Rumunka Kövesi na czele Prokuratury Europejskiej
25 września 2019Wspólna decyzja Parlamentu Europejskiego i Rady UE zapadła we wtorek wieczorem. 46-letnia Laura Codruta Kövesi stanie na czele Prokuratury Europejskiej po październikowych oficjalnych głosowaniach w obu unijnych instytucjach, które powinny być już tylko formalnością.
Laura Codruta Kövesi to była prokurator generalna Rumunii (2006-12), a od 2013 r. główna prokurator Krajowego Biura Antykorupcyjnego (DNA), które za jej rządów o kilkaset procent podniosło wykrywalność przestępstw korupcyjnych – również wśród polityków, burmistrzów, ministrów. W 2018 r. rząd Rumunii doprowadził do usunięcia Kövesi z urzędu (zdaniem krytyków z racji obaw przed śledztwami DNA), co wywołało m.in. publiczne deklaracje Komisji Europejskiej zaniepokojonej regresem Rumunii w walce z korupcją. Liviu Dragnea, będący szefem rządzącej Partii Socjaldemokratycznej w momencie zwolnienia Kövesi w 2018 r., został w maju skazany na 3,5 roku więzienia w procesie korupcyjnym.
Gdy Kövesi na początku tego roku zaczęła ubiegać się o posadę szefowejProkuratury Europejskiej (to nowy urząd, który zacznie działać w 2020 r.) rząd Rumunii – choć ta sprawowała wówczas unijną prezydencję – ostro zwalczał jej kandydaturę. Rumuński minister sprawiedliwości wysłał do swych kolegów ze wszystkich pozostałych krajów UE pismo, w którym tłumaczył, że Kövesi nie nadaje się na urząd Prokuratora Generalnego. Z Bukaresztu napływały przecieki mające ją skompromitować oskarżeniami o nierzetelność w jej śledztwach antykorupcyjnych. A w marcu – tłumacząc to postępowaniami wyjaśniającymi - objęto ją zakazem opuszczania Rumunii oraz kontaktów z mediami. To ograniczenie zostało dość szybko uchylone przez sąd, ale wywołało oburzenie w - popierającym Kövesi - europarlamencie, który wraz z Radą UE (ministrowie krajów Unii) współdecyduje o obsadzie Prokuratury Europejskiej.
Macron wycofuje Francuza, by pomóc Rumunce
Rząd Rumunii najpierw był górą, bo ambasadorzy krajów UE (działający w imieniu Rady UE) wiosną postawili - w tajnym głosowaniu - na Francuza Jeana-Françoisa Bohnerta. Kövesi zajęła drugie miejsce na równi z Niemcem Andresem Ritterem, ale europarlament (poprzedniej i obecnej kadencji) obstawał przy Rumunce, a wynikły z tego pat uniemożliwił wybór Prokuratora Europejskiego.
Szanse na odblokowanie nominacji pojawiły się dopiero w lipcu, gdy ludzie prezydenta Emmanuela Macrona zasygnalizowali poparcie dla Kövesi. We wrześniu Paryż wycofał swego kandydata (i faworyta) na szefa Prokuratury Europejskiej, co w zeszłym tygodniu pozwoliło Rumunce na zdobycie – w poufnym głosowaniu ambasadorów krajów Unii - poparcia aż 17 z 22 głosujących krajów UE (Rumunia była przeciw). A wczoraj wieczorem negocjatorzy Parlamentu Europejskiego oraz Rady UE potwierdzili wybór Kövesi. Ta tłumaczy w mediach, że to „sukces wszystkich Rumunów popierających walkę z korupcją”. I ma nadzieję, że jej nominacja będzie dodatkową „motywacją dla rumuńskich prokuratorów i sędziów”.
Prokuratura Europejska, która zacznie działać od 2020 r., ma się głównie zajmować malwersacjami unijnych funduszy i ponadgranicznymi przestępstwami związanymi z podatkiem VAT. Do tej nowej instytucji, powołanej na podstawie traktatowych klauzuli o „wzmocnionej współpracy”, przystąpiły wszystkie kraje UE oprócz Polski (powołującej się na obawy o suwerenność polskiej prokuratury), Węgier, Irlandii, Danii, Szwecji i Wlk. Brytanii. Przedstawiciele tych sześciu krajów nie brali zatem udziału w decyzjach Rady UE co do Rumunki.
- Kövesi to perfekcyjny wybór. Rumunia nie miała dotąd żadnego kluczowego stanowiska w Unii. A teraz Prokurator Europejska będzie jedną z silnych kobiet na kierowniczychch stanowiska w UE – powiedział Hiszpan Juan Fernando Lopez Aguilar, szef europarlamentarnej komisji LIBE (ds. wolności obywatelskich, sprawiedliwości i spraw wewnętrznych).
Macron promuje Bułgarkę
Wsparcie Macrona dla Rumunki to już drugi ruch prezydenta Francji - w pewnym stopniu - przywracający „równowagę geograficzną” zachwianą po lipcowym szczycie UE, na którym tylko politykom ze „starej Europy” przypadły najważniejsze europosady - od Ursuli von der Leyen, czyli niemieckiej następczyni Jeana-Claude’a Junckera na czele Komisji Europejskiej po Charlesa Michela, czyli belgijskiego następcę Donalda Tuska w Radzie Europejskiej. W sierpniu Paryż zdołał bowiem wypromować Bułgarkę Kristalinę Goergiewą na wspólną unijną pretendentkę do posady szefowej Międzynarodowego Funduszu Walutowego, którą najprawdopodobniej zostanie w najbliższych tygodniach. Zajmie miejsce po Francuzce Christine Lagarde, która przechodzi z MFW na fotel prezesa Europejskiego Banku Centralnego.
Kandydatem Berlina na szefa MFW był Holender Jeroen Dijsselbloem, ale w ostatniej rundzie głosowań unijnych ministrów finansów został pokonany przez Georgiewą - kandydatkę Paryża wspieraną m.in. przez kraje unijnego Południa, gdzie wielu ma Holendrowi za złe twardą obronę polityki „austerity”, gdy kierował eurogrupą (radą ministrów strefy euro). Ostatniej wiosny Bułgarka, dotychczas dyrektor zarządzająca (czyli osoba numer dwa) w Banku Światowym, prowadziła dyskretną „kampanię wyborczą” w stolicach Unii w nadziei na stanowisko szefowej Komisji Europejskiej. Jednak ciążył jej brak mocnego poparcia ze strony bułgarskiego premiera Bojko Borisowa – nieprzepadającego za Georgiewą i bojącego się tak mocnej rodaczki na czele unijnej egzekutywy.
Chcesz skomentować ten artykuł? Dołącz do nas na Facebooku! >>