W wannie Adolfa Hitlera i łóżku Ewy Braun
6 lipca 2015Amerykańska fotograf Lee Miller (1907-1977) w symboliczny sposób rozprawiła się z mitem Adolfa Hitlera. W dniu jego samobójczej śmierci sfotografowała się w wannie w monachijskim mieszkaniu führera, obok której postawiła jego zdjęcie, przed nią swoje ciężkie, wojskowe buty. Nim jednak dotarła do stolicy Bawarii, zrobiła wstrząsające zdjęcia w wyzwolonych przez aliantów niemieckich obozach koncentracyjnych Buchenwald i Dachau.
Swoją karierę zaczęła w wieku 19 lat jako modelka. W 1927 roku jej fotografia pojawiła się na okładce amerykańskiego magazynu „Vogue”. Przez dwa lata zdjęcia robili jej najsłynniejsi amerykańscy fotografowie.
Ale to zajęcie szybko ją znudziło. Postanowiła stanąć po drugiej stronie obiektywu. W 1929 roku wyjechała do Paryża, by nauczyć się tego fachu u Mana Raya – znakomitego amerykańskiego fotografa związanego z dadaizmem i surrealizmem. Jej przyjaciółmi stali się tacy twórcy, jak Pablo Picasso czy Jean Cocteau, w którego filmie „Krew poety” wystąpiła nawet w roli posągu.
To była bardzo dobra szkoła, o czym można się przekonać jeszcze przez kilka najbliższych tygodni w wiedeńskiej galerii Albertina, gdzie do 16 sierpnia wystawione są jej fotografie. Zarówno te, które sama zrobiła, jak i takie, na których się znalazła.
Miała szczególny dar wyławiania z otaczającej ją rzeczywistości scen, wobec których inni przechodzili wcale ich nie dostrzegając. Jak choćby uwiecznioną na zdjęciu bez tytułu „eksplodująca” dłoń sięgającą po klamkę szklanych drzwi, zlewającą się z rysami pozostawionymi wcześniej na szkle przez tysiące innych dłoni. Czy „Ptasie ślady na piasku” sfotografowane kilka lat później w Egipcie.
Reporterka wojenna
Ten sposób postrzegania przydaje się Lee Miller bardzo, gdy podczas II wojny światowej przychodzi jej skierować obiektyw najpierw na bombardowany przez Niemców Londyn i jego mieszkańców, i potem, gdy towarzyszyła jako wojenna reporterka brytyjskiej i amerykańskiej mutacji czasopisma „Vogue” alianckim armiom wyzwalającym Francję i Niemcy. Lee Miller nie tylko robi zdjęcia – także pisze obszerne relacje z europejskiego frontu we Francji fotografuje lądowanie w Normandii, a w Paryżu uwiecznia „Dzieci i broń palną w okolicy Notre Dame”. Spośród jej zdjęć z Niemiec najbardziej niesamowite wrażenie robi jej cykl fotografii z ratusza w Lipsku przedstawiających „Samobójstwo burmistrza, żony i córki burmistrza”. Zwłaszcza ujęta na jednej fotografii z niewielkiej odległości córka burmistrza, znieruchomiała na wielkiej skórzanej kanapie w nienaturalnej pozie.
Choro i nędznie
Ale to dopiero zapowiedź tego, co Miller zarejestrowała na kliszy w wyzwolonych obozach koncentracyjnych. Jedno ze zdjęć z Buchenwaldu tytułuje „Amerykańscy żołnierze kontrolują wagon kolejowy pełen martwych więźniów”. Ale widzimy tylko jednego z martwych, leżącego na podłodze, z głową w drzwiach i oczami wbitymi w niebo.
Na kolejnym szokują splecione ze sobą ciała ofiar. Wciąż jeszcze otwarte oczy spoglądające tym razem wprost na nas.
Następna fotografia: stos ludzkich ciał ułożonych na przemian głowami i nogami. Z tyłu stoją ci, którzy przeżyli. Wciąż jeszcze w obozowych pasiakach. „Amerykańscy żołnierze, którzy byli przyzwyczajeni do zabitych w walce żołnierzy leżących od tygodni w okopach, czują się choro i nędznie na widok tego, co tam widzą…”, napisała Lee Miller.
W Dachau fotografuje przede wszystkim tych, którzy przeżyli. Gdy czekając na chleb śpiewają hymn. Gdy leżą na pryczach w baraku i spoglądają w jej obiektyw. Gdy stoją w pasiakach przed stosem kości ze zwłok spalonych w krematorium. Na jednej z fotografii uwiecznia obozową farmę królików, w której dobrze odżywione angory mają dla siebie więcej miejsca niż więźniowie.
Ale robi także zdjęcia niedawnych strażników, którzy przebrali się w cywilne ubranie z nadzieją, że uda się uciec. Nie udało się. Ciało jednego z esesmanów znajduje utopione w kanale. Dwaj – chwilę wcześniej pobici – klęczą w celi, jakby czekając na wyrok.
Dekonstrukcja mitu
Pod koniec kwietnia 1945 roku Lee Miller dociera razem ze swoim przyjacielem, Davidem E. Schermanem, również fotografem, do Monachium. Oboje wprowadzają się do mieszkania Hitlera w eleganckiej dzielnicy Bogenhausen. W dniu, gdy wódz tysiącletniej III Rzeszy odbiera sobie życie, wchodzi do jego wanny, a Scherman robi jej zdjęcia. Potem zamieniają się rolami i ona fotografuje jego – żydowskiego fotoreportera tygodnika „Life” w wannie wodza tysiącletniej III Rzeszy, która za chwilę przestanie istnieć.
Przedtem stawiają obok wanny zdjęcie Hitlera – to samo, które zostało wykorzystane na plakacie „Ein Volk, ein Reich, ein Führer!“. Przed wanną zostawiają swoje ciężkie, wojskowe buty.
Historyk III Rzeszy Elissa Mailänder w eseju zamieszczonym w katalogu do wystawy twierdzi, że to, co zrobili Miller i Scherman, to prowokacja, a zarazem „(udana) próba dekonstrukcji charyzmatycznego »wodza« jako (niemieckiej) postaci, z którą można się utożsamiać, a tym samym przełamania otaczającej go aury”.
Coś podobnego powtarzają oboje w willi Ewy Braun, gdzie Scherman fotografuje Miller w łóżku przyjaciółki führera, z papierosem w ręku i butelką z alkoholem na stoliku obok. Mailänder znów nie ma wątpliwości, jaki jest zamiar obojga. Jej zdaniem świadomie posługują się oni tymi obrazami, „bo awersja Hitlera do alkoholu i papierosów była dobrze znana”.
Report from Vienna
Już po wojnie amerykańska fotoreporterka jedzie do Austrii, gdzie w sierpniu 1945 roku robi swoje być może najbardziej surrealistyczne zdjęcie letniej kwatery Hitlera – zapakowanego w maskujące siatki zamku Klessheim koło Salzburga.
A potem wyrusza do Wiednia. Fotografuje tam pozbawioną sklepień katedrę świętego Stefana. I Albertinę bez dachu. I anioła w cesarskiej krypcie. Ale także śpiewaczkę wykonującą arię z „Madame Butterfly” w gmachu zbombardowanej opery. I sowieckich żołnierzy strzelających do karpi w fontannie pod Belwederem. I amerykańskiego żołnierza piszącego list do ukochanej na wzgórzu nad pałacem Schönbrunn.
Ale przede wszystkim dzieci w szpitalu, o tragicznym losie których pisała także w swoim „Report from Vienna”.
Jak ludzkie oko
Na wszystkich tych zdjęciach uderza ogromna wstrzemięźliwość ich autorki, która nie ucieka się do wyszukanych trików, nie fotografuje ani z żabiej perspektywy, ani z lotu ptaka, nie deformuje obrazu. Po prostu rejestruje go tak, jak go widzi ludzkie oko – z takiej wysokości, na jakiej się ono zazwyczaj znajduje. To, co te zdjęcia czyni niezwykłymi, jest po prostu na nich. Mamy wrażenie, że i my tak samo patrzylibyśmy na to, co uwieczniła Lee Miller.
W nie mniejszym samym stopniu dotyczy to fotografii, na których pojawia się ona sama, a które robili jej przyjaciele – Man Ray czy David Scherman. Bo i na nich jest ona jednocześnie ich współautorką. Jak właśnie tych fotografii z monachijskiego mieszkania Adolfa Hitlera i willi Ewy Braun.
Lee Miller nie cofa się przed uwiecznianiem drastycznych obrazów. Ale jej zdjęcia są inne, niż te, których dostarczają nam dziś jej następcy z frontów współczesnych wojen. Wizyta na tej wystawie powinna być dla nich zajęciem obowiązkowym.
Aureliusz M. Pędziwol
Wystawę* „Lee Miller” można oglądać do 16 sierpnia w wiedeńskim muzeum Albertina. Od 14 października do 17 stycznia będzie pokazywana w NSU Art Museum Lauderdale na Florydzie.