"Praca przymusowa nie ulega przedawnieniu"
22 maja 2006W poszukiwaniu śladów obecności po 60 latach ....
Pani Helena Sykut ma 84 lata i nie otrzymała dotychczas odszkodowania za roboty przymusowe. Pracowała w czasie wojny na jednym z folwarków pod Kolonię, folwarku, którego już nie ma: "Zaświadczenie musiałam mieć, że pracowałam, ale byłam w barakach i te baraki się spaliły i mnie wszystko się spaliło. Zostałam bez niczego." Helena Sykut była na robotach przymusowych z siostrą, ale jej słowo w tej sprawie nie wystarczało. Szczegóły z pracy na folwarku, jakie pani Helena opowiedziała pracownikam El-De-Haus teraz, w czasie pobytu w Kolonii prawdopodobnie wystarczą, aby wystawić jej tzw. świadectwo prawdopodobieństwa potrzebne do uzyskania odszkodowania - mówi towarzysząca pani Helenie siostrzenica Danuta Wnuk. Zaświadczenie o robotach przymusowych otrzymało z pomocą Grupy Messelager i El-De-Haus rodzeństwo Helena Niezgoda i Josef Mamser. Folwark, na którym pracowali jeszcze istnieje. Zawitali tam po 60 latach i zostali przyjęci przez panią Müller, żonę syna byłego właściciela folwarku. "Tu się nic nie zmieniło od 40 roku, te zabudowania, takie jak było tak jest...Dziwnie się czujemy"- mówili po przybyciu. Pani Helena i pan Józef pracowali na folwarku z rodzicami. W sąsiedztwie pracował brat ich ojca z rodziną. On jedyny nie wrócił po wojnie do komunistycznej Polski. W tym dniu Helena i Józef po raz pierwszy spotkali także swoją krewną. "Podobna raczej do ojca"- stwierdziła pani Helena, gdy podeszła do nich 62 letnia kuzynka Regina. „Moi rodzice byli zawsze Polakami i umarli jako Polacy„ – opowiadała pani Regina. Ona sama nie umie mówić po polsku, ale trochę rozumiała, co mówili do niej krewni. Po 60 latach na folwarku niemieckiej rodziny Müller spotkali się potomkowie polskiej rodziny rozdzielonej przez historię. Stali obok siebie i nie mogli ze sobą porozmawiać. Trzymali się jedynie w ramionach. „Bałam się tego spotkania, bo mówię, jak my się porozumiemy” – zwierzała się pani Helena.
Ofiarna pomoc w beznadziejnych sytuacjach...
Opowiadania byłych robotników przymusowych są skrzętnie spisywane. Zapisy te pomocne są w rekonstrukcji faktów, a to z kolei pozwala na wystawienie zaświadczeń do uzyskania odszkodowania - mówi Karin Witte, jedna z wolontariuszek Grupy Messelager:” Były książeczki pracy, jeszcze są, w urządach powiatowych były szczegółowe listy. Niemcy byli pedantami w biurokracji, wszystko notowali.” Traude Burth, karmelitka, siostra Caritas, z grupy Messelager mówi, że właśnie na to Grupa Messelager i El-De-Haus zwracali uwagę goszczącym w Kolonii robotnikom przymusowym: „Chodziliśmy po urzędach i wystawialiśmy zaświadczenia. Pamiętam jak jedna z pań rozchorowała się i umarła. Nie dowiedziała się, że jej sprawa nabiera pozytywnego obrotu. I właśnie o tym rozmawialiśmy w styczniu na spotkaniu z politykami i przedstawicielowi Fundacji ”Pamięć, Odpowiedzialność i Przyszłość”.
Front przeciwko zakończeniu wypład odszkodowań...
Grupa Messelager od dwóch lat sprzeciwia się planowanemu z końcem tego roku wstrzymaniu finansowych odszkodowań. Praca przymusowa nie ulega przedawnieniu – argumentują Kolończycy. Reakcja Fundacji na to ich nie zadowala – mówi Traude Burth: „Termin ten musi być dochowany, mówią nam, ale są skłonni rozwiązać istniejący problem odszkodowań w ramach pomocy humanitarnej. My odrzekliśmy, że nie chcemy tego jeszcze, bo ci robotnicy przymusowi mają prawo do odszkodowań a pomoc humanitarna kojarzy się ze współczuciem. A nie tylko o to chodzi. Oni mają przecież prawo do odszkodowań.”
O prawa do odszkodowań pracownicy centrum dokumentacji nazizmu El-De-Haus i Grupa Messelager interweniują także w Polsce. Elżbieta Adamska z El-De-Haus mówi o zawinionych w Polsce przypadkach: Są takie stowarzyszenia "Polaków poszkodowanych przez Trzecią Rzeszę". Jeśli ktoś mieszkał na wsi na przykład pod Wałczem, nie składał wniosku o odszkodowanie do Warszawy, do Fundacji, lecz do stowarzyszeń oddziałowych. I te organizacje trochę zawaliły sprawą, a w niektórych wypadkach całkiem zawaliły sprawę, bo poprostu chcieli, żeby ci ludzie wstąpili do ich organizacji, wydawali im legitymacje, a jak ktoś później nie płacił składek, to poprostu tę sprawę - tak mi się wydaje - odkładali na bok. I jakimś dziwnym zbiegiem okolicznościz mamy takie dwa przypadki z Piły. Walczyliśmy już o odszkodowanie dla jednej pani, która w międzyczasie zmarła. A teraz mamy drugi przypadek. Pani Helena Sykut, mimo, że jej stan zdrowia jest nie najlepszy, przyjechała z nadzieją, że dostanie jakieś dokumenty od nas i w ten sposób cokolwiek uzyska. Ale Fundacja powiedziała, że niestety żadnej szansy dla niej nie ma, być może jakaś jednorazowa pomoc humanitarna. Ale ona nie jest winna, bo winne jest stowarzyszenie w Pile. Tak, że mała afera."
Temat odszkodowań był dyskutowany w ubiegłym tygodniu w Kolonii na zorganizowanym w EL-De-Haus panelu. Zostanie także w najbliższym czasie żywo dyskutowaną kwestią dzięki determinacji kilku ludzi z Kolonii, którzy nota bene także jako pierwsi upomnieli się kilka lat temu o odszkodowania dla byłych robotników przymusowych.