Prasa o centralnym planie walki z pandemią: „gra na zwłokę”
14 kwietnia 2021Komentując zmianę przepisów w Niemczech, które mają wprowadzić w całym kraju automatyzm w narzucaniu obywatelom restrykcji, dziennik „Frankfurter Allgemeine Zeitung" („FAZ”) zauważa, że tylko jedna kwestia będzie w przyszłości naprawdę jasna: kraje związkowe, miasta i powiaty nie będą miały wyboru, jeśli siedmiodniowy wskaźnik infekcji na 100 tys. mieszkańców wzrośnie powyżej 100. „Będą musiały podjąć działania, bez względu na okoliczności” – pisze gazeta. „Koalicja i kanclerz wykorzystują fakt, że premierzy landów, od czasu klęski wielkanocnej nie sprawiają wrażenia, jakoby chcieli z całej siły przełamać trzecią falę”. Jak stwierdza „FAZ”, mieliby oni ku temu środki, bo są one takie same jak te uzgodnione już 3 marca. Teraz zostaną one narzucone z góry. „W Bundesracie kraje związkowe nie chcą za bardzo stawiać oporu, choć w każdej chwili mogłyby pokazać, że ustawa ta jest zbędna. Ale być może lubią też pławić się w przywróconym autorytecie kanclerz”.
Inny dziennik z Frankfurtu „Frankfurter Rundschau" pyta: „Czy hamulec bezpieczeństwa to przełom w walce z pandemią? Odpowiedź jest jasna: i tak, i nie”. Gazeta wyjaśnia, że po pierwsze kroki te są kontrowersyjne (czy to pod względem wirusologicznym, czy prawnym). Po drugie, kraje związkowe i powiaty muszą uzupełnić nałożony ustawą mechanizm luzowania i zacieśniania restrykcji własnym inteligentnym mechanizmem zarządzania wskaźnikami zakażeń. Jak czytamy, jasne wytyczne są ważne, ale „lockdowny to tylko gra na zwłokę, a nigdy wyjście. Zawieszają koronawirusa, pokonać go może tylko skuteczny program szczepień”. Zdaniem dziennika rząd w Berlinie i rządy krajów związkowych powinny włożyć energię w przyspieszenie akcji szczepień.
Dziennik z Monachium „Muenchner Merkur" pisze z kolei o „słusznych wątpliwościach”, jakie budzi ogólnoniemiecki lockdown. Chodzi o wątpliwości natury strukturalnej („rozmiękczony” projekt, który posłuży niektórym premierom landów za wymówkę, by nie podejmować działań we własnym kraju związkowym), ale i pod względem treści. „Z planów federalnych wynika, że centralizm nie jest lekarstwem. Zgodnie z projektem federalnym w przypadku wskaźnika incydencji równego 101 po parku nie mogą wspólnie spacerować dwie pary, ale do 200 (!) w szkołach mają być prowadzone lekcje – wirusologicznie to katastrofalne szaleństwo” – czytamy. Zdaniem dziennika „w ten sposób zniszczy się delikatne perspektywy dla handlu, gastronomii na zewnątrz, wakacji z szybkimi testami”, a Niemcy będą tkwić w „trwałym, półmrocznym lockdownie”.
„Zakaz wieczornego spaceru to jawna ingerencja w swobody obywatelskie” – pisze komentator „Sueddeutsche Zeitung”. „Byłoby to uzasadnione tylko wtedy, gdyby istniały ku temu absolutnie przekonujące dowody naukowe – a tak nie jest. Prawdopodobieństwo infekcji w otwartej przestrzeni jest bardzo małe (…). W każdym razie zakaz wychodzenia wieczorem wokół bloku samemu lub z rodziną jest poboczną szkodą w walce z pandemią. Wiadomo, czemu polityka chce zapobiec: po pierwsze, by młodzi ludzie spotykali się wieczorem i zapominali o dystansie i maseczkach. A po drugie, by ludzie udawali się wieczorem na spotkania w prywatnych mieszkaniach. W tym miejscu istnieje duże ryzyko infekcji. Ale rozwiązywanie tych problemów za pomocą godziny policyjnej opiera się na założeniu, że ludzie będą postępować racjonalnie. Ale ludzie tacy nie są”.
Do godziny policyjnej nawiązuje także dziennik „Handelsblatt”. Jak pisze, badania naukowe wykazały, że godziny policyjne w innych krajach miały co najwyżej słaby wpływ na liczbę zakażeń. „Zbyt słaby, by zamienić miliony obywateli w nocnych więźniów (…) Godzina policyjna w całym kraju to krok w stronę państwa autorytarnego. Żaden konstytucyjnie myślący parlamentarzysta nie powinien się na to zgodzić”.