1. Przejdź do treści
  2. Przejdź do głównego menu
  3. Przejdź do dalszych stron DW

Praca przymusowa była kobieca

Elżbieta Stasik8 marca 2012

Pod takim tytułem odbyło się w Berlinie pierwsze spotkanie z cyklu „Ofiary niemieckiej wojny ekstreminacyjnej na Wschodzie”, zainicjowanego przez Fundację "Pamięć, Odpowiedzialność, Przyszłość".

https://p.dw.com/p/14H1s
Halina Koseska i Barbara Rybeczko-Tarnowiecka z radcą ambasady RP Iwoną KozłowskąZdjęcie: DW

8 marca 1940 r. wydane zostały tzw. Dekrety Polskie (Polen-Erlasse), którymi nazistowskie Niemcy regulowały status polskich robotników przymusowych w III Rzeszy. Dwa lata później ukazały się dekrety o robotnikach wschodnich (Ostarbeiter-Erlasse), obejmujące robotników przymusowych z ZSRR. Dekrety odbierały ofiarom pracy niewolniczej praktycznie wszystkie prawa, spychając ich do kategorii „podludzi”.

Pracą niewolniczą dotkniętych było w czasie II wojny światowej ponad 30 mln ludzi dwudziestu narodowości. Największą grupę stanowili obywatele ZSRR (od 22 do 27 mln) i Polacy (od 2,5 do 3,5 mln). Ponad połowę niewolników stanowiły kobiety, gros z nich poniżej 20 roku życia.

Miałyśmy siedzieć nad książkami a nie drżeć ze strachu

Halina Koseska, łączniczka Powstania Warszawskiego miała 15 lat, kiedy po upadku Powstania została wywieziona do pracy przymusowej do Niemiec. W Meilingen, w fabryce zbrojeniowej Gutlewoga wycinała gwinty w lufach do dział przeciwlotniczych. „Nie byłam przyzwyczajona do ciężkiej pracy”, mówi na spotkaniu w Berlinie. „To był stracony czas dla młodego człowieka, który miał siedzieć nad książkami a nie drżeć za strachu. Bo bałam się przez cały czas”. Dużo więcej o swoich przeżyciach nie mówi. „Lubię wspominać to, co dobre”, dodaje i opowiada, że „miała szczęście”, bo maszyna stała przy oknie, mogła więc patrzeć przez okno na przyrodę.

Ponad połowę robotników przymusowych w III Rzeszy stanowiły kobiety, większość poniżej 20 lat
Ponad połowę robotników przymusowych w III Rzeszy stanowiły kobiety, większość poniżej 20 latZdjęcie: Deutsches Historisches Museum

Barbara Rybeczko-Tarnowiecka trafiła do Tautenburga, do gospody. Przypadły jej wszystkie najcięższe prace, czyszczenie latryn, palenie w piecach - a było ich sześć, opowiada. Do jej obowiązków należało też szorowanie podłogi wielkiej jak boisko piłkarskie. „Frau Petzold, właścicielka gospody mówiła, że podłogi mają być lepiej wyszorowane, niż stoły u sąsiadów. Najgorzej ją wspominam. Kiedy wyjeżdżałam, nawet się z nią nie pożegnałam. Byłam służącą”, mówi dzisiaj. Wywieziona została także po upadku Powstania Warszawskiego, tym samym transportem, w którym znalazła się Halina Koseska. Miała 14 lat.

Obydwie kobiety były w Niemczech od tego czasu tylko raz. W Meilingen. Do Tautenburga Barbara Rybeczko-Tarnowiecka nie chciała i nie chce wracać.

Nie siejmy nienawiści

Przyjazd do Berlina był trudną decyzją, ale postanowiły spotkać się z Berlińczykami. „Liczyłyśmy, że Berlin się zmienił. Uwierzyłyśmy w ludzką dobroć, bo inaczej człowiek by nie miał szans. Nie siejmy wśród siebie nienawiści, obojętnie, jakiej nacji jesteśmy. Chyba dlatego zgodziłam się tu przyjechać”, mówi Halina Koseska.

Charakterystyczna naszywka "P" dla polskich robotników przymusowych
Charakterystyczna naszywka "P" dla polskich robotników przymusowychZdjęcie: Berlin, Stiftung Deutsches Historisches Museum

„Pamięć jest ważna zwłaszcza dla młodych pokoleń. Chyba nie dopuszczą już do jakiegokolwiek konfliktu w Europie. W końcu ci młodzi zadecydują o tym, jaka będzie ta Europa”, dodaje Barbara Rybeczko-Tarnowiecka.

Wojna jest niewyobrażalna

Patricia i Angelika, uczennice szkoły im. Nelsona Mandeli w Berlinie mają po 17 lat. Pracę niewolniczą wybrały jako temat swojej pracy egzaminacyjnej. Specjalnie przyszły do berlińskiego przedstawicielstwa Saksonii, gdzie odbyło się spotkanie. Z uwagą słuchają oszczędnych relacji Polek. Kiedy stały się w Niemczech niewolnicami, były jeszcze młodsze, niż Patricia i Angelika. Dla nich sytuacja taka jest niewyobrażalna: „W ogóle jak straszna musiała być wojna. Nie możemy sobie tego wyobrazić. Te dziewczyny nie mogły nawet wyjść. Nie miały roweru, nie miały nic”.

Dotarcie do młodzieży jest bardzo ważnym aspektem cyklu „Ofiary niemieckiej wojny ekstreminacyjnej na Wschodzie”. Nawet, jeżeli są głosy, by nareszcie zostawić już przeszłość w spokoju. „Właśnie dzisiaj, kiedy mamy w Niemczech do czynienia z tyloma rasistowskimi incydentami, trzeba o niej mówić”, mówi Günter Saathof, członek zarządu fundacji "Pamięć, Odpowiedzialność, Przyszłość".

Trzeba też o niej mówić w krajach, skąd pochodzą ofiary pracy niewolniczej. Przez dziesięciolecia ich pobyt w czasie II wojny światowej w Niemczech był tematem tabu, zwłaszcza w krajach byłego ZSRR. Ale też w Polsce. Halina Koseska zapytana, czy ktoś interesował się jej losem po powrocie do kraju, odpowiada krótko: „Nikt. Zresztą starałam się to ukryć. Tak było bezpieczniej”. Dla Patricii i Angeliki znowu niewyobrażalna sytuacja.

Cykl „Ofiary niemieckiej wojny ekstreminacyjnej na Wschodzie” został powołany do życia w ubiegłym roku, w 75. rocznicę napaści hitlerowskich Niemiec na ZSRR. Potrwa do końca 2015 r., a zainicjowała go fundacja „Pamięć, Odpowiedzialność, Przyszłość”. Partnerami są Akcja Znak Pokuty - Służba Pokoju - Aktion Sühnezeichen - Friedensdienste, Fundacja na rzecz Pomnika Pomordowanych Żydów Europy, Niemiecko-Rosyjskie Muzeum Karlshorst w Berlinie i stowarzyszenie Przeciwko Zapomnieniu – na Rzecz Demokracji.

Elżbieta Stasik

red. odp.: Małgorzata Matzke