Portugalia. Między nadzieją i zwątpieniem
27 lutego 2015Nawet Portugalczycy nie są zgodni w ocenie swojej sytuacji. Z jednej strony rząd i ekonomiści uważają, że najgorsze już minęło. Z drugiej strony pracownicy socjalni i przedstawiciele niemal wszystkich organizacji charytatywnych ostrzegają, że socjalny kryzys jeszcze się pogłębi.
Rząd szczyci się w równym stopniu przedwczesnym spłaceniem części kredytu ratunkowego, jak względnie niskim, bo 14-procentowym oficjalnym bezrobociem. Do danych tych trzeba jednak podchodzić ostrożnie, ostrzega João de Sousa z organizacji charytatywnej AMI. Statystyki bezrobocia w Portugalii są upiększane przez bezsensowne kursy dokształcające, także wielu bezrobotnych, zrozpaczonych swą beznadziejną sytuacją nawet już nie zgłasza się do urzędów pracy. Portugalskie związki zawodowe CGTP szacują rzeczywisty stopień bezrobocia na 25 procent. Do tego dochodzi jeszcze cała rzesza pozornie samodzielnych mikroprzedsiębiorców, którzy zarabiają o wiele za mało albo prawie nic.
Biedny kraj, biedni obywatele
Powodów do radości nie mają też ci, którzy pracują. Gwarantowana ustawowo płaca minimalna w wysokości 430 euro netto jest raczej wyjątkiem niż regułą. Zwłaszcza ludzie zatrudnieni w najważniejszych gałęziach portugalskiego eksportu – przemyśle tekstylnym i obuwniczym muszą się mocno nagimnastykować, żeby powiązać koniec z końcem. Nic dziwnego, że według najnowszych danych urzędu statystycznego INE liczba oficjalnie biednych wzrosła do 19 procent społeczeństwa. Blisko dwa miliony z dziesięciu milionów Portugalczyków muszą przeżyć za mniej niż 60 procent przeciętnych dochodów. Biorąc pod uwagę, że już przed kryzysem sieć socjalna w Portugalii była ekstremalnie dziurawa, teraz została niemal całkowicie zniszczona. Jest katastrofalnie, skarży się szef AMI João de Sousa.
– Problemy socjalne spowodowane polityką oszczędnościową w dalekim stopniu nie są rozwiązane – uważa także Aurora Teixeira, profesor ekonomii na uniwersytecie Porto. Dzięki przedłużeniu czasu pracy, obniżeniu zarobków i zmniejszeniu wydatków państwowych rząd doprowadził wprawdzie budżet państwa do godziwego stanu, gospodarka nareszcie widzi światło na końcu tunelu. Przeprowadzone jednak także radykalne cięcia w sferze socjalnej, szczególnie mocno dotknęły najsłabszą część społeczeństwa.
Zwątpienie czy nadzieja?
– Sięgnęliśmy kresu naszych możliwości – wzrusza ramionami João de Sousa. Biedakuchnia prowadzona w Porto przez jego organizację AMI jest beznadziejnie przeciążona. Ryż, ziemniaki, konserwy, które raz w miesiące wydawane są biednym, już nie wystarczają. Tak bardzo wzrosło zapotrzebowanie. Nie inaczej jest w Lizbonie i innych dużych miastach. Sytuacja jest jasna: długo jeszcze nie można mówić o końcu kryzysu.
Portugalia żyła ponad stan. Jej wydatki przerastały dochody, tłumaczy Aurora Teixeira. Dziś się to zmieniło. Jeżeli odliczyć zadłużenie, budżet państwa jest nawet na plusie. Zaordynowana pacjentowi radykalna kuracji zatem opłaciła się. – Wróciła nadzieja, odbiliśmy się od dołka – uważa Teixeira. Brakuje jednak zmian strukturalnych. Portugalia musi produkować więcej i lepiej. By do kraju wpływało więcej pieniędzy, nie może koncentrować się tylko na uslugach, takich jak turystyka. Także ekonomistka Teixeira nie wie jednak, jak miałoby się to stać przy głodowych płacach, jakie oferują w międzyczasie portugalscy przedsiębiorcy.
Bieda albo emigracja
Fatalnie opłacani albo bezrobotni, dobrze wyksztalceni młodzi Portugalczycy wyjeżdżają więc za granicę. Od wybuchu kryzysu rokrocznie opuszcza kraj ponad sto tysięcy Portugalczyków. Emigrują do Wielkiej Brytanii, Francji albo do Niemiec. Przede wszystkim są to absolwenci wyższych uczelni, wśród nich inżynierowie i ekonomiści, ale też rzemieśnicy i pielęgniarki.
Ponieważ rząd Portugali nadal radykalnie oszczędza, państwowe polikliniki i szpitale cierpią na chroniczny niedostatek personelu, kto pracuje, otrzymuje głodowe pensje, pomstuje Guadalupe Simões ze związku zawodowego pielęgniarek. – Mogę zrozumieć, jeżeli młodzi ludzie po uzyskaniu wykształcenia nie chcą pracować za 700 euro na umowach czasowych, o ile w ogóle znajdą pracę. Uciekają więc za granicę – mówi Simões. Zostają starsi i biedni a oferowana im i tak już marna opieka zdrowotna, w ramach polityki oszczędnościowej okrajana jest jeszcze bardziej, gorzko przyznaje Simões.
Tyle, że właśnie ta radykalna polityka oszczędnościowa przywróciła Portugalii zaufanie światowych rynków, zaznacza profesor ekonomii Aurora Teixeira. Dzięki temu Portugalia mogła wziąć minimalnie oprocentowaną pożyczkę (2 %) i zwrócić nawet wcześniej część swojego długu z unijnych funduszy ratunkowych. – Pozwala to rządowi na większą swobodę działania. W bardziej niezależny sposób może wyznaczać polityczne punkty ciężkości – wyjaśnia Teixeira. Pierwsze jaskółki końca polityki oszczędnościowej już widać: rząd może zrezygnować częściowo z obniżenia płac. W planie są kolejne kroki. W końcu 2015 jest w Portugalii rokiem wyborczym. Społeczeństwo cierpiało już wystarczająco długo.
Jochen Faget (Lizbona) / Elżbieta Stasik