norymbergii wynika, że „nawet, jeśli do Niemiec przybędzie 45 tys. osób w celu znalezienia pracy, to płace spadłyby jedynie o 0,1 proc., a liczba osób bez pracy powiększyłaby się umiarkowanie o 0,1 punktu procentowego”, pisze Welt am Sonntag.
Ilu imigrantów zarobkowych przyjedzie?
Welt am Sonntag zaznacza, że „w rzeczywistości oczekuje się o wiele mniej osób". Dyrektor IAB Joachim Möller wymienia liczbę 100 tys. imigrantów na rok. Dziennik przypomina przepowiednie sprzed 2004 roku, kiedy po poszerzeniu Unii Europejskiej spodziewano się kilkuset tysięcy, a nawet kilku milionów imigrantów zarobkowych. „Lecz kraje Europy Środkowej i Wschodniej od tamtego czasu bardzo rozwinęły się ekonomicznie, wzrosły też płace w Polsce i w Czechach”, przypomina Welt am Sonntag i cytuje wypowiedź Gustawa Horna, dyrektora w Instytucie Makroekonomii i Badań Koniunktury, który związany jest ze związkami zawodowymi. Horn wskazuje, że „ludzie opuszczają rodzinne strony w poszukiwaniu pracy, kiedy znajdą się w materialnej opresji lub nie mogą znaleźć pracy w kraju. Nikt nie rezygnuje tak łatwo z własnego domu, tylko dlatego, że gdzie indziej może zarobić więcej”, twierdzi ekspert. Dlatego spodziewa się on, „że po całkowitym otwarciu granic niewiele ulegnie zmianie”. Lecz Gustav Horn, mimo pozytywnych prognoz, popiera żądania wprowadzenia płacy minimalnej w Niemczech. W ten sposób, mówi, „uda się zmniejszyć w niektórych branżach istniejącą już presję na wynagrodzenia”.
W konkluzji berlińska gazeta stwierdza, że „ekonomiści są spokojni, lecz społeczeństwo się lęka”. Należy to przypisać złemu komunikowaniu się rządu ze społeczeństwem, twierdzi ekspert ds. rynkowych, Hilbinger.
Welt am Sonntag
Opracowanie: Barbara Coellen
Red. odp.: Andrzej Pawlak