Ukraina: Drukowanie książek w czasach wojny
24 maja 2022Charków – nazwę tego drugiego co do wielkości miasta Ukrainy było słychać w wiadomościach przez ostatnie trzy miesiące szczególnie często. Tutaj, w bezpośrednim sąsiedztwie granicy rosyjskiej, spadły w nocy z 23 na 24 lutego pierwsze rosyjskie bomby. Przez kolejne tygodnie Charków był systematycznie ostrzeliwany. Od tego czasu, według różnych ocen, wyjechała z tego milionowego miasta jedna trzecia, a może nawet połowa mieszkańców. Ale ci, którzy pozostali, żyją nadal. Sadzą kwiaty w parkach, sprzątają ulice, a nawet wydają książki.
Drukowanie książek w schronie przeciwlotniczym
– Z jednej strony wydawanie książek jest naszym zawodem i powołaniem – mówi DW założycielka i dyrektor zarządzająca wydawnictwa Vivat Julia Orłowa. – Z drugiej zaś praca ratuje nas przed szaleństwem – dodaje. Jej wydawnictwo zatrudniało przed wojną 177 stałych pracowników i około 200 wolnych strzelców. Wielu z nich już nie ma, niektórzy walczą na froncie.
Jednak wielu z nich wciąż pracuje – w „homeoffice“, który prawie cały czas mieści się w schronie przeciwlotniczym. – Nasze działania redakcyjne mogą trwać nadal, skład i korekta tekstów być kontynuowane, umowy realizowane, ciągle mogą powstawać nawet ilustracje – mówi Orłowa. Drukarnia w Charkowie została zniszczona przez ostrzał. Teraz wydawnictwo musi korzystać z innych drukarni w okolicach Kijowa i na zachodzie kraju. W okolice Lwowa został również ewakuowany magazyn wydawnictwa. Teraz można wznowić dystrybucję, zwłaszcza cyfrową. Ale nie tylko. 20 maja wydawnictwo ponownie otworzyło swoją księgarnię w Charkowie, w samym centrum zrujnowanego śródmieścia. Na jej otwarcie czołowy ukraiński poeta Serhij Żadan czytał swoje nowe wiersze.
– Tą symboliczną akcją chcemy zwrócić uwagę na problemy ukraińskich wydawców, którzy mimo ogromnych strat i spadku dochodów ratują ukraiński przemysł księgarski – mówi szefowa działu komunikacji wydawnictwa Vivat Hałyna Padałko. – Ludzie na Ukrainie bardzo potrzebują poczucia, że życie toczy się dalej – wyjaśnia. Jak twierdzi, w ostatnich tygodniach popyt na książki stale rośnie, zwłaszcza na książki dla dzieci i młodzieży. Od wybuchu wojny sam Vivat wydał już ponad 60 pozycji. Inne wydawnictwa w kraju również idą za tym przykładem.
„Gdy chodzi o wojnę, istnieje tylko czarne lub białe“
Vivat powstał w 2013 roku z połączenia dwóch mniejszych domów wydawniczych i w kolejnych latach przebił się na szczyty ukraińskich wydawnictw. W roku poprzedzającym wybuch wojny sprzedał prawie dwa miliony książek. – To czyni nas jednym z trzech największych wydawnictw w kraju – mówi Orłowa, która jest szczególnie dumna z jakości swoich książek. – Współpracujemy z czołowymi autorami ukraińskimi i międzynarodowymi, budujemy nowe talenty – podkreśla. W planie wydawniczym Vivatu można znaleźć beletrystykę i literaturę faktu, teksty ukraińskie i tłumaczenia, przede wszystkim jednak książki dla dzieci.
Do 2014 roku Vivat drukował również książki rosyjskie. Rosyjska aneksja Krymu stała się jednak punktem zwrotnym: – Zajęliśmy jasno proukraińskie stanowisko. Przyniosło nam to duże straty gospodarcze, ponieważ wschodnia Ukraina jest rosyjskojęzyczna, a wcześniej jednym z naszych rynków był również Krym. Jednak zajęcie absolutnie jednoznacznego stanowiska było bardzo ważne. Jeśli chodzi o wojnę i łamanie prawa międzynarodowego, istnieje tylko czarne lub białe – mówi Orłowa.
Z jej punktu widzenia ani rosyjskie książki, ani rosyjscy wydawcy nie mają czego szukać na rynku ukraińskim. Właściwie również i na międzynarodowym. – To mnie boli, bo w Rosji miałam wielu przyjaciół i kolegów – mówi Orłowa, która urodziła się w Murmańsku. Ale każde rosyjskie wydawnictwo płaci też podatki w Rosji i w ten sposób wspiera wojnę. Poza tym Julii Orłowej brakuje zdecydowanego i jasnego stanowiska kultury rosyjskiej, także branży wydawniczej, w kwestii aneksji Krymu, permanentnej wojny w Donbasie oraz rosyjskiej inwazji na Ukrainę.
„Do wojny i na śmierć nie można się przygotować“
Ona sama nie mogła spać w nocy z 23 na 24 lutego, podobnie jak wielu ludzi w Charkowie. – Służby wywiadowcze rozsyłały liczne informacje, że tej nocy się to zacznie. Nikt jednak nie wierzył w wybuch wojny – podkreśla. Nie, mimo wszystko nie była przygotowana do wojny: – Ani do wojny, ani na śmierć nie można się przygotować – mówi. O piątej rano została wyrwana ze snu i usłyszała eksplozje, strzały i syk rakiet obrony.
– Wszyscy wybiegliśmy na balkon, choć to była najgłupsza rzecz, jaką można było zrobić – przyznaje. Julia potrafi już rozróżniać wszystkie odgłosy broni: rosyjskie grady, ukraińską obronę, smiercz.
Cel: Odrodzenie ukraińskich wydawnictw
Nawet jeśli koniec wojny nie jest jeszcze widoczny, Julia Orłowa oraz jej współpracowniczki i współpracownicy są zgodni: Ukraina wygra tę wojnę. I już dawno wygrała ją moralnie. – Mam nadzieję na odrodzenie ukraińskiej działalności wydawniczej w okresie powojennym. Odegramy też centralną rolę w odbudowie kraju – zapewnia. Szczególnie ważne jest jej zdaniem, żeby świat lepiej poznał ukraińską literaturę: – Mamy wielu wspaniałych autorów, zwłaszcza książek dla dzieci i młodzieży. Warto je odkryć.