UE: koniec z kłamstwami o ekologiczności produktów
17 stycznia 2024Na unijnym rynku istnieje dzisiaj 1200 etykiet zaświadczających o ekologiczności produktów, ale tylko 1/3 z nich została zweryfikowana i posiada podstawy w rzeczywistości. Pozostałe producenci często przyznają sobie sami, korzystając z tego, że w UE jak dotąd nie było przepisów, które by regulowały tego typu praktyki handlowe.
– Dzisiaj prawie wszystkie produkty promowane są jako neutralne klimatycznie, czy to banany czy gumowe kalosze – mówi DW francuska europosłanka Karima Delli z grupy Zielonych.
To ma się teraz zmienić. W środę (17.01.2024) w Parlamencie Europejskim odbyło się ostateczne głosowanie w sprawie nowych unijnych przepisów zakazujących wykorzystywania pseudoekologicznych haseł do promowania produktów w sytuacji, gdy nie ma dowodów na ich prawdziwość. Zabronione będzie także reklamowanie produktów z góry zaprojektowanych tak, żeby psuły się po upływie określonego czasu.
Ma to zniechęcić producentów do celowego postarzania produktów; zjawisko to dotyczy głównie sprzętów domowych i urządzeń elektronicznych, których żywotność zwykle kończy się z momentem wygaśnięcia gwarancji, co zmusza konsumentów do zakupu nowych.
– Badania pokazują, że większość produktów, jak telefony komórkowe, drukarki czy pralki, psuje się między drugim a trzecim rokiem użytkowania.
Ale to się skończy. Nowe przepisy sprawią, że producenci nie będą już odnosili korzyści z postarzania produktów, ale z projektowania ich tak, żeby były wytrzymałe i służyły jak najdłużej – mówiła podczas debaty poprzedzającej głosowanie chorwacka socjaldemokratka Biljana Borzan, sprawozdawczyni nowych przepisów z ramienia PE.
„Trzeba uporządkować tę dżunglę”
Statystyki pokazują, że już co drugi Europejczyk woli kupić artykuł oznaczony jako ekologiczny niż nieposiadający takiego oznaczenia. Z tendencji tej doskonale zdają sobie sprawę producenci, którzy chętnie podpierają się ekologią, próbując przekonać konsumentów do zakupu towaru.
– Nic więc dziwnego, że mamy na rynku zalew produktów promowanych jako „eko”, nawet jeśli nie ma w tym ani krzty prawdy – mówiła w podczas debaty europosłanka Biljana Borzan.
UE postanowiła wypowiedzieć wojnę greenwashingowi już lata temu. Zjawisko, tłumaczone jako „ekościema” lub „zielone kłamstwo” to właśnie chętnie stosowana przez producentów i dystrybutorów metoda przedstawiania towarów jako ekologicznych, nawet jeśli nie ma na to wystarczających dowodów.
Przykłady? Odzież promowana jako pochodząca z recyklingu lub wytwarzana w zrównoważony sposób, nawet jeśli w rzeczywistości tylko 10 proc. jej składu pochodzi z odzysku. Opakowania określane mianem w pełni biodegradowalnych, w sytuacji, gdy nie wszystkie ich elementy ulegają rozkładowi albo utylizacja wymaga zapewnienia określonych warunków np. kompostowania. Bezpodstawne podkreślanie, że dany produkt pochodzi z recyklingu, gdy dane temu przeczą.
Pod koniec ubiegłego roku europejskie organizacje konsumenckie ustaliły, że najwięksi działający na europejskim rynku producenci napojów, jak Coca-Cola, Danone czy Nestle, stosują nieuczciwe praktyki handlowe, twierdząc, że butelki PET, w których sprzedawane są ich napoje, w 100 proc. pozyskiwane są z recyklingu, zaś po zużyciu poddawane są recyklingowi. W Polsce w ten sposób reklamowane są np. wody Żywiec Zdrój i Nałęczowianka, we Francji, Belgii i Niemczech – woda Evian.
Problemy z plastikiem
Tymczasem – jak ustaliły organizacje – jest to zwyczajnie niemożliwe, ponieważ odsetek recyklingu plastikowych butelek w UE jest znacznie niższy i wynosi najwyżej 55 proc., do tego dochodzą też różnice w poziomach odzyskiwania plastiku między państwami członkowskimi. Inna sprawa, że większość plastiku pozyskanego z recyklingu butelek wcale nie jest przetwarzana na nowe butelki, tylko służy do produkcji innych artykułów, w tym tekstyliów czy innych rodzajów opakowań.
Z raportu opublikowanego przez grupy konsumenckie wynika też, że producenci zamieszczają na butelkach zielone loga lub oznaczenia sugerujące, że są one pozyskiwane w zrównoważony sposób. – Prawda jest taka, że stosowanie plastiku ani nie jest zrównoważone, ani nie ma nic wspólnego z gospodarką w obiegu zamkniętym. Recykling nigdy nie będzie mógł konkurować z ilością plastiku, jaką produkujemy na naszej planecie – mówi DW Rosa Pritchard z organizacji ClientEarth.
Osobną kategorię ekościemy stanowią bardzo ogólne deklaracje środowiskowe, czyli przedstawianie produktów, jako „naturalne”, „neutralne dla środowiska”, „przyjazne pod względem emisji dwutlenku węgla” tak, żeby stworzyć u kupujących poczucie, że nabywając dany produkt przysługują się środowisku. bezprawnie sugerując, że ich towary są przyjazne dla środowiska. – Już nawet linie lotnicze twierdzą, że są przyjazne klimatowi. To brzmi jak żart – kwituje w rozmowie z DW europosłanka Helena Dalli. – Uporządkujemy tę dżunglę – zapewniała z kolei podczas debaty Biljana Borzan.
Koniec z dopłacaniem za „czyste loty”
Po wejściu w życie nowych regulacji, producenci, którzy będą chcieli reklamować swoje towary jako ekologiczne, będą musieli posiadać dowody naukowe na swoje deklaracje, np. dane dotyczące emisji dwutlenku węgla. Umieszczane na produktach etykiety środowiskowe będą musiały być oparte na oficjalnych systemach certyfikacji lub systemach prowadzonych przez władze krajowe, co oznacza, że ukróci dotychczasową samowolkę w tym zakresie.
Zabronione zostaną także wspomniane już bezpodstawne deklaracje środowiskowe, w tym odwołujące się do haseł o emisji dwutlenku węgla, jak te, że „produkt nie pozostawia śladu węglowego”, albo że producent sadzi drzewa, żeby zrekompensować emisje CO2.
Dostanie się także liniom lotniczym, które nie będą mogły już namawiać pasażerów do płacenia za kompensację CO2, przekonując ich, że w ten sposób dokładają się do „czystych lotów”. Jak wynika z analizy przeprowadzonej jeszcze w 2022 r. przez niemiecki instytut badawczy Oeko-Institut, praktykę tę stosują dzisiaj niemal wszyscy duzi przewoźnicy lotniczy.
Dyrektywa ma również zobowiązać producentów do lepszego zadbania o trwałość produktów; zabronione będzie reklamowanie jako super wytrzymałych sprzętów, posiadających cechy ograniczające ich żywotność, czyli takich gdzie np. konieczna jest aktualizacja oprogramowania, żeby sprzęt mógł działać czy rzucanie w eter nieprawdziwych zapewnień, jak takie, że pralka może wykonać pięć tysięcy cykli prania, gdy w normalnych warunkach jest to niemożliwe.
Producenci nie będą też mogli przedstawiać towarów jako nadających się do naprawy, gdy tak nie jest, bo producent nie zapewnia np. do nich części zamiennych. Zmieni się także oznaczanie produktów, tak żeby uwidocznić informacje o gwarancji. Z danych PE wynika, że dzisiaj 60 proc. Europejczyków nie zdaje sobie sprawy z tego, że większość kupowanych przez nich sprzętów objęta jest dwuletnim okresem gwarancji. Teraz informacje o terminie gwarancji mają być lepiej widoczne, zostanie także opracowana specjalna etykieta dla produktów o przedłużonym terminie gwarancji, co pozwoli kupującym już na pierwszy rzut oka rozpoznać taki sprzęt.
Nowa dyrektywa musi zostać teraz oficjalnie zatwierdzona przez Radę, co jest już tylko formalnością, ponieważ PE i państwa członkowskie już w listopadzie zawarły porozumienie w tej sprawie. Państwa UE mają dwa lata na dostosowanie się do nowych przepisów.