"Zdajemy sobie sprawę, że napływ uchodźców zmieni nasz kraj" - powiedział cztery tygodnie temu prezydent Niemiec. Przerażające jest jak szybko i w jakim kierunku zmieniają się Niemcy. Przerażające, ale nie niespodziewane. Bo brutalny atak nożownika na - w międzyczasie wybraną na nadburmistrza Kolonii - Henriettę Reker jest tylko chwilową kulminacją coraz bardziej radykalnych nastrojów społecznych.
Od tygodni fora dyskusyjne wielkich portali i media społecznościowe kipią nienawiścią. Kolportowane są tam teorie spiskowe, plotki sprzedawane są jako fakty, jest pełno polemiki i obraz. W centrum tego wszystkiego znajduje się kanclerz Angela Merkel. "Zdrajczyni narodu", "Kurtyzana uchodźców", to tylko dwa z wielu epitetów pod jej adresem. Używanych zresztą nie tylko pod osłoną anonimowości internetu, ale i w czasie wystąpień publicznych.
Szubienice i podpalenia
Przed tygodniem w czasie demonstracji skrajnie prawicowego ruchu Pegida w Dreźnie protestujący nieśli symboliczne szubienice przeznaczone dla Angeli Merkel i jej zastępcy Sigmara Gabriela. Prawie codziennie napływają informacje na temat podpaleń schronisk dla uchodźców. To prawie cud, że jeszcze nikt nie zginął. A teraz prawie śmiertelny atak na szefową wydziału spraw socjalnych w kolońskim ratuszu, kandydującą na urząd nadburmistrza, a dotąd odpowiedzialną za przyjmowanie uchodźców.
To już nie są wybryki czy uzasadnione protesty "zatroskanych obywateli" przeciwko polityce rządu Niemiec wobec uchodźców. To co ma tutaj miejsce to terroryzm. Nie zorganizowany, ale pomimo to obejmujący cały kraj. Nie ma kraju związkowego ani praktycznie żadnego większego regionu, w którym nie doszłoby do podpaleń. A atak na kandydatkę na urząd nadburmistrza nie miał miejsca w Saksonii opanowanej przez Pegidę, lecz w mieście, uważanym za jedną z najbardziej liberalnych i otwartych na świat metropolii Niemiec. Sprawcy, o ile w ogóle udaje się ich złapać, to ludzie dotychczas nienotowani.
Po zamachu w centrum Kolonii utworzono spontanicznie łańcuch ludzi niosących zapalone świece. To ci sami ludzie, którzy na początku września bili brawo uchodźcom na dworcach, którzy regularnie dają datki na pomoc dla nich i sami społecznie angażują się w centrach recepcyjnych.
Brak współczucia
Natomiast na forach internetowych także po ataku na Henriettę Reker nie ustała fala nienawiści, tak jakbyśmy nie mieli do czynienia z atakiem na otwarte, demokratyczne społeczeństwo. Nie ma co jej żałować, sama sobie winna i to dopiero początek - brzmiały komentarze. Głęboki podział niemieckiego społeczeństwa nie ujawnił się chyba w bardziej drastyczny sposób niż w tej chwili.
W niedzielę Henrietta Reker, leżąc w śpiączce na oddziale intensywnej opieki medycznej, wybrana została nadburmistrzem czwartego co do wielkości miasta Niemiec. Nie ze współczucia, ale w taką ilością głosów, którą od dawna przewidywały sondaże. To ważne, by wybory odbyły się pomimo zamachu, oświadczyła komisja wyborcza. Nie wolno, by terroryści i kryminaliści dyktowali reguły gry. Słusznie.
Jeszcze ważniejszym sygnałem byłoby, gdyby w niedzielę do urn poszło 70 czy 80 procent mieszkańców Kolonii. To byłby mandat, który wzmocniłby demokrację. A tak trzeba przyjąć do wiadomości, że dla 60 procent mieszkańców sprawy publiczne są obojętne.
Wydaje się, że większość Niemców nie zrozumiała, przed jakim wyzwaniem stanęło niemieckie społeczeństwo jesienią 2015 roku. Nie tylko przed wyzwaniem przyjęcia i zintegrowania tłumów uchodźców, ale wyzwaniem polegającym na obronie fundamentów naszego społeczeństwa. Chodzi o obronę nie tylko przed radykalnymi islamistami, których wszyscy się boją, ale i obronę przed ludźmi gardzącymi demokracją i wolnością.
Felix Steiner