Przemysł samochodowy: zwycięzcy i przegrani
22 grudnia 2012Opel zamyka fabrykę w Bochum. Fiata od bankructwa ratuje tylko przejęcie części akcji Chryslera. Za to Volkswagen, BMW i Daimler notują rekordowe obroty. Światowy przemysł samochodowy jest podzielony, jak nigdy przedtem.
Podział się pogłębia
Obecna sytuacja w przemyśle motoryzacyjnym przypomina do złudzenia pogłębiające się podziały majątkowe w społeczeństwie. Jedni z trudem wiążą koniec z końcem, inni prosperują w najlepsze.
Niemieckie firmy samochodowe znajdują się w większości "po słonecznej stronie ulicy". Wyjątkiem jest Opel, ale Opel należy, jak wiadomo, do koncernu General Motors. Drugi niemiecki "amerykanin", czyli firma Ford, też przeżywa poważne trudności, ale nie są one tak drastyczne jak w przypadku Opla.
W natarciu są w dalszym ciągu firmy azjatyckie. Rynek chiński wchłania niczym gąbka, wszystko co najlepsze. Za to w Europie zachodniej popyt na samochody wciąż spada. Firmy takie jak Opel, Fiat i PSA Peugeot-Citröen, które z niego żyją, tkwią po uszy w kryzysie. Nie ma zbytu, nie ma zysków. A co będzie w nowym, 2013 roku?
Eksperci są zgodni: będzie tak, jak w tej chwili, tylko gorzej. Innymi słowy - obecny trend się umocni i pogłębi, a to znaczy, że przegranym będzie się wiodło coraz gorzej, a wygranym coraz lepiej. Podział ten branża motoryzacyjna "zawdzięcza" przede wszystkim kryzysowi zadłużeniowemu w strefie euro.
Kryzys nadprodukcji
Podobno dobrego nigdy za wiele, ale ta obiegowa opinia nie sprawdza się w gospodarce. Europejski przemysł samochodowy wyprodukował za dużo aut. Rynek nie jest w stanie ich wchłonąć. Ludzie mają za mało pieniędzy i nie chcą kupować nowych Opli, Fiatów, Peugeotów i Citröenów. Są drogie, dużo za drogie, jak na to, co oferują ewentualnym nabywcom w porównaniu z wyrobami konkurencji. Zwłaszcza tej rodem z Azji.
W rezultacie tysiące ludzi straciło pracę. W wielu zakładach pracuje się w zmniejszonym wymiarze godzin. Zdaniem wiodącej, globalnej firmy świadczącej usługi doradcze PwC z siedzibą we Frankfurcie nad Menem, w tej chwili aż 15 europejskich fabryk samochodowych jest tak słabo obciążonych, że nie wiadomo, czy w ogóle mają przed sobą przyszłość.
Niestety, dotyczy to także wielce zasłużonej fabryki Opla w Bochum. W roku 2016 grozi jej zamknięcie, chyba, że uratuje ją pogłębienie współpracy z koncernem PSA. Ale to wydaje się mocno niepewne, bo analitycy zakładają, że w roku 2013 w Europie Zachodniej zarejstrowanych zostanie 11,4 mln nowych aut, o 300.000 mniej niż w roku bieżącym. Dla porównania: w roku 2007, przed kryzysem finansowym, zarejestrowano 14,8 mln fabrycznie nowych samochodów osobowych. Prawie 3 mln więcej.
Światełko w tunelu
Na szczęście są także sygnały świadczące o możliwości zmian na lepsze. Spadek sprzedaży aut ma ulec powolnemu wyhamowaniu i w roku 2014 analitycy z Deutsche Bank przewidują wzrost liczby nowo zarejestrowanych samochodów w Europie Zachodniej.
Bardzo ważnym czynnikiem jest utrzymujący się nieprzerwanie popyt na samochody w takich krajach jak Chiny, Indie i Rosja, ale także USA. Jürgen Pieper, analityk prywatnego banku Bankhaus Metzler, uważa jednak, że największe korzyści z tego uzyskają ci, którzy do tej pory dobrze sobie radzili na tych rynkach: producenci - zwłaszcza niemieccy - drogich samochodów klasy premium i firmy japońskie oraz koreańskie.
Na liście liderów znajdą się zatem, obok koncernu Volkswagena, BMW i Daimlera, agresywnie sobie poczynające także na rynku europejskim firmy Hyundai i Kia, oraz Toyota. A także, co może wydawać się niespodzianką, giganty amerykańskie, którym udało się obniżyć koszty i poprawić jakość wyrobów.
Andreas Hoenig / Andrzej Pawlak
Red. odp.: Elżbieta Stasik