Port lotniczy BER: Miał być prestiżowy, jest pechowy
12 grudnia 2017Premierzy krajów związkowych Berlina i Brandenburgii, Michael Müller (SPD) i Dietmar Woidke (SPD), spotkają się dziś (12,12.2017), by porozmawiać nad dalszym harmonogramem największej i najbardziej pechowej inwestycji infrastrukturalnej w Niemczech w ostatnich latach - budową międzynarodowego portu lotniczego Berlin Brandenburgia im. Willy'ego Brandta.
A miało być tak pięknie...
Budowa lotniska rozpoczęła się w 2006 roku. Pierwsze samoloty rejsowe miały z niego wystartować na jesieni 2011. Tymczasem mamy zimę roku 2017 i wciąż nie wiadomo, kiedy ten nowy port lotniczy Berlina, trzeci co do wielkości w Niemczech po Frankfurcie nad Menem i Monachium, zostanie otwarty.
Po kompromitującej serii usterek technicznych i wielokrotnym przesuwaniu terminu oddania nowego lotniska do użytku, nie brakuje głosów twierdzących, że nigdy do tego nie dojdzie. Ta inwestycja od początku stała pod złą gwiazdą. Z góry można było założyć, że obliczenie jego przepustowości na 27 mln pasażerów rocznie jest poważnym błędem, który pociągnie za sobą inne. Dziś wiadomo już, że należało go zaplanować na obsługę 37 mln pasażerów, bo takie są rzeczywiste potrzeby stolicy Niemiec.
Dyrektor portu BER Engelbert Lütke Daldrup jeszcze w tym tygodniu ma podać nowy termin jego otwarcia. Wspomniane na początku spotkanie premierów landów Berlina i Brandenburgii służy, jak poinformowano, przygotowaniu posiedzenia rady nadzorczej spółki budującej lotnisko, której udziałowcami są skarb państwa i dwa kraje związkowe, Berlin i Brandenburgia, w piątek 15 grudnia. Nie należy jednak, jak podkreślono, traktować tego posiedzenia jako "spotkania kryzysowego". W tej chwili nie wiadomo jeszcze czy w tym posiedzeniu weźmie udział przedstawiciel rządu federalnego.
Ostrożność nigdy nie zawadzi
Port BER już od sześciu lat powinien działać na pełnych obrotach. Tak się jednak nie stało, z powodu licznych usterek technicznych, w tym niesprawnej instalacji przecipożarowej, która okazała się najważniejszą przyczyną kilkukrotnego przesuwania terminu jego otwarcia. Dyrektor BER Lütke Daldrup chciałby zakończyć wszystkie prace budowlane i wyposażeniowe w sierpniu przyszłego roku. Można jednak wątpić, czy ekipom budowlanym uda się do tego czasu uporać z czekającymi ich zadaniami.
Ale nawet jeśli tak się stanie, to po otwarciu lotniska trzeba będzie przeprowadzić serię testów wszystkich instalacji, potem nastąpi jego oficjalne odebranie przez nadzór budowlany i inne instancje oraz próbny rozruch. Wcześniej na to wszystko przewidziano rok. Lütke Daldrup wspomniał, że jego harmonogram kryje w sobie bufor bezpieczeństwa na wypadek gdyby coś znowu miało pójść nie tak, jak zakładał. W praktyce oznacza to, że w najlepszym wypadku nowe lotnisko zostanie oddane do użytku w 2019 roku. Krytycy tej inwestycji przebąkują, że bardziej prawdopodobnym terminem otwarcia BER jest rok 2020 lub 2021. Zarząd lotniska wolał tego nie komentować.
Koszty stale idą w górę
Rozgrzebane berlińskie lotnisko pochłania co miesiąc 17 mln euro, aby utrzymać je w stanie pozwalającym na jego późniejsze otwarcie. To jednak nie wszystko. Co miesiąc zarząd BER traci dodatkowo od 13 do 14 mln euro, bo nie może pobierać opłat od właścicieli sklepów i restauracji w lotniskowych terminalach. Z prostej przyczyny: są nieczynne, a właściwie w ogóle ich tam jeszcze nie ma.
Najważniejsze na koniec: BER miał kosztować 2 mld euro. Do tej pory ta pechowa inwestycja pochłonęła 6,5 mld euro i z góry można powiedzieć, że na tym się nie skończy. Pewne jest tylko jedno: BER to koronny dowód i zarazem symbol nieudolności i niezdolności władz RFN i Berlina do poradzenia sobie z dużym i prestiżowym projektem, którym chciały się pochwalić przed całym światem.
Andrzej Pawlak / DW, dpa