Prasa o protestach w Berlinie: test dla całego systemu
29 sierpnia 2020Odnosząc się do wydanego zakazu demonstracji i uchylenia go przez sąd, komentator dziennika „Die Welt” podkreśla, że prawo do zgromadzeń jest cennym dobrem w demokracji. „Dlatego wyrok Sądu Administracyjnego Berlina przeciwko Senatowi i jego niezdarnemu senatorowi ds. wewnętrznych Andreasowi Geiselowi (SPD) był do przewidzenia. Nawet wydzierający się wariaci, umysłowi awanturnicy i przepoceni metafizycy mają prawo do protestów i imprezy. Nie mają jednak prawa do przemocy i łamania obowiązujących obecnie przepisów higienicznych. Także to reguluje ustawa zasadnicza. Już kilkadziesiąt lat temu Federalny Trybunał Konstytucyjny zwrócił uwagę, że należy chronić publiczny porządek i bezpieczeństwo. Innymi słowy, demonstrować wolno tylko tym, którzy robią to bez przemocy i zgodnie z regułami. Kto je łamie, musi liczyć się z surowością państwa prawa”.
Renomowany dziennik „Frankfurter Allgemeine Zeitung” zauważa z kolei, że „zakaz zgromadzeń i jego zniesienie pobudzają wszystkich tych, którzy chcą demonstrować w Berlinie przeciwko ograniczaniu ich praw. Zderzają się tam z czerwono-czerwono-zielonym (SPD-Lewica-Zieloni) Senatem, który rzadko kiedy był tak zdecydowany, by zakazać jakiegoś protestu w stolicy protestów. W kolorowy tłum przeciwników noszenia maseczek wmieszały się bowiem siły polityczne o głęboko brunatnym zabarwieniu, których lewicowy establishment Berlina pod żadnym pozorem nie chce widzieć na swoich ulicach. Nie może to być jednak wyznacznikiem tego, czy w stolicy, albo gdziekolwiek indziej, wolno jest demonstrować czy nie. Gorący weekend, jaki czeka Berlin, pokazuje, że wirus Sars-CoV-2 jest nie tylko wyzwaniem dla gospodarki czy systemu opieki zdrowotnej, ale także dla systemu politycznego tego kraju”.
Komentator dziennika «Hannoversche Allgemeine Zeitung» z Hanoweru pisze, że kto w ten weekend chce pokojowo protestować w Berlinie, ma prawo to robić. „Ale ma też obowiązek: trzymać się z dala od neonazistów, antysemitów i wyznawców teorii spiskowych. Organizatorzy protestów, którzy opowiadają ciągle coś o miłości i pokoju, niestety nie mają żadnych oporów przed tym zbliżeniem i ponoć już przygotowują się na zamieszki. Wolność kończy się tam, gdzie zaczyna ona ograniczać wolność kogoś innego. A weekend pełen nienawiści – wobec mniejszości czy polityków, nie jest weekendem wolności”.
Komentator lokalnej gazety «Ostfriesen-Zeitung» ocenia z kolei: „Dla policji tego typu demonstracje oznaczają ogrom pracy, a dla państwa wielkie wydatki. Ale mogą się one opłacić. Gdy demonstranci nie będą przestrzegać obowiązku noszenia masek i zachowywania odstępu – a na to się zanosi – państwo będzie miało okazję pokazać swoją siłę w kwestii wirusowej prewencji. Zgodnie z ustawą o ochronie przed infekcjami wymierzyć można karę nawet 25 tysięcy euro, a w przypadku nieumyślnego spowodowania uszkodzenia ciała – a za to mogłoby zostać uznane zarażenie kogoś – nawet do pięciu lat więzienia”.
Komentator gazety „Südwest Presse“ z Ulm pisze zaś: „Dokładnie tak wygląda ta procedura w demokracji z działającym systemem prawnym. Sądy wyższej instancji mogą wydawać inne opinie, niż Sąd Administracyjny Berlina. Prawo i ustawy obowiązują, każdego. Jeśli komuś się to nie podoba, musi wybrać nieco inną, bardziej uciążliwą drogę i przeforsować swoje życzenia na drodze wyborów".