Targi Zielony Tydzień w Berlinie. Obfitość w czasach kryzysu
21 stycznia 2023Tegoroczne targi Zielony Tydzień w Berlinie po raz pierwszy od 2020 roku odbywają się przy udziale publiczności. Swoje produkty prezentuje tu 1400 wystawców z 60 krajów. To o około 400 wystawców mniej niż w czasach przed pandemią koronawirusa. Mniejszą liczbę prezentujących się organizatorzy tłumaczą ostrożnością: w ubiegłym roku targi zostały odwołane niemal w ostatniej chwili, część wystawców nie chciała zapewne ryzykować ponownej odmowy udziału. Oprócz tego, w tym roku w Zielonym Tygodniu nie uczestniczą Rosja i Ukraina.
Polska, podobnie jak w latach ubiegłych, prezentuje swoje produkty pod hasłem „Polen schmeckt” czyli „Polska smakuje”. Do Berlina zjechało 20 wystawców, najwięcej z województw Kujawsko-Pomorskiego i Dolnośląskiego. Niemal wszyscy postawili na tradycyjne produkty: na stoiskach prym wiodą wędliny, ryby, produkty z gęsiną czy grzybami, a także alkohole. Odwiedzający targi mogą spróbować m.in. pierogów, bigosu, oscypka czy pajdy chleba ze smalcem i ogórkiem.
Trudny rynek
Większość przedsiębiorców przyjechała do Berlina z nadzieją na zdobycie nowych kontaktów, otwierających im drzwi do niemieckiego rynku. Na to liczy m.in. Andrzej Zawistowski, właściciel masarni we Władysławowie koło Bydgoszczy, który uczestniczy w targach Zielony Tydzień już po raz czwarty.
– Jesteśmy na rynku niemieckim w bardzo ograniczonym stopniu. Nasze produkty można znaleźć w sklepach polskich lub z żywnością z Europy Wschodniej – mówi DW Zawistowski. – Chętnie zwiększylibyśmy naszą obecność tutaj, ale niemiecki rynek jest bardzo wymagający. Wielu Niemców traktuje nasze produkty jako ciekawostkę: zjedzą, pochwalą, ale niekoniecznie chcą kupować. Każdy kraj czy region ma zresztą swoje specyficzne smaki. Dlatego naszymi klientami w Niemczech są najczęściej Słowianie.
Cena zyskuje na znaczeniu
Opinie o preferencjach smakowych Niemców potwierdza Martyna Moga z Zakładów Mięsnych Skiba w Chojnicach. Firma jest obecna w jednej z dużych niemieckich sieci handlowych już od 30 lat – ale tylko z kilkoma produktami, które przyjęły się na rynku. W dodatku wyzwania, przed jakimi stoi obecnie branża spożywcza – kryzys i wysoka inflacja – coraz częściej wpływają na zachowania konsumenckie.
– Chciałabym powiedzieć, że dla klienta najważniejsza jest jakość, ale niestety, cena ma teraz duże znaczenie – przyznaje Martyna Moga. – Słabsza jakościowo półka produktów znów staje się istotna.
Z nieco innymi oczekiwaniami przyjechała do Berlina załoga zajazdu „Przy Kominku” na Pojezierzu Brodnickim w woj. Kujawsko-Pomorskim. Jego zarządca, Zbigniew Raniszewski, nie ukrywa, że sytuacja w branży spożywczej i restauracyjnej nie jest łatwa. Poza wysoką inflacją i rosnącymi kosztami energii, Raniszewski wymienia jeszcze jeden problem, z którym jego zdaniem borykają się obecnie polscy restauratorzy:
– Takie prezentacje są niezwykle ważne. Jesteśmy po pandemii, trwa wojna w Ukrainie. Warto pokazać światu, że jesteśmy normalnym krajem, bezpiecznym, a nie przedpolem bitwy, jak to się niektórym za granicą może wydawać. Obawiam się, że wizerunek Polski mógł ucierpieć w wyniku wydarzeń za wschodnią granicą, a przecież jesteśmy znakomitym pod względem turystyki krajem – mówi w rozmowie z DW.
Spór o ukraińskie zboże
O tym, że wojna w Ukrainie przyniosła dla polskiej branży rolno-spożywczej nowe wyzwania, mówił w Berlinie również wicepremier i minister rolnictwa i rozwoju wsi Henryk Kowalczyk. Na targach Zielony Tydzień otworzył on w piątek polskie stoisko wystawiennicze. Wcześniej spotkał się z ministrami rolnictwa leżących w pobliżu Ukrainy państw Unii Europejskiej: Węgier, Rumunii, Czech i Bułgarii.
– Wspólnie mówiliśmy o pomocy dla Ukrainy, ale takiej, która by nie destabilizowała naszych rynków – mówił minister. – Stąd Polska wystąpiła z inicjatywą, aby sprawa przewozu ukraińskiego zboża przez kraje graniczące z Ukrainą, została przedyskutowana na forum Unii Europejskiej.
Kontrowersje rodzi przede wszystkim odbywający się obecnie na dużą skalę import płodów rolnych z Ukrainy. Przyczynia się on do spadku opłacalności produkcji rolnej w krajach Europy Wschodniej. Rolnicy w Polsce, ale i na Słowacji czy w Rumunii skarżą się, że import odbywa się w sposób niekontrolowany i zbyt wiele ukraińskiego zboża, które pierwotnie tranzytem miało przejechać przez te kraje, w nich pozostaje.
– Ten sezon jest trudny, ale damy jakoś radę. Natomiast bardzo obawiamy się kolejnego sezonu i żniw. Jeżeli nic w tym zakresie się nie zmieni, to problem, o którym mówimy, będzie się kumulował – przyznał minister rolnictwa.
Na wniosek Polski tematem ukraińskiego zboża ma zająć się na najbliższym posiedzeniu rada ministrów rolnictwa UE. Rolnicze wyzwania w związku z wojną w Ukrainie będą także tematem Światowego Szczytu Ministrów Rolnictwa, który odbędzie się w sobotę (21.01.) w ramach berlińskich targów. Wezmą w nich udział ministrowie rolnictwa Ukrainy, Polski, Rumunii i Mołdawii, a także państw grupy G7, przedstawiciele Komisji Europejskiej i Organizacji Współpracy Gospodarczej i Rozwoju (OECD).