Rosja: kraj kontrastów
18 marca 2018- Siedzieć na sofie i czekać, co los przyniesie, to być jak robak – mówi Julia Fedotowa. – Ale ja jestem człowiekiem i gdy trzeba, idę na barykady – dodaje. Gdy już jest w tłumie, wtedy skanduje: „Na-wal-ny!”. Prawniczka o jaskrawo pomalowanych ustach wraz z kilkoma tysiącami innych młodych aktywistów wyszła na ulice Jekaterynburga, by wyrazić swój protest. Słupek rtęci spadający poniżej minus 18 st. Celsjusza nie jest ich w stanie ich odstraszyć.
Ale ten, o którym tu mowa, nie towarzyszy swoim fanom. Nie ma go ani podczas demonstracji w Jekaterynburgu, nie będzie go też wśród kandydatów wyborów prezydenckich. Największy krytyk Kremla, Aleksiej Nawalny, nie może kandydować, gdyż był w przeszłości karany. Opozycja widzi w tym jedynie pretekst. Zwolennicy Nawalnego nawołują do bojkotu wyborów.
Putin i siedmiu kontrkandydatów
- Z prawnego punktu widzenia on oczywiście nie powinien kandydować. Politycznie jednak te wybory bez niego są jakby niepełne – komentuje przedsiębiorca Borys Titow, który w przeciwieństwie do Nawalnego ma prawo kandydować. Jest jednym z siedmiu kontrkandydatów urzędującego prezydenta. Wie, że największe szanse ma Putin. – Startuję w wyborach, by pokazać, że są ludzie, którzy nie zgadzają się z polityką Putina – mówi dyplomatycznie w rozmowie z DW.
Takie same motywy mają inni kontrkandydaci – Grigorij Jawlinski czy prawicowy populista Władimir Żyrynowski, obaj znani w Rosji od lat 90-tych, obaj krytykowani za to, że są „systemową opozycją”, a nie realną alternatywą. Krótko przed wyborami znów stają się aktywni. – Rosja uprawia niebezpieczną politykę, która wewnątrz kraju prowadzi do biedy, a na zewnątrz może doprowadzić do wojny – mówi Jawlinski. Żyrynowski zaś sam grozi Zachodowi. – Jeśli wygram, to 150 milionów Rosjan obudzi się z uśmiechem na twarzy. Jednak Zachód będzie musiał zadrżeć, jeśli nie przestanie nas, Rosjan, pouczać jak mamy żyć – odgraża się Żyrynowski.
W metropolii i w domach bez ogrzewania
Wielu zwolennikom Putina żyje się dobrze. Nawet bardzo. Mieszkają w Moskwie i mają dobrze płatną pracę. Maria Katasonowa pracuje w Dumie i jest wielką fanką głowy państwa. – Putin to symbol stabilności. Wszystko mu zawdzięczam: pracę, wykształcenie, po prostu wszystko – mówi.
Zupełnie inne życie ma Daria Daar z przedmieścia Jekaterynburga, metropolii na Uralu. Każdego dnia boi się, że dach spadnie jej na głowę. Budynek, w którym mieszka, dawna własność państwowa, wymaga pilnego remontu. Władze uznały jednak, że 25 został nielegalnie wybudowany, więc dziś nikt nie musi czuć się zań odpowiedzialny. – Wybory? Jakie wybory? – pyta Daria Daar retorycznie. – Za nas już dawno zdecydowano – dodaje. W jej domu jest zimno i pojawia się pleśń. Ogrzewanie nie działa. – Nie zostawia się tak własnych obywateli – skarży się Daria.
Jeszcze inni mają powody, by bać się o swoje życie z powodu swojego krytycznego stosunku do Putina. Paweł Nikulin to niezależny dziennikarz, który kilka tygodni temu opublikował wywiad z byłym wojownikiem tzw. Państwa Islamskiego pochodzącym z Rosji i zaraz potem miał wizytę agentów służby bezpieczeństwa. – Weszli o poranku, w pełni uzbrojeni, by przeszukać moje mieszkanie. Jeśli decydujesz się w Rosji być dziennikarzem, musisz się liczyć z tym, że któregoś dnia możesz zostać zamordowany – mówi Nikulin.
Represje i zastraszanie
Oficjalnie nie ma w Rosji cenzury, ale krytyczni wobec reżimu dziennikarze muszą liczyć się z represjami. Dmitrij Skorobutow przez 15 lat pracował jako redaktor w państwowej stacji telewizyjnej Rossija 24. Został pobity przez pijanego kolegę w pracy i pomimo że go oskarżył, to podejrzenie padło na Skorobutowa. Stracił pracę i musiał sprzedać mieszkanie, by zająć się chorą matką. Chce wkrótce uciec z Rosji. – Sporządza się listy redaktorów i tematów, którymi nie wolno się zajmować – mówi w rozmowie z DW. – Podczas fali antyputinowskich protestów nasza stacja milczała przez dwa tygodnie, po czym musieliśmy komentować te zajścia jako dziecinadę. Nazwisko Nawalnego, który organizował te protesty, nie miało prawa paść w naszych materiałach i to pomimo tego, że protesty odbywały się w aż 102 rosyjskich miastach – opowiada dziennikarz.
Rosja stoi przed wyborami, które sama Ksenia Sobczak, jedyna kobieta wśród kandydatów, określa mianem farsy.
Jurij Rescheto, DW Moskwa / Monika Sieradzka