Turcy w Niemczech. „Coś się wydarzy”
17 sierpnia 2015Meczet w Berlinie-Neuköln. Gros mężczyzn, którzy przychodzą tam na wieczorną modlitwę pochodzi z Turcji. Wielu z nich to już emeryci, ale jest też kilku młodych muzułmanów. Jeden z nich trzyma za ręką czteroletniego syna i mówi, że jest „naprawdę zły”. Zły na Europę, która nie wspiera Turcji w walce z terroryzmem. Mężczyzna mówiąc o terrorystach, myśli oczywiście o PKK, zdelegalizowanąej Partii Pracujących Kurdystanu, która od wielu dziesięcioleci prowadzi walkę z państwem tureckim.
„Oni atakują, bo Turcja się rozwija”
Meczet w berlińskiej dzielnicy Neuköln jest zarządzany przez państwowy Turecko-Islamski Związek Religijny Ditib. W tym samym budynku znajduje się siedziba islamskiego ruchu Mili Görus. Zajmuje się on w Niemczech od lat 70-tych popularyzacją idei politycznego islamu i dlatego znajduje się pod obserwacją niemieckiego kontrwywiadu. Na modlitwę wieczorną do tego meczetu przychodzą przede wszystkim muzułmanie, którzy podzielają poglądy prezydenta Recepa Tayyipa Erdogana. – Turecka gospodarka po raz pierwszy od 80 lat rozwija się. Dlatego Zachód atakuje Erdogana – mówi mężczyzna, który nosi wąsy podobne do tureckiego prezydenta.
Muzułmanie w meczecie w Neuköln mówią, że nie rozumieją, dlaczego Europa krytykuje tureckie naloty na stanowiska kurdyjskie na północy Iraku. Są przekonani, że Niemcy po cichu wspierają PKK, aby osłabić Turcję. Uważają, że niemiecki rząd wspierając Peszmergów, liczy się z możliwością, że dostarczana irackim Kurdom broń może trafić w ręce bojowników PKK.
Prawie trzy miliony mieszkańców Niemiec ma korzenie tureckie. Rząd niemiecki szacuje, że pół miliona z nich to Kurdowie. W przeszłości wielokrotnie dochodziło do starć tych dwóch grup i ich zwolenników. Gdy tylko we wschodniej Turcji ożywa trwający od dziesięcioleci konflikt, wywołuje to niepokój społeczności kurdyjskiej i tureckiej w Niemczech. Także tureccy muzułmanie w berlińskim meczecie przepowiadają, że „coś się wydarzy”, sugerując, że spodziewać się tego należy oczywiście ze strony PKK.
„Jesteśmy zaniepokojeni”
Dotychczas panuje jeszcze spokój w różnych skupiskach Turków w Niemczech, mówią przedstawiciele tureckich organizacji. – Ale są też napięcia – przyznaje raczej konserwatywnie myślący Bekir Yilmaz, przewodniczący Tureckiej Wspólnoty w Berlinie. Także Aya Demir, rzeczniczka liberalnego Związku Turków Berlin-Brandenburgia potwierdza, że wśród Turków panuje spokój. – Ale jesteśmy zaniepokojeni – dodaje. Im bardziej eskaluje konflikt w Turcji, tym większe prawdopodobieństwo wzrostu napięć w Niemczech. Tymczasem wśród tureckich imigrantów są nie tylko zwolennicy tureckiego rządu, lecz także kurdyjskich bojowników. Każdy polityczny nurt w Turcji ma też w Niemczech swoich przedstawicieli. Główne tureckie partie mają albo oficjalne przedstawicielstwa lub stowarzyszenia, które popularyzują ich program polityczny w Niemczech. Unia Europejskich i Tureckich Demokratów (UETD) jest rzecznikiem rządzącej Partii Sprawiedliwości i Rozwoju (AKP) prezydenta Erdogana. Dlatego, podobnie jak mężczyźni z meczetu, bronią w Niemczech turecki rząd.
Także HDP, Demokratyczna Partia Narodów, ma swoje buro w Berlinie. Zbiorowy ruch kurdyjskich, lewicowych i liberalnych ugrupowań, których zwycięstwo w wyborach kosztowało Erdogana utratę absolutnej większości, ma swoje biuro w berlińskiej dzielnicy Wedding. W tym samym budynku mieści się berlińska siedziba kurdyjskiego związku Nav-Dem. Na ścianach wiszą portrety poległych bojowników PKK oraz portret przywódcy kurdyjskiej partii Abdullaha Öcalana, mówi się o „walce wyzwoleńczej” oraz „modelach samorządowych” jako przeciwwagi do „nowoczesnego kapitalizmu”
Sceny z tego miejsca i meczetu pokazują, jak zróżnicowana jest społeczność imigrantów z Turcji w Berlinie.
Mehtap Erol, jedna z liderek HDP w Berlinie, nie ukrywa swych sympatii do PKK jako „jedynej nadziei dla ludzi w Kurdystanie”. Nie wszyscy z jej partyjnych znajomych podzielają te poglądy, przyznaje. Ugrupowanie podkreśla swój pluralizm, także to, że udało mu się po raz pierwszy w historii skupić kurdyjskich działaczy, lewicowych Kemalistów, liberałów i przedstawicieli środowisk lesbijskich i gejowskich. – W Berlinie HDP wiele zmieniło – mówi Erol. Po raz pierwszy Kurdowie mają wrażenie, że są poważnie traktowani przez część społeczności tureckiej oraz polityków niemieckich. HDP współpracuje z niemiecką partią Lewica. Także Cem Özdemir, wiceprzewodniczący Zielonych deklarował wsparcie.
Herbata z terrorystami
Erol siedzi z dwoma kurdyjskimi działaczkami na podwórkowym tarasie przylegającym do biur ugrupowania. One też mówią o strachu. Jesidin Hüsniye opowiada, że coraz bardziej boi się sympatyków Państwa Islamskiego w Berlinie. Niedawno trzech młodych brodatych mężczyzn śledziło ją do samych drzwi. Kobieta trzyma w ręku srebrny naszyjnik z pawiem – symbol Jazydów. Dostała go od matki jako talizman. Ostatnio musiała jej przyrzec, że będzie go nosiła, żeby ją chronił. Jesidin Hüsniye i jej matka oczekują większego wsparcia ze strony niemieckiego rządu. Rozumieją to jako bardziej zdeterminowany udział Niemiec w walce przeciwko dżihadystom, ale też legalizację PKK. Na to Turcy z meczetu zareagowaliby z oburzeniem.
Kurdyjska działaczka Seda Akter opowiada o niepisanej zasadzie zachowania w kontaktach z tureckimi sąsiadami czy rodzicami koleżanek i kolegów szkolnych jej dzieci: Nigdy nie rozmawiają, gdy są razem, o polityce i religii. Tylko tak może z innymi Turkami siedzieć i pić herbatę. – W ich oczach jestem z moimi poglądami terrorystką – wyjaśnia Seda.
Matthias Böllinger / Barbara Cöllen