Polonia także wybiera prezydenta
20 czerwca 2010Najwięcej polskich wyborców pójdzie do urn w konsulatach RP w Berlinie, Kolonii i Monachium. Polacy mogli wpisywać się na listy wyborcze do czwartku (17.06) o północy. Łącznie do konsulatów napłynęło 19 tysięcy wniosków o wpisanie na listę. To niewiele, w obliczu faktu, że w Niemczech żyje na stałe kilkaset tysięcy osób z polskimi paszportami. Ale jest to o tysiąc więcej niż w ostatnich wyborach parlamentarnych.
Wybory w dużych miastach
Na terenie Niemiec istnieją cztery duże okręgi wyborcze: w Berlinie, Hamburgu, Kolonii oraz Monachium. W każdym z tych okręgów działa od dwóch do trzech komisji wyborczych. Znajdują się one w dziewięciu miastach: Berlin (2), Lipsk, Hamburg, Brema, Kolonia, Dortmund, Frankfurt nad Menem, Monachium oraz Stuttgart.
Zagłosować można we wszystkich polskich konsulatach na terenie Niemiec. W miastach, gdzie nie ma polskich placówek dyplomatycznych, lokale wyborcze znajdują się w szkołach (np. Frankfurt) oraz w kościołach Polskiej Misji Katolickiej (w Dortmundzie).
W Berlinie ma zamiar głosować blisko cztery tysiące osób, czyli podobnie, jak podczas ostatnich wyborów do Sejmu. Wtedy w stolicy Niemiec zagłosowało 3200 spośród zgłoszonych 4000 Polaków.
Spóźnialscy mogą głosować w Polsce
Ci, którzy do tej pory nie złożyli wniosków o wciągniącie na listy wyborcze w Niemczech, mogą jednak oddać głos w Polsce. "Jest to możliwe w dowolnym lokalu wyborczym na terenie RP, jeżeli osoby te posiadają ze sobą polski paszport oraz zaświadczenie o stałym zameldowaniu w Niemczech", powiedział Mariusz Skórka z Polskiego Konsulatu w Berlinie.
Termin składania wniosków o udział w wyborach już minął. Można je było składać pisemnie, telefonicznie oraz przez internet - wypełniajac specjalny formularz zamieszczony na stronie internetowej Ambasady RP w Berlinie. Lokale wyborcze będą otwarte w niedzielę od godziny 6 rano do 20 wieczorem.
Na razie Niemcy spoglądają na zachód
Zainteresowanie wyborami prezydenckimi w Niemczech na razie nie jest duże, gdyż jak twierdzą obserwatorzy, aktualnie Niemcy są zajęci innymi problemami, w tym również poprawą stosunków z zachodnim sąsiadem. "Polska nie jest członkiem strefy euro, dlatego obecnie Niemcy bardziej zwracają się ku Francji, z którą chcą dojść do porozumienia w sprawie walki z kryzysem", tłumaczy Stephan Bastos z Niemieckiego Towarzystwa ds. Polityki Zagranicznej (DGAP) w Berlinie.
Zdaniem politologa DGAP nieporozumienia ostatnich miesięcy w niemiecko-francuskich stosunkach stają się coraz bardziej widoczne. "Niemcy ponownie sobie przypominają, że bez porozumienia z Francją nie rozwiążą poważnych kwestii w Europie".
Zdaniem obserwatorów sporo uwagi Niemców pochłania obecnie również mundial oraz wybory własnego prezydenta 30 czerwca 2010.
Powściągliwe nadzieje
Niemieccy politycy pytani o oczekiwania wobec wyborów w Polsce wypowiadają się niechętnie. Większość mówi, że wyniki wyborów są dla nich trudne do przewidzenia. Deputowany do Bundestagu Karl-Georg Wellmann (CDU) życzyłby sobie, by "nowi prezydenci Polski i Niemiec jak najszybciej się ze sobą spotkali i być może odbędą swoje pierwsze wizyty właśnie do kraju sąsiedzkiego".
Zdaniem niemieckich politologów dla stosunków polsko-niemieckich i pozycji Polski w Europie lepszym kandydatem na prezydenta RP jest Bronisław Komorowski. "Komorowski oznacza mniej wewnątrzpolitycznych potyczek między premierem a prezydentem, co ma znaczenie dla polityki europejskiej", mówi Kai Olaf Lang z Fundacji Nauka i Polityka w Berlinie. "Z Komorowskim jako głową państwa polskie stanowisko w UE byłoby bardziej przewidywalne, co jest istotne w obliczu nadchodzącej prezydencji Polski w Unii", dodaje.
Stephan Bastos uważa, że gdyby wybory wygrał Jarosław Kaczyński byłby to dla Berlina oraz Brukseli sygnał, iż Polska jest krajem mocno podzielonym wewnętrznie. "Oprócz dużego obozu liberalnego pojawiłaby się wówczas jeszcze większa grupa społeczna, dla której najważniejsze są narodowe interesy i która na płaszczyźnie europejskiej byłaby mniej skłonna do kompromisów i bardziej gotowa do konfrontacji", twierdzi Bastos. Jego zdaniem byłby to również sygnał, iż polska trauma wynikająca z doświadczeń historii "nadal może być bardziej politycznie instrumentalizowana, niż się to Niemcom w ostatnich latach wydawało".
Róża Romaniec, Berlin
red.odp.: Małgorzata Matzke