UE. Frontex nie daje rady?
7 czerwca 2021Europejski Trybunał Obrachunkowy (ETO) ogłosił dziś (7.06.) swą bardzo krytyczną ocenę działań Frontexu w ostatnich kilku latach. – Zadania pełnione przez Frontex mają kluczowe znaczenie w zwalczaniu przestępczości transgranicznej oraz nielegalnej imigracji. Ale Frontex nie wypełnia spoczywających na nim obowiązków w sposób skuteczny – tłumaczy Leo Brincat, członek ETO odpowiedzialny za dzisiejszy raport. Podkreśla, że kłopoty Frontexu są tym bardziej niepokojące, że na mocy reformy z 2019 r. na tę agencję, która ma siedzibę w Warszawie, mają szybko spaść nowe obowiązki przy chronieniu granic zewnętrznych, do których przyjęcia Frontex organizacyjnie nie jest gotowy.
Agencja wystartowała w 2006 r. z 19 mln euro rocznego budżetu i zadaniem wspierania współpracy krajów UE w kwestii granic, ale w 2020 r. jej roczny budżet wyniósł już 460 mln euro, a na 2027 r. jest planowane jego podwojenie do aż 900 mln euro. Agencja, która w 2019 r. zatrudniała 750 osób ma urosnąć do 6,5 tys. pod koniec tego roku oraz docelowo do 10 tysięcy pracowników 2027 r. - w tym 3 tys. funkcjonariuszy unijnej straży granicznej i przybrzeżnej. Reszta to m.in. pracownicy eskortujący oraz specjaliści od przestępczości. Kierunek ewolucji Frontexu, którą narzucił kryzys migracyjny z 2015 r., prowadzi zatem ku coraz liczniejszej – pierwszej takiej w UE – służbie mundurowej zajmującej się egzekwowaniem prawa.
– Ale Frontex sam bywa teraz swoim wrogiem. Wykryliśmy luki i niespójności dotyczące wymiany informacji w ramach tej agencji z krajami członkowskimi, co ogranicza zdolności zarówno Frontexu, jak i państw Unii. Analizy ryzykownych sytuacji nie zawsze przeprowadzane są w oparciu o kompletne dane dobrej jakości – przekonuje Brincat. O ile ETO stwierdza, że skuteczność wsparcia Frontexu na Morzu Śródziemnym w „radzeniu sobie z presją migracyjną” została potwierdzona przez zainteresowane kraje UE, to walka z przestępczością transgraniczną – co też jest zadaniem Frontexu – na razie raczej leży.
Podczas rozmów wysłanników ETO w Polsce i Włoszech, na które powołuje się jego główny autor Brincat, krajowe władze i służby graniczne miały wskazywać m.in. na obawy przed drenażem kadrowym, bo nowe przepisy o Fronteksie przewidują wydzielanie przez każdy kraj sporej liczby pograniczników gotowych do szybkich interwencji. Z drugiej strony Europejski Trybunał Obrachunkowy wskazuje, że w blisko połowie krajów Unii wciąż nie opracowano procedur, jak konkretnie uruchamiać wezwanie o pomoc ze strony Frontexu, choć nowe przepisy przewidują błyskawiczne wysyłanie pomocowych oddziałów do tych krajów, które znajdują się pod dużą „presją migracyjną”. O takie wsparcie prosiła już Grecja, także w kwestii swej granicy lądowej z Turcją.
Co z rozliczeniami
Ponadto ETO wytyka Frontexowi braki w przejrzystym sprawozdawaniu wydatków. – Frontex udostępnia obszerne informacje na temat swych działań, ale rzadko analizuje ich skuteczność. Ponadto nie przekazuje danych na temat rzeczywistych kosztów realizowanych operacji – zarzucają kontrolerzy ETO. Jednak ku rozczarowaniu mediów, kontrolerzy ETO nie zajęli się – podnoszonymi m.in. przez dziennikarzy tygodnika „Der Spiegel” – oskarżeniami, że funkcjonariusze Frontexu bywali co najmniej biernymi świadkami nielegalnego odpychania (tzw. push-back) przez Greków łodzi z migrantami ku Turcji. A podejrzeniami o konkretne nieprawidłowości finansowe w warszawskiej siedzibie Frontexu zajmuje się OLAF, czyli „unijny NIK”.
Wyszehrad nadal mówi „nie”
Z raportu ETO wyłania się obraz Frontexu, który organizacyjnie – pomimo odpowiedniego czy wręcz hojnego finansowania – nie nadąża za wzrostem uprawnień, zadań oraz kadr. Tymczasem Komisja Europejska ostatniej jesieni zaproponowała nową reformę migracyjno-azylową, która jeszcze bardziej dociążyłaby agencję. To reset reform z 2016 r., które upadły z powodu konfliktu o rozdzielnik uchodźców.
Nowy projekt daje Komisji Europejskiej prawo do uruchomienia obowiązkowego „mechanizmu solidarnościowego” np. w razie dużego napływu migrantów na Maltę, ale kraje Unii będą mogły wybrać formę pomocy – relokację uchodźców (przybyszów z ewidentną potrzebą ochrony międzynarodowej), na co dostałyby wsparcie finansowe Brukseli, albo przeprowadzenie – przy pomocy Frontexu – „powrotów”, czyli deportacji migrantów bez prawa do azylu. – Jeden za jeden. Przyjęcie stu uchodźców równa się wzięciu odpowiedzialności za sto powrotów – tłumaczyła Ylva Johansson, komisarz UE ds. wewnętrznych.
Ta reforma będzie w ten wtorek (8.6.21) jednym z tematów obrad 27 ministrów spraw wewnętrznych UE, ale pomysł deportacyjnego „mechanizmu solidarnościowego” rozbija się o zdecydowany sprzeciw Polski z resztą Grupy Wyszehradzkiej oraz Austrii i Danii. Jednocześnie kraje nadśródziemnomorskie przekonują, że taka „solidarność” to za mało. – Portugalska prezydencja w Radzie UE od początku słabo ukrywała, że nie liczy na postęp w kwestii tej reformy. Krótko odbębniają ten temat, żeby przepchnąć go na kolejne miesiące. Trudno oczekiwać przełomu w tym roku – tłumaczył nam niedawno zachodni dyplomata w Brukseli.
Chcesz skomentować ten artykuł? Dołącz do nas na facebooku! >>