Polska na Berlinale
16 lutego 2005Berlin jest bardzo ważny dla geografii festiwalowej, bo Berlin otwiera sezon. Także dla polskiego kina jest bardzo ważny, więc nie być tutaj, to tak, jak nie być w ogóle mówi Irena Strzałkowska, przedstawiciel studia filmu „Tor” na Berlinale i dodaje, że skoro w konkursie nie ma polskich filmów, to chociaż my na targach jesteśmy. Już piąty rok z rzędu nie ma polskich filmów w głównym konkursie festiwalowym. Co sprawia, że polskie kino jest na tak ważnej imprezie filmowej praktycznie nieobecne. Ostatni film, jaki był tutaj w konkursie to była nasza produkcja pt. „Weissern” Wojtka Marczewskiego. Został tutaj bardzo dobrze przyjęty. Zresztą była to kooprodukcja polsko-niemiecka i taką właśnie obserwujemy zasadę: Nie ma niemieckiego kooproducenta, to tak, jakby filmu nie było. Ale takie tłumaczenie to chyba bardziej kokieteria lub wymówka. Przecież są filmy zagraniczne bez niemieckich koproducentów, więc najwyrażniej to nie jest decydującym kryterium. Owszem. Ale my się naprawdę poważnie nad tym zastanawiamy, dlaczego tak się dzieje. Mamy wielu młodych i zdolnych filmowców. Po tym, jak zobaczyłam parę filmów na tegorocznym Berlinale, jestem pewna, że i kilka naszych wiodących pozycji mogło się tam bez problemu zmieścić, chociaśby „Pręgi” Magdy Piekosz, czy „Wesele” Wojtka Smarzowskiego, czy np. „Nikifor”. Dlaczego ich nie chciano? – sami byśmy chcieli zanć odpowiedż na to pytanie. Dlaczego tak trudno jest wylansować nowych filmowców z Polski w Europie zachodniej, czy też polskie filmy. Czy pustki, jaką pozostawił Krzysztof Kieślowski naprawdę nie można wkrótce wypełnić? To nie jest kwestia kryzysu polskiego kina. Ostatni festiwal filmowy w Gdyni pokazał, że „młodzi górą”. Może muszą jednak poprawić jeszcze warsztat, zanim zaistnieją tutaj, na europejskim rynku filmowym. Natomiast Kieślowski był oczywiście marką, której nie da się tak po prostu zastąpić. Jednak nie zapominajmy również, jak długa była jego droga do tych międzynarodowych laurów. Dwie polskie pozycje pokazane są poza głównym konkursem. W „Panoramie Special” zaprezentowany został film „Ono” Małgosi Szumowskiej, opowieść tematyzująca aborcję. Film, który jest polsko-niemiecką produkcją nie wzbudził jednak w Berlinie zainteresowania. Także druga produkcja - 10-ciominutowy film animowany „Jam Sassion” autorstwa Joanny Plucinskiej został zrealizowany przy pomocy niemieckiego koproducenta - Poczdamskiego Studia Filmowego Babelsberg. Ten film bierze przynajmniej udział w konkursowej kategorii filmu krótkometrażowego. Jednak są to tylko sporadyczne akcenty. Najwidoczniejszy polski akcent na Berlinale to obecność polskich wytwórni filmowych na europejskich targach filmowych, które od lat towarzyszą festiwalowi. Jadwiga Kobylińska, odpowiedzialna za eksport w Filmie Polskim Agencji Promocji”:
Na wspólnym stoisku prezentują się cztery firmy, Polski Film Agencja Promocji, Studio Filmu Tor oraz Studio Zebra, jak również jeden dystrybutor.
Zabrakło natomiast Telewizji Polskiej. Wewnętrzne turbulencje i reorganizacja telewizji najwyrażniej sparaliżowała przygotowania do europejskich targów filmowych w Berlinie. Wzmożone zainteresowanie polskimi produkcjami wystawcy notują zwłaszcza ze wschodu Europy, ale także z Niemiec, Włoch i Francji. Tradycyjnie już dobrze sprzedaje się klasyka polskiego kina, czyli filmy Andrzeja Wajdy oraz zupełnie nowe kino, zwłaszcza o tematyce społecznej. O przełomie polskiego kina na tegorocznym Berlinale w każdym razie mówić nie można. Irena Strzałkowska: Ogólnie zainteresowanie jest średnie. Kilka ważnych rozmów mam jeszcze przed sobą, ale jak rozmawiam z innymi uczestnikami targów, to potwierdzają oni moje obserwacje. Wszystko jakby działo sią troszkę wolniej, niż w latach ubiegłych. Napewno widzimy trend do koprodukcji, sami zresztą widzimy w tym swoją przyszłość i to wcale nie tylko ze względu na pieniądze, które jako projekt międzynarodowy łatwiej jest zdobyć. Od 15 at działamy w funduszu europejskim „eurimage”, należymy do programu „Media”, jednak jeszcze nie wykorzystujemy w wystarczającym stopniu możliwości jakie daje współpraca europejskie. Ale powoli nadrabiamy. I dlatego szukamy partnerów zagranicznych, bo przy ich pomocy jest to łatwiejsze. Zwłaszcza z Niemcami chętnie i często współpracujemy, właściwie to już od 40-stu lat. Czasem również z Francuzami, jednak ta współpraca układa się trudniej, bo francuski film to rynek bardzo hermetyczny.
Róża Romaniec Deutsche Welle Berlin