Skandalista w świątyni sztuki
27 lipca 2004Scenografia przypominała jedną wielką wizję chaosu, raz było to blokowisko ze ścianami we wzorach graffiti, raz obóz jeniecki w stylu Guantanamo. Elementem scenografii były też ekrany z wyświetlanymi filmami wideo; raz widać było afrykański busz, raz spustoszoną wieś na Bałkanach, dalej różnego rodzaju robaki oraz na koniec proces rozkładania się padliny królika. Wszystko to nie odzwierciedlało zapewne estetycznych ideałów epoki Richarda Wagnera, ale gwizdy po zakończeniu spektaklu nie przekroczyły też ram przyzwoitości. Być może wielka w tym zasługa śpiewaków oraz dyrygenta Pierre'a Bouleza, ale i szefa Festiwalu Wolfganga Wagnera - wnuka kompozytora. Wagner – ten żyjący, a może i tamten z zaświatów – czuwali bowiem nad reżyserem, by poskromić jego twórczą inwencję. Efekt nie odstraszył nawet konserwatywnej publiczności, wśród której znaleźli się jak co roku prominenci. Szefowej CDU Angeli Merkel inscenizacja Schlingensiefa przypominała wideoclip, natomiast premierowi Bawarii Stoiberowi podobało się nowe ujęcie tematu.
Bartosz Dudek