Przepadło ponad 100 000 biletów linii Air Berlin
30 września 2017Kto przed 15 sierpnia zabukował bilet na lot liniami Air Berlin, na przykład do Nowego Jorku lub urlop na Karaibach, ten straci pieniądze za drogi bilet. Zostały one bowiem włączone do masy upadłości tego przewoźnika, który tego dnia ogłosił bankructwo i nie podlegają zwrotowi. W najlepszym razie, ale to też nie jest w tej chwili pewne, poszkodowani klienci otrzymają odszkodowanie w maksymalnej wysokości do 10 procent ceny biletu, czyli tyle, co nic. Taki los grozi 100 tys. osób, które miały pecha wybrać linie Air Berlin, likwidujące systematycznie połączenia dalekodystansowe. Informację tę potwierdził w rozmowie z Niemiecką Agencją Prasową (DPA) jeden z rzeczników linii.
Klienci lepsi i gorsi
O zawieszeniu i następnie likwidowaniu połączeń dalekodystansowych do 15 października poinformowano oficjalnie na początku bieżącego weekendu. Dziennik "Rheinische Post" powołujący sią na koła zbliżone do kierownictwa upadłego przewoźnika podał, że za anulowane połączenia nie będzie żadnego odszkodowania, albo w najlepszym razie poszkodowani pasażerowie mogą liczyć na rekompensatę w maksymalnej wysokości do 10 procent za bilet, za który owi pechowcy już zapłacili.
W innej, dużo lepszej sytuacji są ci pasażerowie, którzy zabukowali bilet po 15 sierpnia, w którym Air Berlin ogłosił bankructwo. Ich pieniądze "zostaną odłożone" i zwrócone klientom, jeżeli zarezerwowany przez nich lot wypadnie z rozkładu. Poinformował o tym rzecznik tej linii.
Organizacje broniące praw konsumentów oceniły jako "przerażającą" informację, że tak wiele osób padnie ofiarą bankructwa linii Air Berlin. Nie ma w tym określeniu cienia przesady, ponieważ najbardziej poszkodowani zostali ludzie, którzy wykupili drogi bilet na Karaiby, gdzie zamierzali spędzić wymarzony urlop. Organizacje konsumenckie żądają z tej okazji ponownie wprowadzenia obowiązkowego ubezpieczenia na wypadek upadłości przewoźnika powietrznego, podobnego do tego, które obowiązuje biura podróży.
Co z samolotami i pilotami
W tej chwili trwają rozmowy z przedstawicielami Lufthansy i brytyjskich tanich linii lotniczych Easyjet, zainteresowanych przejęciem części majątku i personelu towarzystwa Air Berlin. Nie ma chętnych na nabycie dalekodystansowych samolotów airbus A330 eksploatowanych dotąd przez Air Berlin, które są sukcesywnie zwracane firmom, od których zostały one wcześniej wyczarterowane. Poinformował o tym szef Air Berlin Thomas Winkelmann.
Są za to chętni na zatrudnienie pilotów. Należy do nich przede wszystkim spółka-córka Lufthansy - Eurowings, która już w piątek 29 września zatrudniła pierwszych pilotów z Air Berlin. Ilu, tego nie podano. Wiadomo tylko, że już parę tygodni temu ogłoszono, że jest zapotrzebowania na zatrudnienie ponad 100 osób personelu latającego, pokładowego i obsługi naziemnej. Na to ogłoszenie odpowiedziało 2000 chętnych, a więc dużo więcej niż oczekiwano. Połowa z nich to piloci. Związek zawodowy pilotów pasażerskich Cockpit skrytykował taki sposób "podkupowania" pilotów i oferowane im warunki pracy przez nowego pracodawcę.
Skończyło się na strachu
Dziś rano (30.09.2017) chwile grozy przeżyli pasażerowie airbusa A320 linii Air Berlin, który podczas lądowania na wyspie Sylt nie zmieścił się na betonowym pasie i zjechał na murawę lotniska. Na szczęście nikomu z 82 pasażerów nic się nie stało. Policja ze Szlezwika-Holsztynu podała, że samolot też nie został uszkodzony, czyli wszystko skończyło się na strachu.
afp, dpa / Andrzej Pawlak